Wiza narzeczeńska: Jak wyjść za mąż w 90 dni?

Każdy wie, że związki na odległość bywają skomplikowane i wymagają pielęgnacji. Sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, gdy parę dzielą granice państw oraz pełne obostrzeń przepisy wjazdowe.

Ślub z obcokrajowcem? To nie takie proste
Ślub z obcokrajowcem? To nie takie proste123RF/PICSEL

Osoba, która otrzymała wizę K-1 musi zawrzeć związek małżeński bezwzględnie w ciągu 90 dni od momentu przekroczenia granicy Stanów Zjednoczonych. W Urzędzie Imigracyjnym musi zostać przedstawiony akt małżeństwa wydany i podpisany przez odpowiedni organ.

Wizy nie mogą otrzymać osoby, które NIGDY się nie spotkały. W Urzędzie należy udowodnić, że doszło do spotkania np. przedstawiając wspólne zdjęcie.

Korzystając z wizy należy poślubić tę osobę, która zainicjowała proces wizowy w USA i podpisała zaproszenie. Jeśli para rezygnuje ze ślubu nie istnieje możliwość, by korzystając z tej samej wizy poślubić innego obywatela USA. Należy wówczas niezwłocznie opuścić USA i na nowo rozpocząć proces ubiegania się o wizę. Jeśli dojdzie do zawarcia związku małżeńskiego z inną osobą, nie można się z tego tytułu ubiegać o zieloną kartę, a Urząd Imigracyjny może wystawić nakaz deportacji.

W krzyżowym ogniu pytań

Podczas wypełniania dokumentów w Urzędzie Imigracyjnym należy pisać prawdę. Najdrobniejsza wykryta nieprawidłowość może oznaczać natychmiastowy nakaz deportacji. Urząd sprawdzi również, czy para spełnia wszelkie przesłanki związku małżeńskiego i poprosi o okazanie dowodów np.

- wspólne zdjęcia  / ślub, różne uroczystości rodzinne, wakacje, podróże /

- wspólne konto w banku

- posiadanie dzieci

Podczas wywiadu należy również odpowiedzieć na kilka (z puli kilkuset) pytań, które zweryfikują, czy para nie pobiera się "dla papierów". Np.:

- Kiedy Pana żona była ostatni raz u dentysty?

- Ile zamierzacie mieć dzieci?

- Na co uczulony jest Pani mąż?

- Jakie jest nazwisko panieńskie Pana żony - proszę przeliterować

Ślub na Alasce

O swoich przejściach związanych z wyprowadzką do USA, a konkretnie na Alaskę oraz tym, jak została przyjęta w swojej nowej ojczyźnie opowiedziała nam pochodząca z Warszawy Kasia.

Z jaką reakcją spotkała się wasza decyzja o ślubie i wyprowadzce na Alaskę?

- Rodzina męża była oczywiście bardzo ostrożna, jego znajomi, którzy mają znajomych Polaków, opowiadali mu niestworzone historie. Wszyscy mieli złe przeczucia co do mnie i każdy ostrzegał mojego męża przed tak ryzykownym posunięciem. Tak samo zresztą było i w moim przypadku. Moi znajomi oraz rodzina byli niezadowoleni z mojego wyboru, uważali, że nie mogę wyjechać na drugi koniec świata, ciągnąć córki ze sobą, aby żyć z człowiekiem,  którego widziałam dwa razy w życiu. Faktycznie, jak patrzy się na to wszystko z boku, to jesteśmy kompletnymi wariatami i bardzo nieodpowiedzialnymi ludźmi. Jednak wszyscy, którzy mieli jakikolwiek kontakt z moim mężem, nie potrafili oprzeć się jego czarowi.

Jak wyglądał wasz ślub?

- Jestem zwolenniczką kameralnej uroczystości, bez całego szumu i sukienek. To mój mąż nalegał, aby ślub był niesamowity, żeby wszystko było tak jak trzeba. Problem w tym, że moja rodzina nie mogła przylecieć ze względów finansowych oraz ze względu na brak wizy. Więc poszliśmy na mały układ: wzięliśmy skromny ślub i postanowiliśmy, że zrobimy duże wesele w polskim stylu, trochę później. Szybko zaszłam jednak w ciążę i wesele zeszło na drugi plan.

Do czego było ci się najtrudniej przyzwyczaić po zamieszkaniu w Ameryce? Jak się odnajdujesz na Alasce?

- Na początku było mi troszeczkę trudno się odnaleźć, szczególnie, że mój mąż pracuje w systemie zmianowym - 2 tygodnie pracy i 2 tygodnie odpoczynku. Więc połowę czasu tutaj jestem sama z córką. Nie posiadam prawa jazdy i mieszkam na "końcu świata". Dawniej mieszkałam na Warszawskim Ursusie, gdzie można wszędzie podejść albo podjechać, gdzie w mieszkaniach są kaloryfery, a ciepła woda nigdy się nie kończy. Tutaj, żeby było ciepło, trzeba napalić w piecu, a żeby napalić - trzeba narąbać drewna. Bojler także ma określoną pojemność. A jak mi zabraknie mąki to jestem załatwiona, bo najbliższy sklep mam w odległości 20 km. Wieczorami i nad ranem słychać niesamowite wycie psów z zaprzęgów, które w tym czasie są karmione. A na przystanku autobusu szkolnego można spotkać łosia.

- Moja córka ma 8 lat i na początku myślałam ze będę prowadziła tzn. home study (nauczanie domowe przyp. red. ), ponieważ Hania nie mówiła po angielsku. Niestety, to zakończyło się kompletną klapą. Tutaj nie ma szkół tzw. "English as a second language" (angielski jako drugi język - przyp.red.), więc musiałam ją posłać do normalnej szkoły. Byłam tym przerażona, jednak z czasem okazało się, że była świetna decyzja. Hania szybko przyswoiła język i świetnie sobie radzi w szkole.

Jak twoje życie wygląda teraz?

- Od tego momentu nasze życie wygląda dość monotonnie. Czekamy na "przetrawienie" dokumentów przez Urząd Imigracyjny i na dzidziusia. To po krótce wygląda nasza historia. Podejście oczywiście całej rodziny zmieniło się, kiedy mnie poznali i dzięki Bogu nie miałam żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Jedynie wujek mojego męża przesłuchał mnie dokładnie, wypytując o sytuacje ekonomiczną, bogactwa naturalne Polski oraz to, ilu mam braci i który z nich to mój mąż. Odpowiedziałam, że nie mam pojęcia, mam dwóch braci i obaj są moimi mężami.

Poznaj historie innych par

Każdy wie, że związki na odległość bywają skomplikowane i wymagają pielęgnacji. Sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, gdy parę dzielą granice państw oraz pełne obostrzeń przepisy wjazdowe. Kamera programu "Wiza na miłość" towarzyszy zakochanym postanawiającym rzucić wyzwanie losowi i pobrać się w ciągu 90 dni. W każdym z odcinków osobami podróżującymi do USA są kobiety z różnych stron świata, które w pogoni za uczuciem decydują się na opuszczenie rodzinnych stron. Premiera programu w piątek, 28 marca, o godz. 21:30, na TLC.

W programie "Wiza na miłość" poznajemy historię czterech niezwykłych par, które postanawiają skorzystać z K1 - wizy dla narzeczonych uprawniającej do 90-dniowego pobytu na terytorium Stanów Zjednoczonych. Jeśli po upływie tego czasu podróżujący nie zawrze związku małżeńskiego z obywatelem USA, musi niezwłocznie opuścić granice kraju. Bohaterki programu decydują się na ten odważny krok, by w końcu móc zamieszkać  z ukochanym. Szok kulturowy, bariera językowa i stres związany z poznaniem rodziny narzeczonego to tylko niektóre z wyzwań, z jakimi przyjdzie zmierzyć się zakochanym kobietom.

Louis i Aya
Louis i AyaINTERIA.PL

Swoją historią podzielą się Louis i Filipinka Aya, którzy poznali się na portalu randkowym. Louis, rozwiedzony ojciec dwójki dzieci, postanawia oświadczyć się dziewczynie. Aya ma  90 dni, by zdobyć akceptację swojej przyszłej rodziny i odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości.

Kirlyam i Alan
Kirlyam i AlanINTERIA.PL

Poznamy rownież Kirlyam zakochaną w religijnym mormonie o imieniu Alan. Po niespełna dwóch tygodniach spędzonych razem w Brazylii, pochodząca z małej wioski dziewczyna przylatuje do zatłoczonego Los Angeles i zaczyna się zastanawiać, czy 3 miesiące wystarczą jej, by podjąć decyzję o ślubie.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas