Reklama

Philips Lumea BRI 959, czyli jak w osiem tygodni polubić depilację

Nigdy nie ukrywałam, że depilacja to jeden z tych zabiegów, których po prostu nie znoszę. Od zawsze kojarzyła mi się ze żmudną walką przynoszącą wątpliwe efekty. Nawet kosztowne zabiegi nie dawały satysfakcjonujących rezultatów, a zestaw tradycyjnych maszynek straszył koniecznością wyciągania całego arsenału co kilka dni. Nigdy tak naprawdę nie udało mi się wygrać wojny z niechcianymi włoskami. Okazało się jednak, że problem nie tkwi w chęciach, a metodach, które do tej pory wybierałam.

Kiedy kilka tygodni temu w moje ręce trafił Philips Lumea, nie obiecywałam sobie wiele po tej współpracy. Choć gadżet prezentował się fajnie, a reklamy, na które trafiałam w sieci obiecywały więcej, niż do tej pory spodziewałam się po depilacji, nie wierzyłam, że efekty będą spektakularne. Pierwszy zabieg wzbudzał sporo emocji.  Po pierwsze nie wiedziałam do końca, czego spodziewać się po tajemniczo nazwanej technologii IPL, po drugie nie do końca potrafiłam zaufać samej sobie, jako osobie, która miałaby umieć się tą technologią posłużyć. W końcu jednak przekonałam sama siebie i nie pożałowałam. Wszystkie uprzedzenia, głównie związane z obawami o ból i skomplikowaną obsługę poszły na dalszy plan. Okazało się, że urządzenie jest na tyle intuicyjne w obsłudze, że każda (i każdy!) z nas poradzi sobie z jego użyciem bez problemu. Nawet za pierwszym razem. Mitem okazały się też historie o bólu, piekącej skórze i ograniczeniach wynikających z korzystania z Lumea (m.in ekspozycja na słońce czy korzystanie z basenu). "Pierwszy raz" z urządzeniem Philipsa najbardziej kojarzy mi się dziś z ulgą i przekonaniem się do technologii IPL, nie sposób też nie wspomnieć w tym miejscu o efekcie, którego zupełnie się nie spodziewałam. Już kilka dni po pierwszym użyciu, zauważyłam na swoich nogach i pachach obszary, w których... nie było włosków. Więcej o moich wrażeniach z pierwszego użycia Philips Lumea BRI 959 przeczytacie tutaj.

Reklama

Testów ciąg dalszy

Kolejne zabiegi z gadżetem Philipsa były dla mnie zdecydowanie prostsze. Szybko nabrałam wprawy we właściwym użytkowaniu tego sprzętu, co przełożyło się w odczuwalny sposób na długość zabiegów na całym ciele. Dodatkowo w tym miejscu warto pochwalić aplikację dedykowaną użytkowniczkom Lumea: przez cały okres testu przypominała mi o harmonogramie depilacji, a także służyła dobrą radą w sytuacji, gdy po dwutygodniowej przerwie miałam wątpliwości, jak przygotować się do zabiegu.  Przez kolejne tygodnie z radością obserwowałam też, jak ilość włosków na moich nogach, rękach, pachach i twarzy zmniejsza się. Pasma bez owłosienia z tygodnia na tydzień stawały się coraz większe. Z czasem miałam już tylko do czynienia z pojedynczymi włoskami pojawiającymi się tu i ówdzie. To sporo, biorąc pod uwagę, że jeszcze kilka tygodni wcześniej nie byłam w stanie zrezygnować z depilacji nawet na trzy dni. Szczerze mówiąc już na tym etapie  stwierdziłam, że w Lumea po prostu warto zainwestować. O drugiej części mojego testu przeczytacie tutaj.

Philips Lumea. Ostateczne starcie

Pisząc dla Was ten artykuł jestem na etapie, gdy minęło dziewięć tygodni od dnia, w którym Lumea trafiła w moje ręce. Oznacza to, że zakończyłam cykl zabiegów powtarzanych co dwa tygodnie i teraz mogę pozwolić sobie na więcej luzu: aktualnie, dla podtrzymania efektów, planuję używać tego sprzętu raz na sześć tygodni. Co udało mi się osiągnąć?

Spokój. To chyba słowo klucz, dla wszystkich kobiet, które są zmęczone depilacyjną rutyną. W moim domu skończyły się czasy, w których muszę decydować się na zmianę outfitu, bo odrastające włoski są już bardziej widoczne, niż wydawało się, że będą dzień wcześniej. Zapomniałam też o depilacji "na szybko", której jedynym widocznym efektem były podrażnienia skóry - nie dość, że nieuchodzące uwadze postronnych obserwatorów (zaczerwienienia, zacięcia i inne dramaty), to jeszcze bolesne i najzwyczajniej nieprzyjemne.

Jak wygląda skóra po 9 tygodniach z Philips Lumea? Gdybym z aptekarską precyzją i dziennikarską rzetelnością miała zrelacjonować jej wygląd, szczególnie na nogach, opisałabym ją jako gładką, z okazjonalną obecnością pojedynczych włosków. Gdzie "pojedyncze" to słowo klucz, gdyż faktycznie zdarza się jeszcze, że uda mi się dostrzec samotnego osobnika tuż nad kostką lub w zgięciu kolana. Jest to jednak taki drobiazg, że w żaden sposób nie jest w stanie zaburzyć mojego zachwytu nad działaniem Lumea i technologii IPL. Natomiast włoski stanowiące "wąsik" zniknęły całkowicie i jest to wiadomość, która cieszy mnie najbardziej - tego owłosienia nie da się ukryć w żaden sposób, dodaje wieku i najzwyczajniej w świecie ujmuje estetyce twarzy. Przed Lumea w tym miejscu usuwałam włoski woskiem i z racji delikatności tego obszaru, każdorazowo było to dla mnie prawdziwe piekło. Dziś po dawnej zmorze nie ma śladu, a moja kosmetyczka za każdym razem, gdy się widzimy, przeciera oczy ze zdumienia.

Inny strategiczny obszar, czyli pachy, to także pełnowymiarowy sukces. Już po trzech tygodniach używania Lumea zaobserwowałam, że ilość włosków w tym miejscu zmniejszyła się o około 90 procent. Dziś mogę ogłosić, że udało mi się tu osiągnąć stan błogiej gładkości, a co chyba najfajniejsze w tym wszystkim: pachy zyskały bardziej estetyczny wygląd - wcześniej mimo pozbywania się włosków co kilka dni, w tym miejscu widoczne były ciemne obszary, które były niczym innym, jak cebulkami włosów, których w żaden sposób, nie udawało mi się pozbyć. 

Warto?

Jeśli nie wybrzmiało to wcześniej, na wszelki wypadek napiszę to wprost: szczerze polecam Philips Lumea BRI 959. Nie jest to sprzęt tani - testowany przeze mnie model to koszt nawet 2500 złotych. Warto jednak pamiętać, że to dobra inwestycja, która z czasem się zwraca. Uczciwie muszę też przestrzec wszystkich, którzy już zdążyli "napalić się" na zakup tego gadżetu. Upewnijcie się, czy na pewno to urządzenie jest dla Was: nie wszystkie osoby mogą korzystać z tej metody. Philips Lumea nie jest polecane dla osób o bardzo ciemnej skórze, siwych, rudych lub bardzo jasnych włosach (tabelę tonów skóry i kolorów włosów znajdziesz w instrukcji albo na stronie produktu). Jeśli nie znajdujecie się w grupie, której najzwyczajniej technologia IPL nie jest w stanie pomóc - spróbujcie, a na pewno nie będziecie żałować.

.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy