Reklama
Razem dla zwierząt

Małaszyński o miłości zza krat

- Te biedne psiaki merdają ogonami, liżą cię przez kraty. Jak wyciągniesz do nich rękę, robią wszystko, by zwrócić na siebie twoją uwagę. Z oczu można wyczytać: „Proszę, zabierz mnie stąd, bo już dłużej nie dam rady”- mówi Paweł Małaszyński w rozmowie z INTERIA.PL.

Magdalena Tyrała, INTERIA.PL: Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w akcji Fundacji Psi Los, namawiającej do przygarniania zwierząt ze schroniska?

Paweł Małaszyński: - Dlaczego staram się pomóc? Bo dużo płacą i mam za darmo dobry PR (śmiech). Strasznie nie lubię tego pytania... A tak poważnie, to jeżeli mam tylko okazję i szansę pomóc komuś, mam czas, to zawsze pomagam. Mam taką wewnętrzną potrzebę. Bardzo to lubię.

Jesteś bardzo rozpoznawalną osobą. To ułatwia pomaganie?

 - Mam nadzieję, że tak. Jeżeli to, co osiągnąłem w swoim życiu - jednym może się to podobać, drugim nie - może komuś pomóc albo może spowodować, że ktoś inny komuś pomoże, to dzięki Bogu, że zostałem znaną osobą, że mogę mieć taką siłę przekazu. Najczęściej jednak staram się pomagać bez udziału kamer, mediów, bo to różnie bywa odbierane.

Reklama

A dlaczego zaangażowałeś się w akcję nawołującą do adopcji psiaków ze schroniska?

- Najczęściej pomagam dzieciom, to prawda. Sam jestem ojcem i jestem bardzo uwrażliwiony na ich problemy i nieszczęścia. Ale podobnie wrażliwy jestem na los zwierząt. Szczególnie psów. W moim domu rodzinnym od zawsze one nam towarzyszyły i mam do nich ogromny szacunek. Uwielbiam psiaki.

- Od dziecka wychowywałem się z psami. Mieliśmy ich chyba pięć. Odchodziły kolejno i rozstanie z każdym bardzo przeżywałem, bo wszystkie były pełnowartościowymi członkami naszej rodziny. Ale taka jest, niestety, kolej rzeczy. Z każdym z nich mam też dużo fantastycznych wspomnień.

Jakie to były psy?

- Najczęściej mieliśmy amerykańskie cocker spaniele. Tata był zakochany w tej rasie. Czasami zdarzały się angielskie spaniele. Tata je skądś dostawał, może kupował, ale to były trochę inne czasy.

Obecnie nie masz w domu psa. Dlaczego?

- Miałem psy dopóki nie wyemigrowałem po studiach z Białegostoku do Warszawy. Teraz nie mam psa, bo nie miałbym dla niego wystarczająco dużo czasu. A pies w domu, z czego doskonale zdaję sobie sprawę, to bardzo duża odpowiedzialność. Dużo ludzi, niestety, kupuje, przygarnia psy, cieszy się nimi miesiąc, rok, a gdy się znudzą, oddają do schroniska. Albo bestialsko przywiązują już niepotrzebne do drzewa w lesie. To ludzie pozbawieni serca. 

- Nie mam psa, bo nie mam czasu, jestem w rozjazdach i zwyczajnie nie mam sumienia męczyć stworzenia. Tym bardziej, że mieszkam w bloku, co dodatkowo wymagałoby więcej czasu na spacery poza osiedle, by zapewnić psiakowi odpowiedni ruch, utrzymać go w dobrej formie. Nie mam na to najmniejszych szans. Co innego, jak będę miał dom, a psy będą miały odpowiedni wybieg.

Czyli w przyszłości planujesz mieć psa?

- Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Tęsknię za tym stworzeniem merdającym ogonem... Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał czekać z tym do emerytury.

Byłeś kiedyś w schronisku?

- Oczywiście, że tak. Zdarzało mi się nawet towarzyszyć bliskim osobom w wyborze psa do adopcji.

Wrażenia?

- Masakra.Te biedne psiaki merdają ogonami, liżą cię przez kraty. Jak wyciągniesz do nich rękę, robią wszystko, by zwrócić na siebie twoją uwagę. Z oczu można wyczytać: "Proszę, zabierz mnie stąd, bo już dłużej nie dam rady". Są tam też psy, które już nie merdają ogonami, nie zbliżają się do krat, nie reagują na zawołanie, bo są w głębokiej depresji, w którą wpędził je wieloletni pobyt w schronisku, brak nadziei na miłość z człowiekiem. Absolutnie druzgocące przeżycie...

- Poza tym większość schronisk w Polsce jest źle utrzymanych, nie ukrywajmy tego. Choć, z drugiej strony, trudno jest znaleźć pieniądze na poprawę sytuacji, więc nie ma się co dziwić warunkom, w jakich żyją bezdomne czworonogi. Psów odrzuconych, oddanych też jest coraz więcej, coraz mniej ludzi zabiera je do domów. I, tak naprawdę, jeśli możemy mieć pretensje do kogokolwiek za złą sytuację schroniskowych czworonogów, to tylko do siebie samych. Niedługo zaczną się wakacje i zapewne wiele psów, dla których obecni właściciele nie mają już czasu, którym pieski się znudziły i przed dłuższym wyjazdem są niewygodne, trafią do schronisk. Oby do schronisk...

  - Apeluję zatem: ludzie, cholera jasna, zastanówcie się, zanim zdecydujecie się na psa czy aby na pewno jesteście w stanie obdarzyć go miłością, wystarczającą chociażby do tego, by go za chwilę nie porzucić! Pies nie jest zabawką, nie może być czyimś chwilowym kaprysem! Pies jest żywą istotą, ma swoje uczucia i można go naprawdę strasznie zranić.

A co wy robiliście z psami podczas wakacji?

- Przeważnie rodzice szukali takich miejsc do wypoczynku, w których pies był mile widziany. Zdarzało się, że nie było możliwości, by zabrać psa. Jeśli były to krótsze wyjazdy, oddawaliśmy psa pod opiekę sąsiadki. Jeśli jednak w grę wchodził wyjazd na tydzień lub dwa, wtedy rodzice korzystali z hotelu dla zwierząt w Białymstoku. Mimo że to było już jakiś czas temu, tamten hotel zapewniał naprawdę dobre warunki psom.

Jeśli tylko ktoś chce, może sobie z tym poradzić...

- Tym bardziej teraz. Takich hoteli jest pełno, poza tym są sąsiedzi, rodzina. Nie trzeba wyrzucać psa na drodze czy w lesie, oddawać do schroniska. Można chwilę się zastanowić, pomyśleć.  

*****

Paweł Małaszyński jest ambasadorem kampanii społecznej"Prawdziwa przyjaźń jest za darmo", namawiającej do przygarniania zwierzaków ze schroniska. Jej pomysłodawcą i organizatorem jest krakowska"Fundacja Psi los". Partnerem akcji jest INTERIA.PL. Do promowania schroniskowych adopcji fundacja zaangażowała jeszcze kilka znanych osób, między innymi Urszulę Grabowską, Macieja Stuhra i Magdalenę Walach.

Chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o Pawle Małaszyńskim? Przeczytaj całą rozmowę z aktorem, pierwszą jakiej udzielił po dwóch latach milczenia mediom!


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Paweł Małaszyński | aktor | pies
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy