Reklama

Jak sobie poradziłam ze szkolnym wrogiem

Kiedy szesnastoletnia Luiza* poszła do nowej szkoły, stała się klasową ofiarą. Nam opowiada o tym, jak udało jej się wyplątać z tej trudnej sytuacji.

Mam na imię Luiza i jestem zwyczajną nastolatką. Uwielbiam chłopaków, martwię się swoim wyglądem, słucham muzy. Bardzo cenię swoich przyjaciół i znajomych, zwykle dobrze dogaduję się z innymi ludźmi. W gimnazjum czułam się całkiem miło. OK, nie byłam ani najładniejsza, ani najmądrzejsza, ale odnajdowałam się w klimacie i byłam tam u siebie. Po szkole miałam iść do liceum, które znajdowało się w tym samym budynku. Znałam ludzi i miejsca: wiedziałam, czego mam się spodziewać. Wszystko było zaplanowane, nie martwiłam się swoją przyszłością...

Reklama

Sytuacja zmieniła się, kiedy mój tata dostał awans.

Cieszyłam się: wreszcie stać nas było na kupno domu pod miastem! W związku z tym, musiałam wybrać liceum znajdujące się bliżej domu. Lubię poznawać ludzi, dlatego stwierdziłam, że jakoś dam sobie radę w obcym miejscu. Faktycznie, od pierwszego dnia w nowej klasie szło mi nawet nieźle. Wszystko się zmieniło na początku października. Ludzie zawzięcie dyskutowali, co nasza ekipa zaprezentuje na zbliżających się pokazach talentów.

Jedna dziewczyna, Kaśka, zaproponowała, żeby zaśpiewać piosenkę Rihanny i ułożyć do niej choreografię. Ja powiedziałam, że może byśmy zrobili przedstawienie kabaretowe. Chciałam dobrze, ale Kaśka potraktowała to jak zniewagę.

Od tego momentu zaczęłam mieć same kłopoty...

Laska stwierdziła, że nie pozwoli byle komu rządzić się w jej klasie. Tak się wkurzyła, że zostałam jej wrogiem numer jeden. Dokopywała mi na każdym kroku. Jak tylko coś próbowałam powiedzieć, ostro mnie gasiła. Moje wypowiedzi na lekcjach komentowała złośliwymi tekstami. Nastawiła przeciwko mnie całą klasę. Kiedy wchodziłam np. do szatni, milkły rozmowy. Nikt nie chciał ze mną siedzieć, bo panna zapowiedziała, że kto się będzie ze mną zadawał, ten zostanie jej wrogiem. A wszyscy się jej bali!

Potem ludzie zaczęli zostawiać mi na Facebooku obraźliwe komentarze. Na Naszej Klasie ktoś napisał, że musiałam zmienić szkołę, bo w tej starej wydało się, że jestem galerianką (i dlatego stać mnie na kupno iPhone'a). Niestety, sporo osób uwierzyło w te plotki.

Bardzo mocno się tym wszystkim przejmowałam.

Ciągle analizowałam swoje zachowanie. Myślałam, że może sama prowokuję zaczepki. Wciąż wspominałam tę feralną dyskusję i bardzo żałowałam, że się w ogóle odezwałam... Martwiłam się, że nie jestem normalna: gdybym była OK, nie stałabym się obiektem drwin! Bałam się już chodzić po korytarzach. Kiedy nauczyciele pytali mnie o coś, jąkałam się i czerwieniłam. Ciągle wychodziłam na idiotkę! Nie mogłam spać, codziennie rano bolał mnie brzuch. Schudłam nawet, bo straciłam apetyt.

Starałam się rozwiązać ten problem...

Najpierw miałam nadzieję, że wszystko samo ucichnie. Potem, kiedy okazało się, że nie ma na to szans, poszłam do Kaśki wyjaśnić całą sprawę. Chciałam ją przeprosić, jakoś się dogadać. Wysłuchać jej wersji wydarzeń i zaproponować zawieszenie broni.

Niestety, laska nie chciała ze mną rozmawiać, tylko z pogardą powiedziała: "Co, szmato, przyszłaś błagać o litość?". Poczułam się, jakby mnie uderzyła. Potem długo ryczałam w łazience. Zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki i opowiedziałam o całej sytuacji. Wkurzyła się strasznie i długo tłumaczyła mi, że to nie moja wina. Kaśka jest wredna i po prostu szukała kozła ofiarnego.

Codziennie dzwoniłam do kogoś ze starej szkoły, żeby usłyszeć, że ze mną jest wszystko w porządku. Gdyby nie dawni przyjaciele, chyba bym oszalała. Pomogli mi opracować plan działania.

Postanowiłam walczyć. Zaczęłam od drobiazgów.

Kiedy tylko była okazja, pomagałam ludziom z klasy. Komuś podpowiedziałam, gdy jąkał się przy tablicy albo pożyczyłam złotówkę, kiedy mu automat z colą zjadł monetę. Zaczęłam też odszczekiwać się Kaśce.

Kiedyś przy wszystkich stwierdziła, że się puszczam. Wkurzyłam się i walnęłam: "Jasne. Będę się od ciebie uczyć, znasz się na tym lepiej ode mnie". Przytkało ją, ktoś nawet parsknął śmiechem. Kaśka chyba zrozumiała, że nie dam się zjeść żywcem. Poczułam się dużo lepiej: potrafiłam się postawić! Wyznałam też wszystko rodzicom. Bardzo się przejęli i powiedzieli, że jeżeli do końca semestru moja sytuacja się nie zmieni, to mnie przeniosą do innej szkoły. Ale żebym na razie spróbowała sama rozwiązać problem.

Mama zasugerowała mi wizytę u szkolnego psychologa. Na razie nie chcę tego robić, ale może kiedyś skorzystam z jej rady. Potem za namową ojca napisałam do administratora NK z prośbą o usunięcie obraźliwych komentarzy. Zapisałam się też na kółko teatralne, na które chodzą ludzie z innych klas. Okazało się, że wiele z tych osób w ogóle nie słyszało plotek na mój temat! Szybko złapałam z nimi wspólną fazę, odkryłam, że to superludzie. Spędzam z nimi wszystkie przerwy i nareszcie nie czuję się samotna!

A Kaśka? Trochę odpuściła, bo chyba jej się znudziło. Zresztą niech sobie gada, zdobyłam już nowych przyjaciół!

*Imię bohaterki zostało zmienione.

Twist
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy