Reklama

Romansuję z dużo starszym facetem

Niektóre dziewczyny interesują się dorosłymi mężczyznami. Wydają się oni dojrzalsi od kolegów z liceum. Zwykle jednak takie związki nie trwają długo...

Miałam wrażenie, że tylko on mnie rozumie

Karina, 19 lat przez ponad rok spotykała się z 34-letnim facetem. Zawiodła się na nim, a do tego wpadła w kłopoty.

Krzysztof miał ze mną lekcje wuefu w liceum.

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, na początku w ogóle się nie zauważaliśmy. Ale gdy skończyłam 17 lat, stało się coś istotnego.

Mama uznała, że nadszedł czas, aby mi powiedzieć prawdę o moim biologicznym ojcu. Aż do tamtej pory wierzyłam, że jest nim człowiek, który mieszka z nami i którego pamiętam od zawsze. W rzeczywistości jednak mama miała romans z innym mężczyzną i... zaszła w ciążę.

Reklama

Nawet nie znała jego nazwiska, a on niedługo po tej przygodzie wyjechał i straciła z nim kontakt. Podejrzewała, że miał żonę.

Poczułam się jak rażona piorunem. Przez moment zdawało mi się, że w moim sercu powstała wielka dziura, straciłam grunt pod nogami...

Potem doszłam do wniosku, że wszystko jest tak jak dawniej. Nadal przecież liczy się dla mnie ojczym, traktuję go jak ojca, bo wychowywał mnie od pieluchy. Niby więc się z tym uporałam, a jednak coś się zmieniło na zawsze.

Przez tę historię poczułam się strasznie dorosła.

Trudno mi było dogadać się z dawnymi przyjaciółkami, a zwłaszcza ze znajomymi chłopakami. Wszyscy w moim wieku wydawali się dziecinni, uważałam, że nic nie wiedzą o życiu...

Ni z tego, ni z owego, nagle zaczęłam inaczej patrzeć na Krzysztofa.

Dojrzałam w nim silnego, męskiego faceta, który mógłby mi dać poczucie bezpieczeństwa. Pewnego dnia na lekcji o mało co nie spadłam z drabinek i on mnie złapał.

Od chwili, w której poczułam jego ramiona, nie mogłam przestać o nim myśleć. Zaczęłam się bardzo przykładać do ćwiczeń - do tego stopnia, że zaproponowano mi udział w między licealnych zawodach z gimnastyki...

W związku z tym spędzaliśmy z Krzyśkiem dużo czasu, bo trenował mnie przed występem. Dawał dużo rad i motywował. A ja starałam się wyglądać jak najładniej i jak najbardziej dojrzale... Po paru tygodniach zauważyłam, że patrzy na mnie zupełnie nie tak, jak nauczyciel powinien patrzeć na uczennicę.

Potem przyłapywałam go na tym coraz częściej. Niekiedy przed ćwiczeniem chwytał mnie w talii, by skorygować moją postawę.

Robiło mi się wtedy gorąco. Pewnego dnia trening skończył się tak późno, że chyba zostaliśmy sami w szkole, w każdym razie nikogo nie było widać. Wychodząc z sali gimnastycznej, potknęłam się o własne sznurówki.

I... po raz kolejny wylądowałam w jego ramionach. To był tylko moment, nasze oczy spotkały się, a potem on przycisnął mnie do ściany i zaczął całować jak wariat. Po jakimś kwadransie namiętnych pocałunków poszłam do szatni się przebrać.

Gdy wyszłam, wyglądał strasznie. Przepraszał, mówił, że nie wie, co go napadło, obiecywał, że to się nie powtórzy i błagał, żebym nikomu nic nie powiedziała.

Bał się konsekwencji.

A mnie coś napadło i odpowiedziałam figlarnie: "Nikomu nic nie powiem, ale pod warunkiem, że to się powtórzy jeszcze wiele razy".

No i zaczęło się na dobre... Byłam szczęśliwa jak nigdy, chociaż przeszkadzało mi, że nie mogę o tym pogadać nawet z przyjaciółkami.

W szkole albo gdy ktoś się koło nas kręcił, udawaliśmy obojętność.

Ale po lekcjach robiło się gorąco! Czasem całowaliśmy się ukradkiem w szatni, częściej jednak spotykaliśmy się u niego w domu.

Albo całymi godzinami jeździliśmy bez celu samochodem... Czułam się strasznie dumna, że jestem jego dziewczyną. Był dla mnie zawsze taki czuły... Nie miałam wątpliwości, że Krzysiek naprawdę mnie kocha.

Bo choć jest ode mnie starszy o 15 lat, świetnie się dogadywaliśmy. I dlatego nie mogę zrozumieć jego reakcji, gdy wszystko się skończyło...

Dwa miesiące przed maturą nastąpiła katastrofa. Całowaliśmy się w szatni dziewcząt, gdy jedna laska wparowała tam, bo zapomniała tenisówek. Wszystko opowiedziała swoim rodzicom, a ci rozpętali piekło u dyrektora.

Zaraz została powiadomiona moja matka. Zrobiła się koszmarna awantura.

Przez kilka tygodni w szkole nikt nie mówił o niczym innym. Kiedy poproszono Krzysztofa o wyjaśnienia, nawet nie próbował zaprzeczyć.

Wyrzucono go z pracy, przeniósł się do innego miasta. Mnie tylko zawieszono w prawach ucznia na dwa tygodnie.

Mama szalała - czasami była wściekła, innym razem płakała godzinami.

Do dziś nie może mi tego wybaczyć i znów zaufać. Ale najgorsze jest to, że Krzysztof zniknął. Próbowałam nawiązać z nim kontakt, jednak stał się nieuchwytny.

Nie wiem, co się z nim dzieje, nie wiem nawet, kogo mogłabym o to zapytać.

Przez chwilę myślałam, żeby go odszukać, uciec z nim...

Ale jak? Pospiesznie wyprowadził się z mieszkania, które wynajmował, właściciel nie zna jego obecnego adresu.

Nie wiem, gdzie teraz pracuje. Nie mam pojęcia, gdzie mieszka jego rodzina, zresztą chyba nie odważyłabym się do nich pójść.

Wymiksował się z mojego życia tak po prostu, z dnia na dzień.

Nie wróciłam wtedy do szkoły, nie zdobyłam się na podejście do matury. Przeniosłam się do innego liceum i teraz powtarzam ostatnią klasę.

Stopniowo ból łagodnieje, ale nigdy nie zrozumiem Krzysztofa. Mógł przysiąc, że to wszystko było bujdą, żeby ochronić siebie i mnie. Mógł powiedzieć, że tamta dziewczyna kłamała. Ale nie! Nie zrobił tego.

Chwilami wydaje mi się, że go za to nienawidzę, kiedy indziej tym bardziej go kocham i podziwiam bo miał odwagę wyznać prawdę?

Moi koledzy w ogóle mi nie imponują, co innego jednak koledzy... taty

Monika, 18 lat od kilku miesięcy jest zakochana w 40-letnim znajomym swojego ojca. Chwilami jest wspaniale, jednak oboje żyją w ciągłym strachu, by nikt nie dowiedział się o ich relacji.

Podczas wakacji wyjechałam na weekend z rodzicami do domku nad jeziorem. Była tam duża grupa ludzi - głównie znajomi taty z rodzinami. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i mama zaczęła nalegać, żebym zagrała na gitarze. Próbowałam się wykręcić, bo uczyłam się od niedawna.

Wtedy Adam, kolega ojca, wziął mój instrument i sam zaczął na nim wymiatać. Boże, jak on grał! I jaki ma głos!

Patrzyłam w niego jak urzeczona. Kiedy skończył, pokazał mi kilka fajnych chwytów. Powiedział, że jestem pojętna i powinnam mieć trochę lepszy sprzęt. Zaproponował, że pożyczy mi swoją gitarę, bo on już prawie z niej nie korzysta.

Umówiliśmy się, że po powrocie wpadnę do niego. I tyle... Ale ja do końca imprezy patrzyłam tylko na Adama. Zauważył to. Kilka dni później poszłam do niego. Wiedziałam już, że mieszka sam, bo jest rozwiedziony.

Zaprosił mnie do środka, poczęstował kawą. Miał ładnie posprzątane, jakby specjalnie dla mnie...

Rozmawialiśmy głównie o muzyce.

Zaimponował mi znajomością zespołów i utworów, pokazał swoją kolekcję płyt, naprawdę wspaniałą. Z każdą chwilą kolana uginały się pode mną coraz bardziej.

Ale on nie dawał mi żadnego sygnału, że też jest mną zainteresowany.

Dopiero gdy wychodziłam, westchnął niby żartobliwie: "Fajna z ciebie dziewczyna, szkoda, że nie jestem trochę młodszy".

Zamarłam... "Lubię starszych" - wybąkałam. Przez kilka sekund wpatrywał się we mnie, a potem pokręcił głową i powiedział: "To na razie, pozdrów rodziców"... Wyszłam na klatkę, zamknął za mną drzwi, ale nie ruszyłam do windy.

Nie mogłam tak odpuścić!

Chyba pomyślał to samo, bo po kilku minutach otworzył drzwi, wciągnął mnie do środka i w przedpokoju zaczęliśmy się całować...

Kiedy emocje trochę z nas opadły, poszliśmy znów do pokoju i długo gadaliśmy.

Adam miał straszne wątpliwości. "Nie mogę" - powtarzał co chwila. Twierdził, że spotykając się ze mną, wyrządzi mi krzywdę.

Że nasz związek nie miałby przyszłości. "Co by było, gdyby twój tata się dowiedział?" - spytał kilka razy. Też strach mnie ogarniał na tę myśl, ale nic do mnie nie trafiało, poza tym, że Adam strasznie mi się podobał.

"Możesz przecież mieć chłopaka w swoim wieku" - przekonywał mnie. Ale ja upierałam się, że nie chcę nikogo młodszego, tylko jego... W końcu zaproponował, żebyśmy dali sobie kilka dni do namysłu.

Wyszłam stamtąd jak na skrzydłach, bo wiedziałam, że zadzwoni. I tak się stało! Od tej pory jesteśmy razem... Z początku było cudownie. Adam czasem przyjeżdżał po mnie do szkoły. Oczywiście parkował daleko i nie wysiadał z samochodu, więc mogłam ściemniać koleżankom, że to student politechniki.

Czasem szliśmy do kina lub na koncert, ale nie za często, bo baliśmy się, żeby kogoś nie spotkać. Gdy odwoził mnie do domu, zatrzymywał się na sąsiedniej uliczce, żeby rodzice nie mogli zobaczyć nas przez okno.

Tylko moja najlepsza przyjaciółka wie o naszym tajnym związku. Mówi, że jeśli jesteśmy szczęśliwi, to nie powinniśmy się niczym przejmować. Też tak myślałam... Stopniowo jednak zaczęły pojawiać się problemy.

Rodzice wyczuli, że kogoś mam. Są tolerancyjni i pozwalają mi na dużo, ale nie wątpię, że coś takiego to byłoby dla nich za wiele. Zaczęli wypytywać, kim jest ten chłopak i dlaczego nigdy nie odwiedza mnie w domu.

Mama, która lubi się popisywać kulinarnie i chętnie zaprasza znajomych na kolację, chciała w ten sposób ugościć też mojego chłopaka!

Coś ściemniałam za każdym razem, gdy o tym mówiła, a w końcu powiedziałam, że się z nim rozstałam. Zabroniłam więc Adamowi pisywać do mnie SMS-y i dzwonić, widujemy się teraz znacznie rzadziej.

Oboje to źle znosimy, więc gdy już się zobaczymy, wybuchają kłótnie z byle powodu... Najgorsze jednak, że niedawno mój brat wylukał, jak szłam z Adamem za rękę...

Nie widział jego twarzy, ale wystarczyło, że powiedział rodzicom, że jednak mam chłopaka. Wyrzucali mi, że ich okłamuję.

Ojciec krzyknął: "Kim on jest, że go przed nami ukrywasz?". Zwaliłam wszystko na brata, że nazmyślał.

Czułam się jak najgorsza świnia. Nie wiem, jak długo wytrzymam życie w takim napięciu i kłamstwie...

Czasami myślę, że jednak lepiej byłoby to zakończyć.

Ale gdy tylko wsiądę do auta Adama, gdy zobaczę jego profil nad kierownicą, gdy pocałuje mnie na powitanie, wątpliwości znikają i tak się miotam.

Twist
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy