Reklama
Babciu! Dziadku! Jesteśmy z wami

Kocham cię i lubię cię

Kiedy Kasia wchodzi do redakcji i zaczyna opowiadać o babci, jej oczy błyszczą. Dwudziesty czajnik został spalony, aparat słuchowy znowu zaginął, a z „apteczki cukrzyka” (skrzynki ze słodyczami schowanej na szafie) znowu ubyło „leków”, których babcia, ze względu na stan zdrowia, nie powinna jeść w nadmiarze.

- Dzięki babci wiem, jak wyglądają ostatnie chwile czajnika na gaz - mówi Katarzyna. Najpierw topi się plastik na gwizdku i rączce, potem łuszczy się farba. Na końcu czajnik robi się czarny, ale takiego całkowicie spalonego babcia nie ma w swojej kolekcji. Dlaczego babcia pali czajniki? Czy to objaw demencji? Nic z tych rzeczy.

- Babcia mieszka na wsi, więc zawsze ma coś ciekawszego do roboty, niż pilnowanie czajnika. Wlewa wodę, włącza gaz, idzie w pole. Po dwóch godzinach wraca do domu pełnego dymu i podejmuje odpowiednie działania. Najpierw wynosi metalowe truchełko do szopy i tam je chowa. Jeśli ma wystarczająco dużo czasu, następnego dnia kupuje podobny czajnik i udaje, że nic się nie stało. Jeśli jednak przyjedziemy za wcześnie, dzieli się z nami życiowymi mądrościami w stylu: "Muszę palić czajniki, żeby je kupować, bo wszyscy chcą przecież zarobić. I producent, i sklep". Wiele osób, którym opowiadam o tej pasji babci, radzi: "Kupcie jej czajnik elektryczny, nie spali go". Rada nietrafiona, bo babcia ma taki czajnik. Ale nie przypadł jej do gustu, więc stoi w kredensie jako ozdoba. Poza tym pani Maria twierdzi, że woda z czajnika elektrycznego smakuje prądem.

Reklama

Wolność jest najważniejsza

Babcia Katarzyny Pruszkowskiej jest typem niepokornej rewolucjonistki. Często się buntuje, bo nie lubi, jak ktoś stawia jej ograniczenia. Nie przebiera w słowach, nie boi się ani rodziny, ani obcych. Niech no tylko ktoś jej podpadnie! Uwielbia pracować wokół domu i ciężko jest ją przekonać, że pewnych rzeczy robić już nie powinna - na przykład wychodzić na drabinę, z której już raz zleciała przetrącając sobie kręgosłup. Babcia każdego dnia udowadnia wszystkim, że znakomicie sobie radzi. I z dumą prezentuje na łopacie szczura, którego sama zlikwidowała. Wnuczka robi babci zdjęcie i publikuje na swoim portalu społecznościowym.

- Najpierw o naszej codzienności opowiadałam tylko przyjaciołom i znajomym z pracy. Ot, takie historyjki, które mają wywołać uśmiech. To, że babcia łapie do słoika węża, żebym ja mogła go zobaczyć, czy poluje pół dnia na szczura, nie było dla mnie niczym niezwykłym. Dzięki reakcjom innych ludzi zrozumiałam, że i moja babcia, i nasza więź, są dość niezwykłe. Publikuję więc czasem te opowiastki, ale już nie tylko po to, żeby wywołać uśmiech. Trochę też chciałabym pokazać znajomym, że babcie czy dziadkowie są ciekawymi ludźmi, z którymi warto mieć bliższą relację.

Babcię Marysię łączy z wnuczką więź wyjątkowa. I tak było od zawsze. Kiedy Kasia miała dwa tygodnie, to babcia pierwsza zorientowała się, że wnuczka jest chora. "Jakoś tak charczałaś" - wspomina po latach. Zabrała wnuczkę do szpitala, gdzie lekarz nie chciał jej przyjąć na oddział twierdząc, że dziewczynka jest zdrowa. Z powodu uporu rodziny jednak ją przyjął. Następnego ranka okazało się, że niemowlę ma obustronne zapalenie płuc, bardzo niebezpieczne dla tak malutkich dzieci.

- Niedawno byłam na ślubie, na którym pan młody powiedział do swojej żony: "Kocham cię i lubię cię". Bardzo spodobały mi się te słowa, bo właśnie na tym opiera się moja relacja z babcią. Nie sądzę, że sama miłość skłoniłaby mnie, kiedy jeszcze studiowałam, do opuszczania weekendowych imprez i cotygodniowego meldowania się u babci. Nie sądzę, że to miłość sprawiłaby, że rezygnowałam z dłuższych pobytów za granicą, żeby być bliżej niej. Nie uważam też, że to za sprawą miłości co miesiąc cierpliwie znoszę "tour de wszystkie hipermarkety w mieście", jak nazywamy z babcią większe zakupy. Myślę, że to wszystko dlatego, że ja moją babcię po prostu lubię. A z osobą, którą się lubi, czas inaczej płynie. Nie można się z nią nudzić.

Największy autorytet

- Lubię jej czarne poczucie humoru, znacznie lepsze od mojego. Lubię sposób, w jaki patrzy na świat, głównie się nim zachwycając. Lubię to, że co tydzień wita mnie z taką radością, jakbyśmy nie widziały się tygodniami. I lubię to, jak bardzo ja potrafię się za nią stęsknić. - Na szczęście od czasu studiów nie słyszałam tego pytania, ale wcześniej często - o autorytety. I miałam z nim ogromny kłopot. Cenię wielu ludzi, ale nie mogą być moimi autorytetami, skoro nie wiem, jak wygląda ich życie za zamkniętymi drzwiami. Jedyną osobą, którą mogłabym nazwać moim autorytetem, jest właśnie babcia. Bo wiem, że i przy ludziach i w samotności jest dokładnie taka sama: dobra i silna. Największy komplement, jaki mogę usłyszeć, to słowa: "cała babcia" czy "zachowujesz się jak babcia". Bo moja babcia jest, mówiąc wprost, po prostu najlepsza. Musisz uwierzyć mi na słowo.

***

Babci Marysi składamy najlepsze życzenia z okazji jej święta. Wszystkim Babciom i Dziadkom również! 


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: babcia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy