Hurra!!! Maciuś zostaje z nami

​Jestem prawną opiekunką Maćka (5 l.) od czterech lat.

Lucyna Łacina
Lucyna ŁacinaChwila dla Ciebie

Jego biologiczni rodzice - mój syn i jego partnerka - nie mieli 
warunków, aby wychowywać dziecko. Dlatego sąd wyznaczył mnie na rodzinę zastępczą. Formalnie stało się to, gdy wnusio miał roczek. Faktycznie jednak maluszek był u nas niemal 
od urodzenia. Pokochaliśmy go nad życie! Ja, mój mąż Wiesław (56 l.) i córka Ania (20 l.), która z nami mieszka.

Maciuś od samego początku był okrąglutki. Jak się urodził, to ważył prawie 4 kilo. Rósł i szybko przybierał na wadze, choć nie jadł ani dużo, ani niezdrowo. W dodatku zawsze był ruchliwy - uwielbia biegać za piłką, ganiać po podwórku.

- Ciekawe, czemu on jest taki okrągły? - zastanawiałam się wiele razy.

- Taką ma budowę. Najważniejsze, że jest szczęśliwy 
- uśmiechała się córka, patrząc na dokazującego Maciusia.

Bo było widać, że dziecku jest u nas dobrze.

- Kocham cię, babciu - jak tak do mnie mówił i się przytulał, to serce mi kruszało!

Od samego początku przychodziła do nas, średnio raz 
w roku, kuratorka z sądu, Bogusława L. Miała kontrolować, czy dziecku nie dzieje się krzywda. I gdy przychodziła, zawsze było nerwowo!

- Za grube to dziecko! Pani jest nadopiekuńcza! - warczała na mnie.

Nigdy nie spytała, czy nie potrzebuję jakiejś pomocy, 
porady. Tylko miała pretensje.

Dwa lata temu jej niechęć do mnie jakby przybrała na sile.

- Co to jest, by dziecko pokoju swojego nie miało?! - wydarła się kiedyś na mnie. A potem okazało się, że napisała do sądu wniosek o odebranie mi Maciusia!

- Czy ona nie widzi, że on jest szczęśliwy? Nawet bez własnego pokoju? - płakałam.

Sąd zobowiązał mnie wtedy, żeby urządzić wnukowi pokoik. W naszym domu pracuje tylko mąż, który jest murarzem. 
Nie jest łatwo wiązać koniec z końcem. A tu jeszcze taki 
wydatek...

- Wezmę pożyczkę - zadecydował Wiesiek. I sam, po pracy, szykował pokój dla Maciusia.

"Może teraz ta kobieta da nam spokój?" - łudziłam się.

Ale to były czcze nadzieje.

- Pani pcha w to dziecko jedzenie siłą! Tuczy je! - zarzuciła mi kuratorka już podczas następnej wizyty. Kazała iść z Maćkiem do lekarza.

Chodziłam od specjalisty do specjalisty. Robiłam różne badania. Latem tego roku jeden z lekarzy skierował 
nawet Maćka do szpitala na szczegółowe badania. Okazało się, że organizm wnuka nie trawi prawidłowo pokarmów, m.in. stąd nadwaga.

Wnusio był jeszcze w szpitalu, kiedy wpadła do nas kuratorka. Aż kipiała ze złości!

- Dlaczego dziecko jest w szpitalu?! - krzyczała. - Zapaśliście go! A do tych lekarzy to tylko na pokaz chodzicie!

- Jak tak można... - mówiłam za łzami.

Po kilku dniach okazało się, że znów skierowała do sądu wniosek o odebranie mi Maciusia! Bo jest... za gruby!

- Dziecko jest pasione jak wieprz - później dowiedziałam się, że takich właśnie słów użyła, argumentując w sądzie swój wniosek!

Przeraziło mnie to.

- A jak sąd uwierzy w te zarzuty? Nie przeżyję tego! 
 - zamartwiałam się. Nie mogłam spać po nocach, płakałam. Mąż i Ania, która była już w ciąży, też to bardzo przeżywali.

- Mamuś, spokojnie. Gdyby sądy zabierały rodzicom dzieci, które są za grube, to miliony maluchów byłyby w domach dziecka! - córka starała się mnie uspokajać.

- Nie chcę, żeby mnie ktoś zabierał! - Maciuś, który przez przypadek usłyszał naszą rozmowę, zaczął histerycznie 
szlochać.

- Nie płacz, aniołku, nikomu cię nie oddamy - tuliłam go, ale sama trzęsłam się ze strachu.

Zgodnie z zaleceniami lekarzy zaczęłam gotować Maćkowi dietetyczne potrawy. I pilnować, aby jadał regularnie.

- Musisz schudnąć troszkę - tłumaczyłam wnukowi, a on nie grymasił. Jakby rozumiał, że od tego zależy jego los.

Sprawą zainteresowali się dziennikarze. O Maćku trąbiły gazety, radia, telewizje. Dzięki temu zaczęli się zgłaszać do nas ludzie dobrej woli, m.in. adwokat Anna Jelińska z Poznania, która zaoferowała pomoc prawną. Także dietetyk, pan Podruczny, który otoczył Maćka specjalistyczną opieką. Wszystko za darmo.

- Jak to dobrze, że nie jesteśmy sami w tych trudnych chwilach - mówiłam do męża.

Przed rozprawą, 18 września, nie mogłam spać z nerwów. A gdy następnego dnia usłyszałam, że sąd nie znalazł podstaw, by odebrać mi wnusia, poczułam ulgę i radość!

- Dziękuję wszystkim, którzy nam pomogli! - mówiłam przez łzy po rozprawie.

A już w domu tak wyściskałam, wycałowałam Maciusia, że mało go nie udusiłam!

- Zostajesz z nami! - głos ze wzruszenia wiązł mi w gardle.

- I nikt mnie już nie zabierze, prawda? - ucieszył się.

- Nikt!

Maciek waży teraz 29 kg. Od czerwca stracił 2 kg. Zadbam o to, by dalej tracił wagę, oczywiście pod okiem specjalistów.

Mam ogromny żal do tej 
kuratorki. Mam wrażenie, 
że naszą rodzinę za coś karała. Tylko za co? Za wielką 
miłość do tego chłopca?

Lucyny Łaciny wysłuchała Edyta Pedrog

Chwila dla Ciebie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas