Oddałam zięciowi część siebie

​Z Irkiem (dziś 51 l.) nigdy na nic nie narzekaliśmy. Bo i nie było na co.

Elżbieta Stefańska
Elżbieta StefańskaChwila dla Ciebie

Szczęśliwie nam się wiodło. Mieliśmy dwoje cudownych dzieci: Asię (dziś 26 l.) i Adasia (dziś 24 l.). Kiedy pociechy były małe, pracowałam dorywczo, jako ekspedientka. Ale dzieci rosły. Asia miała 19 lat, kiedy wyjechała
na studia do Poznania.

- Będę za tobą tęsknić - płakałam, bo tak trudno było mi się z nią rozstawać.

- Mamo, przecież nie wyjeżdżam na zawsze - śmiała się.

Na początku 2007 r. córka przyjechała do domu na weekend. Usiadłyśmy przy stole. Piłyśmy herbatę.

- Wiesz mamo, poznałam bardzo fajnego i miłego chłopaka. Nazywa się Sebastian. Jest wojskowym - chwaliła się.

Ale potem zasępiła się.

- Niestety, poważnie choruje na nerki. Ale kocham go i chcę być przy nim na dobre i złe - mówiła.

Bardzo mnie tymi słowami wzruszyła. Ani przez chwilę nie pomyślałam, by odradzać jej ten związek.

W 2010 r. z wielką radością błogosławiliśmy młodych tuż przed ślubem.

Zamieszkali sami we własnym mieszkaniu. Rok później
na świat przyszła ukochana wnusia Gabrysia. Niestety,
w sierpniu stan Sebastiana się bardzo pogorszył.

- Natychmiast trzeba rozpocząć dializy - zadecydował
lekarz nefrolog.

Seba po dializach był osłabiony. Często łapał infekcje.

We wrześniu pojechałam z córką i zięciem
do Bydgoszczy do prof. Zbigniewa Włodarczyka. Tam okazało się, że nerki Sebastiana są w tak fatalnym stanie, że konieczny jest przeszczep.

- Najlepiej, gdyby nerkę oddał ktoś z rodziny, wtedy jest najmniejsze ryzyko odrzucenia przez organizm - tłumaczył profesor.

- Pamiętaj Sebastian, jeśli będzie kłopot z dawcą, możesz na mnie liczyć - mówiłam zięciowi. Byłam zdecydowana,
by oddać mu część siebie.

Ale najpierw przebadano jego rodzinę. Niestety, mama Seby nie mogła dać nerki, ponieważ między nimi był konflikt serologiczny. Tata miał cukrzycę, a bratu najprawdopodobniej groziła ta sama choroba. Asia i mój mąż mieli inną grupę krwi. Została jedyna młoda kuzynka zięcia no i ja...

- No to kto tutaj jest najstarszy? - zapytał żartobliwie profesor, ponieważ w pierwszej
kolejności lekarze szukają dawców wśród starszych osób.

- Wygląda na to, że ja - odpowiedziałam. - Jestem gotowa, by pomóc zięciowi - dodałam bez wahania.

Doktor spojrzał na mnie z podziwem i powiedział:

- Proszę przeprowadzić szczegółowe badania w Chodzieży. Nie ma sensu, żeby pani ciagle jeździła do Bydgoszczy.

A w Chodzieży... okazało się, że nie dostanę skierowania na badania, bo... mam zdrowe nerki.

- To jakiś absurd! - denerwowałam się.

W końcu jednak udało się przeprowadzić te badania
w klinice w Bydgoszczy. Przede mną była jeszcze rozmowa
z psychologiem.
Jechałam na nią do Warszawy.

- Jest pani cudowną, pomocną kobietą.  - powiedziała psycholog
i z jej opinią poszłam do sądu rejonowego w Chodzieży, by sądownie wyrazić zgodę na oddanie nerki.

Wiele razy rozmawiałyśmy o tym z córką. Asia była bardzo zatroskana.

- Nie wiem, jak ci dziękować. Tyle robisz dla Sebastiana. Martwię się o was - mówiła ze smutkiem.

- Przecież musimy naprawić ci męża - żartowałam, a w głębi duszy myślałam:

"Przed nimi całe życie. Chcę, by byli szczęśliwi, by Gabrysia długo cieszyła się tatusiem".

21 stycznia zapała decyzja:

- Jest zgodność. Może pani oddać nerkę - powiedział profesor.

Dzień przed przeszczepem zięć miał urodziny.

- Dzisiaj ci życzę zdrowia, a prezent dostaniesz ode mnie jutro. Wybacz, że bez opakowania - żartowałam.

- Mamo, to najpiękniejszy prezent w życiu, dziękuję ci bardzo - odpowiedział.

25 marca leżeliśmy z Sebastianem w jednym pokoju.

Najpierw na salę operacyjną pojechałam ja, następnie zięć. To, co się działo potem znam tylko z opowieści dzieci.

Seba pojechał na salę o 12. Trzy godziny później już był po operacji. Pod wieczór odwiedzili nas Asia i Irek.

- Wszystko się udało, nareszcie koniec moich problemów - cieszył się zięć.

Niestety, koło 17. zaczął go boleć brzuch. Okazało się, że zrobił się mały krwiak na nerce.

- Proszę się nie denerwować, wszystko będzie dobrze
- uspokajał profesor, ale o 20. z Sebastianem zaczęło się dziać gorzej. Jęczał z bólu, wymiotował.

- Konieczna będzie druga operacja - zdecydował lekarz.

"Boże, dopomóż. Oby tylko było dobrze" - modliłam się.

Rano zięć wylądował na stole operacyjnym.

- Trzymaj się, synku, wszystko się ułoży - szepnęłam.

Na szczęście operacja się powiodła. Krwiak zniknął.

- Jak mam ci dziękować? Jesteś najlepszą teściową na świecie - mówił Seba.

- No ja myślę - żartowałam.

- Mamo, dziękuję! Uratowałaś mojego męża - Asia rzuciła mi się na szyję.

Seba jest na rencie i opiekuje się Gabrysią w domu, a córka pracuje.

Gdyby ktoś zapytałby mnie, czy zrobiłabym to jeszcze raz, bez wahania odpowiedziałabym:

- Oczywiście!

I każdego namawiam do tego samego. To cudownie móc dać komuś nowe życie. Szczególnie jeśli jest to tak bliska osoba jak zięć.

Elżbiety Stefańskiej wysłuchała Aldona Kaszubska

Chwila dla Ciebie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas