Reklama

Ewa Farna: Marzy o ślubie

…oraz trójce dzieci i domku w lesie. Jak na razie świętuje jubileusz pracy artystycznej i nie zwalnia tempa. Tylko SHOW zdradza też, jakie ma wady, czy akceptuje swój wygląd i jak łączy życie w dwóch krajach.

Mając 23 lata, świętujesz 10-lecie pracy artystycznej, dla ciebie to również szok (śmiech)?

Ewa Farna: - Sama nie wierzę, że to się dzieje. W zeszłym roku świętowaliśmy 10 lat na scenie w Czechach. Zorganizowałam ogromny koncert, co było dla mnie sporym wyzwaniem. W tym natomiast świętujemy w Polsce. Właśnie się szykuję na Polsat SuperHit Festiwal 2017, na którym wystąpię ze swoim recitalem. Przygotowuję też dokument o sobie. Kamery biegały za mną przez dwa lata, ale dotarłam również do niesamowitych domowych materiałów archiwalnych. Efekt będzie można zobaczyć jesienią i mam nadzieję, że uda nam się wtedy zrobić premiery kinowe. Na pewno będzie to zaskakujący dokument, bo na mój temat wypowiadają się w nim różne osoby i nie zawsze robią to tylko w samych superlatywach (śmiech). Wymagam od tych ludzi, żeby byli szczerzy. Chcę pokazać swoje plusy i minusy, nie tylko jako piosenkarki, ale też człowieka.

Reklama

Nie boli cię publiczna krytyka?

- Jeśli jest niekonstruktywna, to w ogóle mnie nie interesuje. Inaczej musiałabym się przejmować każdym hejtem w sieci. Co innego, gdy wypowiedziana jest konstruktywnie, przez osoby, które cenię, i liczy się dla mnie ich zdanie.

Zaczynałaś śpiewać w wieku 12 lat. Nie żałujesz, że nie miałaś normalnego dzieciństwa?

- Na dzień dzisiejszy uważam, że więcej zyskałam niż straciłam. Często rówieśnicy kończąc uczelnię, nie są pewni, czy zostają w tym zawodzie, czy ich to kręci, i tak naprawdę zaczynają karierę zawodową. Ja w tym wieku mam 10 lat doświadczenia, ale są rzeczy, których nie miałam szansy przeżyć, coś za coś. Czuję, że miałam dzieciństwo - tylko trochę inne, rodzice jednak starali się mnie chronić od wszystkiego, co by mi je kradło. Dlatego z radością obchodzę jubileusz. Dzieje się naprawdę dużo. Oprócz koncertów mam program w RMF FM i "Idola", więc w przyszłym roku zamierzam angażować się w mniej rzeczy.

Właśnie, nie masz czasami ochoty rzucić tego wszystkiego w kąt i odpocząć?

- Nie! Lubię to bardzo, każdemu życzę, aby jego praca była największym hobby. Wtedy nie masz uczucia, że musisz chodzić do pracy (śmiech). Tylko trzeba umieć o siebie zadbać, znaleźć też czas na relaks i przede wszystkim odnaleźć miejsce, w którym czujesz się bezpiecznie. Bez niego łatwo się pogubić w tym dziwnym świecie show-biznesu.

Powiedziałaś kiedyś, że dobiegając 30-tki widzisz siebie jako mężatkę z trójką dzieci i domem w lesie - plany się nie zmieniły?

- Na pewno zbliżam się do tej wizji. Mam faceta, z którym jestem już bardzo długo. Wiem jednak, że różnie bywa i taka publiczna deklaracja może być zgubna. Ważne, by naprawdę było fajnie, a niekoniecznie, by dla wszystkich wokół wyglądało, że tak jest. Życie różnie się układa i np. za pięć lat może się okazać, że nie mam partnera albo nie mogę zajść w ciążę. Ale na dzień dzisiejszy wizja z dziećmi i domem mi odpowiada (śmiech).

Czujesz, że Martin jest tym jedynym?

- Zawsze jak z kimś byłam, to nie chciałam, by to było na chwilę. Nie potrafię być z kimś tylko dlatego, że boję się samotności. Wiele osób zapomina, że najpierw trzeba pokochać siebie, bo inaczej pakujemy się w toksyczne relacje. Teraz jestem w związku, w który wierzę, w którym jest mi cudownie.

Rozumiem, że akceptujesz siebie w pełni?

- Mam pewność siebie, świadomość siebie. Są jednak pewne wady, nad którymi pracuję.

Na przykład?

- Nie mam silnej woli. W ostatnim czasie nauczyłam się również większej asertywności, bo wcześniej różnie z tym bywało (śmiech). Niektóre rzeczy trzeba w sobie zaakceptować, a nad innymi można popracować. Tak jak pisze Chodakowska: trzeba o siebie dbać, bo masz być dla siebie największą przyjaciółką. Nie chodzi tylko o ciało, ale też o nasze wnętrze. Ważne, żeby móc stanąć przed lustrem i powiedzieć, że jestem jaka jestem, ale lubię siebie.

Lubisz swoje ciało? Dyskusja na ten temat od lat toczy się w mediach, denerwuje cię to?

- Wkurza mnie, że czasami dla niektórych jest to ważniejsze niż moja praca. To jest choroba dzisiejszych czasów, ta presja, że powinniśmy wyglądać dobrze. Na obrazkach w czasopismach modelki wyglądają super, ale nie taki jest świat. Dlatego cieszę się, że pojawiam się w gazecie taka jaka jestem, bo na pewno jest więcej osób wyglądających jak ja, a nie jak Anja Rubik. Na pewno trzeba wyglądać dobrze i apetycznie, natomiast bez przesady. Czasami podchodzą do mnie dziewczyny i mówią, że dzięki mnie zrozumiały, że nie muszą ulegać presji bycia idealną i chudą. Poza tym w Czechach jestem twarzą Nike Women, co pokazuje, że nie trzeba mieć rozmiaru zero, żeby propagować zdrowy styl życia i dobrze czuć się we własnym ciele.

To jak dbasz o formę?

- Mam swoją trenerkę, z którą ćwiczę, bo kondycja na scenie jest ważna, a ja akurat staram się, by moje koncerty były mocną dawką energii. Zaczęłam też biegać wraz z całym zespołem, to akurat możemy robić wszędzie. Staram się zdrowo odżywiać, ale też z tym nie przesadzam, bo właściwie jem wszystko (śmiech).

A co robisz dla zachowania zdrowia psychicznego, żeby odciąć się od wszystkiego?

- Na pewno potrzebuję dużo snu. Relaksuję się też oglądając fajny film, czy podczas spotkania z przyjaciółkami.

Do kogo biegniesz, gdy masz jakiś problem?

- Nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że dzwonię do mamy (śmiech). Muszę się wygadać ze wszystkiego. Generalnie nie potrafię trzymać tego w sobie. Uważam, że to niezdrowe i apeluję, żeby dla zdrowia psychicznego nie dusić w sobie emocji. Trzeba je wyrzucić z siebie!

U ciebie dochodzi jeszcze życie na dwa kraje. Potrafiłabyś wybrać: Polska lub Czechy?

- To jest nie do zrobienia. W Polsce jest więcej możliwości zawodowych, ale to właśnie w Czechach zaczęła się moja wielka przygoda z muzyką. Póki co świetnie udaje mi się to wszystko łączyć. W dzisiejszych czasach nie jest problemem szybkie przemieszczanie się z jednego miejsca do drugiego.

No i masz dwa razy więcej propozycji zawodowych (śmiech).

- To prawda, chociaż staram się tak samo doceniać fanów w każdym miejscu. Aczkolwiek teraz więcej dzieje się chyba w Polsce. Cieszę się na przykład z udziału w "Idolu". Miałam bardzo dużo propozycji do innych programów, zarówno w Polsce, jak i w Czechach, ale wybrałam "Idola", bo mam do niego sentyment i fajne wspomnienia z dzieciństwa. Pierwszy raz jako jurorka wystąpiłam właśnie w "Idolu", ale w Czechach. Poza tym jest fajny skład jury.

Jest coś o czym marzysz, coś zupełnie innego niż robiłaś dotychczas?

- Aktorstwo, chciałabym zagrać w sztuce! Wierzę, że jeszcze spróbuję wielu rzeczy, niekoniecznie związanych z muzyką. Jestem bardzo otwarta na to, co mi życie przyniesie.

Magdalena Makuch

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy