A to był taki dobry chłopak...

Winę za gwałt zawsze ponosi sprawca. Flirt to nie zaproszenie do łóżka. Alkohol, używki i dobra zabawa nie usprawiedliwiają przemocy seksualnej. Teoretycznie każdy o tym wie, słyszał setki razy, zna na pamięć. A potem wydarza się historia taka jak ta z uniwersytetu Stanforda i okazuje się, że nic nie jest takie oczywiste.

Zdj. ilustracyjne
Zdj. ilustracyjne123RF/PICSEL

Na uniwersytecie Stanforda studiował chłopak - Brock Turner. Niepozorny blondyn, niezły uczeń, popularny kolega. Świetnie pływał, trenerzy wróżyli mu karierę. Teraz kariera stanęła pod znakiem zapytania, bo sąd skazał go na pół roku więzienia, zobowiązał do udziału w programie terapeutycznym i dożywotnio wpisał na listę przestępców seksualnych. Wszystko to za gwałt, jakiego dokonał na obcej dziewczynie. Jak podsumował jego ojciec: Sąd złamał mu życie za 20 minut akcji.

Ona była już po studiach. Niewielu ją znało, zresztą i tak woli pozostać anonimowa. W jednej z gazet wystąpiła pod pseudonimem Emily Doe (i tak będę ją nazywać, bo uważam że to niesprawiedliwe, żeby była bezimienna). Miała chłopaka i pewnie chciała być z nim szczęśliwa. Z tym szczęściem to teraz kiepska sprawa, bo pewnego wieczoru poszła z młodszą siostrą na imprezę, a rano obudziła się w szpitalu, gdzie kazali jej podpisać dokumenty, potwierdzające, że została zgwałcona. Z mediów dowiedziała się, że jej obnażone ciało znaleziono za śmietnikiem, a sprawcą przestępstwa był Brock Turner. Chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziała, a który "zabrał jej godność, prywatność, energię, czas, wiarę, zaufanie, głos, przyszłość" - jak napisała w skierowanym do niego liście, który odczytała podczas rozprawy sądowej.

On: Sama tego chciała

Dziennikarzom lokalnej gazety powiedział, że ona chyba nie miała nic przeciwko. Że sama tego chciała, bo tego wieczoru próbował zagadywać do rożnych dziewczyn, a tylko ona go nie odepchnęła. Kiedy sędzia zapytał, czy miał zamiar zaprosić ją do swojego mieszkania, zaprzeczył. Stwierdził też, że nie ma pojęcia jak to się stało, że wylądowali za śmietnikiem. Ale chyba jej się podobało, bo podrapała go po plecach.

Ona: Zrobić test na HIV i żyć dalej

Kiedy obudziła się w szpitalu, zdziwiła się, że jest naga. Czyżby policja zabrała jej ubranie jako dowód? Ale dowód czego? Zastanawiała się, skąd się wzięły sosnowe igły we włosach i pod jej paznokciami. Może spadły z drzewa?

Pielęgniarka dała jej do podpisania dokumenty, na których została określona jako ofiara gwałtu. Ta sama kobieta poprosiła, żeby Emily stanęła przed nią naga, po czym sfotografowała jej ciało, wzięła wymaz z pochwy, posmarowała wargi sromowe czymś, co miało pomóc wykryć otarcia, zaczęła wyjmować z jej włosów igły i mówiła: Spokojnie, to tylko flora i fauna, flora i fauna.

W końcu mogła iść się wykąpać. Stojąc pod prysznicem Emily pomyślała, że już nie chce swojego ciała, że wolałaby zostawić je w szpitalu. Kiedy wyszła z łazienki, usłyszała że znaleziono ją nieprzytomną za śmietnikiem, że powinna zrobić test na HIV, ale przede wszystkim, że ma wrócić do domu i żyć normalnie.

On: Stracił apetyt i mniej się uśmiecha

Brocka na gwałcie przyłapało dwóch absolwentów Stanforda. Zatrzymali go do przyjazdu policji. Jeden z nich ponoć płakał, gdy opowiadał o tym, co zobaczył za śmietnikiem. Krótko po tym zaczęło się trwające 1,5 roku śledztwo i proces, które jak opisuje ojciec Turnera, miały fatalny wpływ na chłopaka. - Brock już nigdy nie będzie tym wesołym chłopakiem z przyjacielską osobowością i rozbrajającym uśmiechem. Dziś każda minuta jego życia jest pogrążona w depresji, smutku, lęku i niepokoju. Możecie to dostrzec w jego twarzy, sposobie w jaki się porusza, słabym głosie, braku apetytu. Jego życie nigdy nie będzie takim o jakim marzył i na jakie pracował - pisał w liście do sędziego.

Fragment listu, który ojciec Brocka Turnera napisał do sędziego
Fragment listu, który ojciec Brocka Turnera napisał do sędziegoTwitter/PrintscreenINTERIA.PL

Ona: Chcę jechać na pustkowie i krzyczeć

Kazali jej wrócić do domu i żyć normalnie, więc powiedziała siostrze, że wszystko jest w porządku. Chłopak, który przez całą noc próbował się do niej dodzwonić, też usłyszał, że nie ma się o co martwić. Nie, żeby chciała milczeć, ale jak powiedzieć rodzicom, facetowi i siostrze, że została zgwałcona, ale nie ma pojęcia kto to zrobił, kiedy i jak? - Chciałam wypchnąć to z głowy, ale nie mogłam. Przestałam mówić, jeść, spać, reagować na ludzi. Po pracy miałam ochotę jechać na pustkowie i krzyczeć. Nikt mi nie powiedział, co się ze mną stało - napisała w liście do sprawcy.

On: Dobry chłopak, w strasznej sytuacji

W wyniku całej sprawy Turner stracił apetyt i chęć do życia. Dlatego rodzina staje w jego obronie.

- Wysoki sądzie, powinieneś wiedzieć, że mój brat nie jest seksualnym predatorem i zdemoralizowanym potworem, na jakiego próbuje się go wykreować - pisze siostra.

- To frustrujące, że próbuje się uczynić z niego kozła ofiarnego i synonim wszystkich gwałtów, jakich dokonano dotąd na kampusie. Niesprawiedliwością jest, żeby podejmować decyzję o 10 następnych latach jego życia, na podstawie opowieści dziewczyny, która była tak pijana, że niczego nie pamięta - pisze była trenerka Brocka.

- Dobry chłopak, który znalazł się w strasznej sytuacji - podsumowuje przyjaciel.

A ciotka wspomina, że Brock wychował się w towarzystwie upośledzonego wuja i w związku z tym, zasługuje na szacunek.

Ona: Znaleziona naga, ze zdartą bielizną

O tym, co naprawdę stało się tamtego wieczora, dowiedziała się, gdy przeglądała wiadomości w telefonie. Przeczytała, że została znaleziona nieprzytomna, ze zdartą bielizną i łańcuszkiem okręconym wokół szyi. Że jej wagina była doskonale widoczna, a piersi opadały na boki. I że Brock Turner był świetnym pływakiem. Wszyscy wiedzieli, co się stało tego wieczoru, ale ona tego nie pamiętała, więc jej opowieść była kiepskim dowodem w sprawie. Dlatego prawnicy poradzili jej, żeby lepiej przygotowała się na przegraną.

Dobrze jej radzili. Emily napisała i odczytała w sądzie list do sprawcy, który prokurator Jeff Rosen, nazwał "najbardziej elokwentnym, mocnym i przekonującym wystąpieniem ofiary, jakie słyszał w ciągu 20 lat swojej pracy zawodowej" (to na jego podstawie opowiedziana jest jej powyższa historia).

Jednak sąd wziął po uwagę nienaganną opinię o Brocku, stanowisko jego ojca, pozytywne referencje wystawione przez przyjaciół, jego wiek, rolę, jaką odegrał alkohol, dotychczasową niekaralność i skazał go na pół roku więzienia, choć dopuszczalny wymiar kary to 12 lat.

Teraz rodzina skazanego apeluje na Facebooku o wpłacanie środków, które pozwolą na pokrycie dalszych kosztów związanych z obroną Brocka. Post zebrał ponad 40 lajków.

Co robi i czuje Emily? Nie wiadomo. Może nikt jej o to nie zapytał?

Pytania, na które w czasie procesu musiała odpowiedzieć Emily
Pytania, na które w czasie procesu musiała odpowiedzieć EmilyBuzzFeed/ PrintscreenINTERIA.PL

A co ona ma do powiedzenia?

Ta opowiadana na dwa głosy historia wydarzyła się w styczniu ubiegłego roku na Uniwersytecie Stanforda, jednej z najbardziej prestiżowych uczelni na świecie. Dzisiaj, po tym jak ojciec Turnera wypowiedział wspomniane już zdanie, w którym określa brutalny gwałt jako "20 minut akcji", jest opowiadana przez dziennikarzy na całym świecie.

To ewenement, że tak opowiedziana historia w ogóle trafiła do gazet. Że można wysłuchać nie tylko wersji sprawcy, stanowiska prokuratora i rzecznika policji, relacji świadków i znajomych gwałciciela,  ale również tego, co ma do powiedzenia ofiara. I że jej relacja nie ograniczyła się do odpowiedzi na pytania w rodzaju: Ile wypiłaś, co miałaś na sobie, czy go znałaś, czy wyraźnie powiedziałaś mu, że nie chcesz seksu? Ktoś dał ofierze głos, który brzmi tym mocniej, gdy jest zestawiony z opowieścią sprawcy (której również nie można odmówić dramatyzmu, o czym świadczy choćby uzasadnienie wyroku podane przez sędziego).

To tak wygląda gwałt?

I nagle wszyscy przejrzeli na oczy i mówią: To tak wygląda gwałt? W komentarzach pod artykułami piszą: Nie, to niemożliwe. Przecież to jest jakaś straszna sprawa. To nierealne, że taka opowieść o igłach sosnowych, chęci odrzucenia ciała, o czytaniu opisów swojego nagiego ciała w wiadomościach, to coś powszechnego, coś co przydarzyło się co piątej Amerykance?!

Niestety, trzeba przetrzeć oczy jeszcze raz. Historie, takie jak ta ze Stanforda, nie są wyjątkowe, ekstremalne czy niespotykane, wręcz przeciwnie. Jeden z amerykańskich tabloidów doniósł, że na Stanfordzie podobne sprawy zdarzają się co 2. weekend, co wydaje się całkiem wiarygodne, gdyby wziąć pod uwagę fakt, że według badań Rape, Abuse and Incest National Network co 5. Amerykanka doświadczyła w swoim życiu przemocy seksualnej.

Stany nie są żadnym wyjątkiem. W Polsce statystyki wyglądają bardzo podobnie - z badań prowadzonych przez Fundację STER  wynika, że 87 proc. kobiet w Polsce doświadczyło przemocy seksualnej, a co 5 została zgwałcona, zaś dalsze 20 proc. przeżyło próbę gwałtu.

To zjawisko tak powszechne, że aż przezroczyste.

Jedna z kobiet, która brała udział w badaniu  Fundacji STER o gwałtach, których doznaje regularnie ze strony męża powiedziała:  - Jak chce, to bierze. Ja tak mam, moja córka tak ma, pani też tak pewnie ma i czemu tu się dziwić (Cytuję z pamięci więc cytat może nie być dokładny).

Fałszywy ginekolog molestował pacjentki

Rzeczywiście, nie ma się czemu dziwić, jeśli wziąć po uwagę sposób, w jaki zwykle mówi się o gwałtach. Póki sprawa dotyczy informacji o realnym, "nie budzącym wątpliwości" gwałcie, to wszyscy trzymają fason. Kiedy opowiada się o brutalnie zamordowanej kobiecie, która została wielokrotnie zgwałcona, a jej ciało porzucone w ciemnym zaułku, pisze się o niej jeśli nie ze współczuciem, to przynajmniej z rzeczowym obiektywizmem (chociaż pod tym neutralnym tekstem można się spodziewać komentarzy internautów w rodzaju: To po co tam poszła? Jak jest głupia, to ma za swoje!).

Jednak jeśli chodzi o dowcip, piosenkę, reklamę, teledysk, to można przymknąć oko. Fałszywy ginekolog molestował pracownice - boki zrywać. Ordynator w Lublinie podszczypywał podwładne - kupa śmiechu. Nie można zgwałcić prostytutki. Gdyby moja Ukrainka była ładniejsza, to bym ją jeszcze zgwałcił. Kto nie wykorzystał nietrzeźwej niech pierwszy rzuci kamieniem - takie ot, żarciki.  Reklamy firm odzieżowych, perfum, gładzi szpachlowych z roznegliżowanymi kobietami w erotycznych pozach - wiadomo, że nic tak nie przyciąga uwagi jak seks i przemoc. Teksty piosenek o j***niu blachar. Wykonane z kartonu aparaty do mammografii (juwenaliowy pomysł studentów). Mówienie o gwałcicielach, że byli "wzorem dla wielu pokoleń" (Bill Cosby) czy "potężnymi politykami" (Były marszałek podkarpacki, oskarżony o gwałt). Ilustrowanie ich zdjęciami w garniturach, a kobiet w bikini czy stroju w sam raz na imprezę. Poświęcanie im jedynie kilku zdań, w których stwierdza się, że były atrakcyjne, młode i lubiły towarzystwo. Taki typ.Typ, którego o zdanie się nie pyta.

Przymykanie oczu

Słuchanie takich opowieści sprawia, że łatwiej przymknąć oczy. Dać się oczarować opowieścią o chłopaku z szerokim uśmiechem, który marzył o karierze sportowca i ten jeden, jedyny raz w życiu, stracił kontrolę po alkoholu. Albo o komiku, który rozśmieszał miliony i był taki swojski, taki zwyczajny. Łatwo śmiać się z anegdoty o fałszywym ginekologu.

Z takiej perspektywy rzeczywiście można zgodzić się ze stwierdzeniem, że gwałt to tylko 20 minut akcji, czyli w sumie nic takiego i karanie jej więzieniem to gruba przesada. Pomyśleć, że zgwałcona jakoś sobie poradzi, a chłopakowi więzienie złamie życie. Przekonanie, że kara jest dużo gorsza od zbrodni.

Z tego dobrostanu mógłby wytrącić głos zgwałconych, tak jak zrobił to głos Emily. To one mogłyby powiedzieć, że dla nich trauma po 20 minutach akcji będzie trwała o wiele dłużej niż więzienie, na które skazano gwałciciela. I że taka kara, to nie jest żadne zadośćuczynienie, bo aby ją wymierzyć, trzeba było przejść jeszcze raz przez piekło, opowiadając, zeznając, tłumacząc się i wysłuchując co na jej temat mają do powiedzenia oprawca, jego rodzina, znajomi i koledzy i przekonując, że mimo że nic się nie pamięta, naprawdę się ucierpiało.

Tyle, że te kobiety zwykle nie chcą mówić. I trudno im się dziwić, bo nikt nie chce żyć z łatką "to ta, co ją zgwałcili" albo "ta, którą zgwałcili i jeszcze się tym chwali". Dlatego większość z nich naprawdę stara się po prostu wrócić do domu i żyć normalnie z nadzieją, że już nigdy więcej ich to nie spotka.

Kampania społeczna Możesz to zmienić
Wiele kobiet o gwałcie nie mówi nawet najbliższym
Wiele kobiet o gwałcie nie mówi nawet najbliższym123RF/PICSEL

Aleksandra Suława

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas