Artystki do wynajęcia

1000 dolarów za wieczór w towarzystwie wykształconej kobiety, z którą można napić się herbaty, porozmawiać o sztuce, albo posłuchać jej śpiewu. I której przychylność wcale nie jest pewna. Kto w to uwierzy? A jednak...

article cover
AFP

W przypadku mężczyzny płacącego kobiecie za towarzystwo, skojarzenia są jednoznaczne. Stereotypy bezlitośnie podsuwają nam obraz prymitywnego samca dążącego do zaspokojenia swoich żądz. O to, że chce sobie dostarczyć intelektualnych rozrywek raczej go nie podejrzewamy.

Tymczasem istnieje fenomen, który przeczy takiemu postrzeganiu mężczyzn. Nie mająca odpowiednika w żadnej kulturze, japońska instytucja gejszy. Są one dowodem na to, że mężczyznom potrzeba do szczęścia czegoś więcej niż potulnej, uległej i milczącej kobiety. Może więc to nie przypadek, że pojawiły się w kraju, gdzie sztuka temperowania żon została doprowadzona do perfekcji.

Kiedy gejsza była gejszem

Świat zachodni przylepił gejszom etykietkę zgodną z własnymi standardami. Skoro gejsza ma dostarczać mężczyznom rozrywki zapewne chodzi o seks. Tymczasem gejsze nie są prostytutkami. Tym fachem zajmowały się tzw. Yűjo. Przez to, że podawały się one za gejsze korzystającym z ich usług Amerykanom, którzy po drugiej wojnie światowej okupowali Japonię, znacznie przyczyniły się do spadku reputacji prawdziwych przedstawicielek tej profesji. Jednak kiedy w 1957 roku w Japonii zdelegalizowano prostytucję, zawód gejszy, czyli artystki, pozostawiono. Gejsza oznacza dokładnie "człowiek sztuki", a pierwsi "gejsze" byli mężczyznami. W ich repertuarze były opowieści, śpiewy i taniec. Ale ileż można przebywać w towarzystwie samych mężczyzn? Nawet dla najbardziej srogich samurajów stawało się to w końcu nie do wytrzymania, dlatego kobiety całkowicie wyparły "gejszów" z zawodu.

Szkoła gejsz

Zadaniem gejsz jest dostarczenie rozrywki wyższego gatunku, a przygotowania do jego trwają wiele lat. Dawniej dziewczynki rozpoczynały kształcenie kiedy ukończyły sześć lat, sześć miesięcy i sześć dni, dzisiaj zaczynają nawet w 16 roku życia. A do nauczenia jest naprawdę wiele: muszą opanować sztukę konwersacji, tajniki japońskiej ceremonii podawania herbaty, sztuki układania kwiatów, kaligrafii. Rozwijają liczne talenty: śpiew, taniec, grę na tradycyjnych japońskich instrumentach.

Znają także poezję i klasyczną literaturę. Ich gesty są starannie wystudiowane, a słowa nieprzypadkowe. Teoretyczne wiadomości nie wystarczają - przez pierwszych sześć lat są Maiko - swoistymi praktykantkami. Noszą bardzo barwne kimona i liczne ozdoby, ale nie uczestniczą w rozmowach. Przysłuchują się jak robią to ich bardziej doświadczone koleżanki. Po latach przygotowań stają się kobietami, których towarzystwo kosztuje majątek.

Świat kwiatów i wierzb

Karyuka świat wierzb i kwiatów - to tradycyjne określenie społeczności gejsz. Te kobiety muszą być piękne jak kwiat, a zarazem mocne i giętkie niczym wierzba. Życie w tym tajemniczym świecie nigdy nie było łatwe. Dziewczynki były adoptowane przez oksan (matkę), osobę prowadzącą o-chaya (dom, w którym praktykują gejsze) na mocy kontraktu zawartego z ich rodzicami. Wykupienie takiego kontraktu nie było łatwe, bo choć usługi gejsz zawsze należały do najdroższych, większość wpływów pochłaniało o-chaya. Jeżeli dziewczynki nie spełniały pokładanych w nich nadziei były odsprzedawane do domów publicznych. Chociaż nie były wolne nigdy, nie były to kobiety bezwolne i uległe. Przetrwanie w środowisku pełnym zawiści wymagało sporo siły, a w stosunku do mężczyzn mogły sobie pozwolić na więcej niż jakiekolwiek inne kobiety w Japonii. Dzisiaj świat gejsz zmienia się. To oksan zabiega o to, aby kobieta chciała dla niej pracować - niewolnicze kontrakty zniknęły. Oprócz tradycyjnych sztuk dziewczęta uczą się tego, czego wymaga od nich współczesność, między innymi języków obcych, i obsługi komputera. W XX w próbowały też przywdziać nowoczesne stroje, ale źle odbiło się to na otaczającej je aurze tajemniczości i zawód zaczął podupadać. Gejsze powróciły do kimon i dzisiaj są symbolami tradycji. Obecnie pracuje ich 15.000, ale z roku na rok ta liczba się zmniejsza

Izabela Grelowska

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas