Jego wyjazd cieszy i martwi

​Kiedy Marek powiedział mi, że kolega namawia go na przyjazd do Anglii, bo ma dla niego pracę, najpierw się ucieszyłam.

Rozłąka może zachęcić do większego samorozwoju
Rozłąka może zachęcić do większego samorozwoju123RF/PICSEL

- Cudownie, wreszcie skończą się nasze kłopoty finansowe - wykrzyknęłam z radością i rzuciłam się mu w ramiona.

Nie było nam łatwo. Z jednej skromnej pensji męża utrzymać rodzinę z dwójką małych dzieci wymagało liczenia się z każdym groszem. O mojej pracy nie było mowy, ponieważ córeczki często chorowały. Czynsz i inne opłaty za pokój z kuchnia nie były wysokie, ale ta stała troska, aby starczyło od pensji do pensji, ciążyła mi jak kamień. W nocy nie mogłam spać, ale wtedy Marek mnie przytulał i pocieszał, że wszystko się dobrze ułoży. Jego miłość, czułość dla mnie i dziewczynek była jak mocny filar.

Kiedy powiedział mi o propozycji dobrze płatnej pracy w Anglii, w nocy kochaliśmy się namiętnie, jak zaraz po ślubie. Ale gdy opadła radość, górę wzięły obawy. Znów nie mogłam spać, bo  tyle słyszałam od znajomych o rozwodach i rozstaniach nawet dobrych małżeństw.

- Obiecaj mi, że nie spojrzysz w Londynie na żadną dziewczynę - przypominałam mu codziennie.

- Najpiękniejsze dziewczyny mam w domu - śmiał się z moich obaw.

Kiedy wychodził do pracy, biłam się z myślami: zgodzić się czy nie na jego pracę w Londynie. Każdego dnia znajdowałam inne argumenty. Robiłam też, co mogłam, żeby odwlec jego wyjazd. Aż pewnego dnia Marek po powrocie, powiedział, że traci pracę. Wiedziałam, że ta sytuacja przesądziła decyzję o wyjeździe. I nic go już nie powstrzyma. Wiedziałam, że zostanę sama ze swoim strachem  o trwałość naszego małżeństwa, bo Marek pojedzie za pracą.

Aśka

Bella Relaks
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas