Kto ważniejszy: Ona czy ja?!
Na swoje własne nieszczęście zakochałam się w facecie, który był po rozwodzie.
Teraz jestem więc drugą żoną swojego męża. Kiedy go spotkałam, wydawało mi się, że złapałam pana Boga za nogi. Nie dość, że był przystojny, to jeszcze na stanowisku, z mieszkaniem. Ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to był poważny błąd. Trzeba było nie zawracać sobie głowy facetem z przeszłością, ale skupić się na kawalerach. A tak mam za swoje.
Mój Jerzy ma bowiem 15-nastoletnią córkę Julkę z pierwszego małżeństwa. Chociaż bardzo się staram, zabiegam o względy pasierbicy, to jednak tamta mnie nie lubi i bojkotuje. Jest mi przykro, bo muszę znosić jej kaprysy i ataki złości. Niechętnie przychodzi do nas do domu, jest naburmuszona, nie zwraca na mnie uwagi. Nic się jej nie podoba. Ani to, jak mamy urządzony dom, jak gotuję i sprzątam. Grymasi za każdym razem, kiedy jej coś proponuję albo kupuję. Nawet gdy dałam jej prezent na urodziny (atrakcyjny telefon komórkowy!), nawet go nie rozpakowała i rzuciła gdzieś w kąt. Ciągle wydzwania do ojca i ukradkiem z nim o czymś rozmawia.
Gdy o czymś oboje rozmawiają i ja do nich podchodzę, nagle cichnie, jakbym była jej wrogiem. Jest mi wtedy głupio i czuję się zlekceważona. A gdy dopytuję się, o co chodzi, milczy jak zaklęta. Mąż też nie wtajemnicza mnie w ich wspólne sprawy. Nie lubi też spędzać ze mną wolnego czasu i uznaje tylko swojego ojca. Ja jestem dla niej jak powietrze. Często sami wychodzą gdzieś razem podczas weekendu, a ja zostaję w domu sama. Albo jadą tylko oboje na urlop, a ja muszę sobie organizować urlop z siostrą albo ze znajomymi.
Skutek jest taki, że zarówno mąż, jak i ja jesteśmy między młotem i kowadłem. Musimy wybierać albo ona, albo ja. Jak poprawić te stosunki? Czy to jest w ogóle możliwe?
Dominika, 36 l.