Nazywali ją utrzymanką, a teraz została z niczym

Paulina miała wszystko, ale wystarczyła jedna decyzja partnera, by została z niczym. Po namowach rzuciła pracę i przeszła na jego utrzymanie, jednak sielanka nie trwała długo. Dziś znowu uczy się żyć na własny rachunek. Dlaczego dała się wmanewrować w taki układ?

Polscy mężczyźni statystycznie zarabiają więcej od swoich partnerek
Polscy mężczyźni statystycznie zarabiają więcej od swoich partnerek123RF/PICSEL

Jeszcze niedawno mówiła wszystkim, że czuje się szczęśliwa, bo to ten jedyny. Kilka miesięcy później nadal o nim myśli, ale targają nią zupełnie inne emocje. Choć nie doszło do skoku w bok, Paulina czuje się zdradzona. Odchodząc, odebrał jej coś więcej niż miłość. Straciła poczucie bezpieczeństwa i grunt pod nogami.

Oficjalnie twierdzimy, że pieniądze w związku to sprawa co najwyżej trzeciorzędna. W przeprowadzonych w ostatnich latach badaniach zdecydowana większość ankietowanych nie przyznaje się do interesowności. Niemal każdy sondaż na ten temat prowadzi do podobnych wniosków: partner może być nawet biedny, byle szczerze kochał.

Tym razem miało być podobnie, ale sytuacja wymknęła się spod kontroli. Wybranek naszej bohaterki stał się dla niej finansową opoką i uzależnił ją od swojej hojności. A ona nie protestowała.

Miało być inaczej

- Nie wybrałam go z powodu złotej karty kredytowej, wielkiego mieszkania w ekskluzywnej lokalizacji ani drogiego samochodu. Wpadłam znacznie wcześniej, bo liczyło się coś zupełnie innego. Ujął mnie otwartością, poczuciem humoru, dystansem. Miałam wrażenie, że oczekuje od życia tego samego, co ja. Fajnego związku bez wchodzenia sobie na głowę, ale pełnego wsparcia i zaufania. Przez ponad rok mogłam się tym cieszyć. Z perspektywy czasu wcale nie uważam go za człowieka wyrachowanego. Chyba oboje się pogubiliśmy – wyznaje.

Paulina i Kacper (imię mężczyzny zostało zmienione) szybko doszli do wniosku, że nie interesuje ich luźna relacja na odległość i tylko od czasu do czasu. To on wyszedł z inicjatywą, aby zamieszkali razem. Młoda kobieta żyła wtedy nadal pod jednym dachem z rodzicami, bo ze skromnej pensji nie mogła sobie pozwolić na własne lokum. Nawet wynajęte. Troskliwy partner od dawna żył na własny rachunek, kilka lat wcześniej dziedzicząc nieruchomość po dziadkach. Na własną też mógłby sobie pozwolić.

- Nie przypominam sobie rozmowy o pieniądzach. Wyszliśmy z założenia, że jakoś to będzie. Oboje pracujemy, więc damy sobie radę. Do czynszu i zakupów mogę się przecież dorzucić, bo to samo robiłam do tej pory w domu rodzinnym. Chwilę później zrozumiałam, że wchodzę na zupełnie inny poziom. On otworzył przede mną nieznany świat. Może to źle zabrzmi, ale pokochałam go jeszcze bardziej. I wcale nie jako sponsora, co mógłby mi zarzucić ktoś niezorientowany w temacie. I tak nazywali mnie utrzymanką – wspomina 31-latka.

Zupełnie inny świat

Nigdy niczego ode mnie nie chciał i to mnie uśpiło

Własne "M" nie było całym kapitałem ukochanego. Dobrze zarabiał, właśnie zmienił samochód, mógł sobie pozwolić na zagraniczne wyjazdy. Paulina wcześniej tylko raz wyjechała z kraju – spędziła godzinę na Słowacji, gdzie dotarła rowerem w czasie wakacji w polskich górach. Będąc z Kacprem otworzyły się przed nią zupełnie nowe możliwości. Nigdy jednak na nic nie naciskała i nie stawiała warunków. Liczył się tylko on.

A on wciąż unikał poruszania kwestii finansowych. Ostatecznie wziął na siebie wszystkie rachunki i tak było przez cały czas trwania związku. Nasza bohaterka tylko przez chwilę czuła się niezręcznie, ale ostatecznie przystała na nietypowy "układ". Wtedy jeszcze tak tego nie nazywała.

- Popełniłam wtedy dwa podstawowe błędy. Nie umiałam ustalić jasnych granic i uznałam sytuację za całkowicie normalną. Na domiar złego, zamiast odkładać zaoszczędzone wtedy pieniądze na czarną godzinę, zaczęłam inwestować je w siebie. Nie miałam sztywnych wydatków, takich jak czynsz, paliwo albo cotygodniowe zakupy w markecie, ale i tak wydawałam wszystko. Stwierdziłam, że skoro on tak o mnie dba, to ja muszę się odwdzięczyć w inny sposób. Kupowałam ciuchy, chodziłam do kosmetyczki, co tydzień robiłam paznokcie. I doskonale wiem, jak słabo to wygląda z perspektywy czasu – przyznaje.

Doszło do tego, że Paulina nie była świadoma kosztów utrzymania domu, ale szybko przyzwyczaiła się do wysokiego standardu. Zarabiając 2300 zł na rękę.

Dawał, więc brałam

- Gdyby on wtedy przykręcił kurek, bo pojawiły się jakieś nieprzewidziane problemy, chętnie wysupłałabym coś z własnej kieszeni. Ale nigdy niczego nie chciał i to mnie uśpiło. Zostałam ogłuszona dobrobytem – dodaje.

Nie musiała martwić się o nic. Miała gdzie mieszkać, czym jeździć, co jeść. W ramach relaksu mogła od czasu do czasu umyć naczynia, bo sprzątaniem też zajmował się ktoś inny. Wreszcie pojawiła się propozycja, żeby zrezygnowała z pracy. Ukochany przekonywał ją, że marnuje tylko swój cenny czas. Mogłaby się rozwijać w inny sposób i być zawsze dla niego. 30 listopada 2020 roku był jej ostatnim dniem w biurze, gdzie była zatrudniona jako recepcjonistka. Wszystko wskazywało na to, że "ustawiła się do końca życia". Niczego nie mogła być pewna, ale bała się odmówić Kacprowi. On tak bardzo tego chciał.

Według ekspertki może to być pierwszy sygnał uzależnienia w relacji. Jak je rozpoznać?

- Kiedy dla związku rezygnujemy z rzeczy, które są dla nas ważne albo które nas cieszyły, za to zaczynamy robić rzeczy, na które nie mamy ochoty. I kiedy spostrzeżenie, że na jakiś temat mamy inne zdanie niż partner, budzi w nas lęk, bo boimy się jego reakcji na sprzeciw. Na przykład przestajemy umawiać się z przyjaciółmi, rezygnujemy z dodatkowych zajęć, bo wiemy, że partnerowi się to nie spodoba, za to dla niego zmuszamy się do aktywności, których sami z siebie nigdy byśmy się nie podjęli. Poważnym sygnałem jest lęk przed partnerem, ponieważ banie się kogoś jest przeciwieństwem bliskości i intymności. Jeżeli przy bliskiej osobie boimy się być sobą, wyrażać swoje myśli, pragnienia, to znaczy, że związek zaczyna przypominać "pakt z diabłem": ktoś tu oddaje swoje prawdziwe ja w zamian za bezpieczeństwo albo raczej jego iluzję – mówi dr n. hum. Joanna Stryjczyk, psycholożka i psychoterapeutka, specjalistka Kliniki PsychoMedic.pl.

Dalej było już tylko gorzej.

Twarde lądowanie

Kilkanaście tygodni później Paulina już wie, jak duży błąd wtedy popełniła. Związek nie przetrwał, a powrót do rzeczywistości był wyjątkowo bolesny. Ostateczną decyzję podjął oczywiście on, choć Paulina do dziś nie zna prawdziwych powodów. Nigdy się nie kłócili, a chwilę wcześniej snuli ambitne plany na przyszłość. Dostała dwa dni na wyprowadzkę. Po powrocie z krótkiej delegacji nie chciał jej już widzieć. Poznał kogoś innego? Rozmyślił się? Nasza rozmówczyni przekonuje, że nie chce wiedzieć. Kacper wspominał o niedopasowaniu.

- Uzależnił mnie od siebie, a później rzucił w kąt jak szmacianą lalkę. Czy ja jestem bez winy? Za głupotę się płaci. Moja pokuta wciąż trwa i jeszcze się nie ogarnęłam. Dzięki niemu miałam wszystko i z dnia na dzień zostałam z niczym. Rzuciłam pracę, lekką ręką wydałam oszczędności, a on zakręcił kurek. Z podkulonym ogonem wróciłam do rodziców, bo nie mogłam sobie pozwolić na wynajem, co było chyba najbardziej upokarzającym momentem w moim życiu. Jeszcze chwilę wcześniej przechwalałam się, gdzie polecimy w tym roku na wakacje. Z salonów trafiłam do mojego pokoju 2x2 metry. Mentalnie sponiewierana, bezrobotna i wstydząca się swojej głupoty. A inni pewnie sobie myślą: przecież to musiało się tak skończyć – żali się.

Ewidentnie straciła czujność, a to cecha charakterystyczna dla pewnego typu osób.

To kwestia czasu, aby samodzielność przestała budzić lęk, a stała się źródłem satysfakcji

- W relacje z kontrolującymi partnerami wchodzą osoby mające duże potrzeby opieki i ochrony. Dla takich osób perspektywa, że ktoś się nimi zajmie, jest bardziej atrakcyjna niż możliwość rozwijania własnych kompetencji związanych z samodzielnością, sprawczością, decyzyjnością. Na początku nie widzą niczego niepokojącego w przewadze ekonomicznej partnera albo w tym, że lubi on narzucać swoje zdanie, bo kojarzy im się to z oparciem, tym, że można na takiej osobie polegać. Często dorośli mający komponent osobowości zależnej mieli nadopiekuńczych rodziców, skupionych na ochronie swojego dziecka przed przykrościami z zewnątrz. Tacy rodzice mogli niechcący przekazać komunikat, że próbowanie nowych rzeczy w świecie, eksperymentowanie, sprawdzanie siebie łączy się z za dużym ryzykiem, czyli wzmocnili potrzebę bezpieczeństwa kosztem pragnień związanych z autonomią – tłumaczy psycholożka i psychoterapeutka, Joanna Stryjczyk.

Paulina próbowała wrócić do pracy, z której jakiś czas temu zrezygnowała. Od razu usłyszała, że nielojalność nie będzie nagradzana. Aktualnie pozostaje na utrzymaniu rodziców, choć jak twierdzi, teraz to ona powinna być dla nich wsparciem. O eks myśli jedynie w chwilach zwątpienia. Docenia wiele dobrych chwil, które wspólnie przeżyli, ale ta historia jest dla niej gorzką nauczką.

Nigdy więcej

- Ktoś pomyśli, że szukałam naiwnego. Znalazł się, wycisnęłam go jak cytrynę, ale wreszcie się zorientował i porzucił. Popełniłam wiele błędów, jednak inicjatywa zawsze była jego. Moim największym przewinieniem jest naiwność. To on nie pozwalał do niczego się dokładać. On zachęcił do odejścia z firmy. Narzucał swój tok rozumowania. Możliwe, że wtedy wyszły ze mnie kompleksy, bo w domu nigdy się nie przelewało. Ale ja nikogo nie wykorzystałam. Kacper mydlił mi oczy. Bez jego zapewnień nigdy nie doprowadziłabym się do takiego stanu. Każde z nas ma swoje za uszami, więc nie chcę tego roztrząsać. Raczej ostrzec, żeby nie stawiać wszystkiego na jedną kartę. Nawet w związku, który wydaje się idealny – twierdzi.

Nie wiadomo, kiedy znowu stanie na nogi. Straciła zaufanie nie tylko do innych, ale i samej siebie. Dziś nie myśli o kolejnym związku. Ale jeśli się przydarzy, na pewno będzie to relacja partnerska. Bez dominującego mentora i uległej przystawki. - Miała być miłość na całe życie, a została pusta lodówka, zadłużenie u rodziców, bezrobocie i ciasny pokój, do którego miałam już nigdy nie wrócić – podsumowuje.

Żal, dezorientacja i poczucie osamotnienia to całkowicie normalne odczucia w tej sytuacji.

- Wyjście ze związku, w którym było się uzależnionym od partnera, to bardzo duży kryzys, ponieważ z takim partnerem zostały skojarzone niemal wszystkie rzeczy, które dają oparcie w życiu. Z pomocą psychologa można spróbować zobaczyć, że wsparcie i pomoc da się znaleźć w rozmaitych miejscach i u różnych osób: koledzy pomogą znaleźć pracę, sąsiadka może czasem zająć się dzieckiem, z dawno niewidzianym przyjacielem można porozmawiać o problemach, siostra może pożyczyć trochę pieniędzy. Warto też podjąć pracę nad odkryciem i docenieniem w sobie zasobów związanych z autonomią, które w toku rozwoju zostały stłumione. Wierzę, że każdy je ma i że to kwestia czasu, aby samodzielność przestała budzić lęk, a stała się źródłem satysfakcji – przekonuje Joanna Stryjczyk.

To zadanie dla Pauliny na najbliższy czas, ale pozytywne sygnały można już zauważyć. Młoda kobieta zdaje sobie sprawę, których błędów nie warto powtarzać. I cieszy się, że sprawy nie zaszły jeszcze dalej, bo wtedy trudniej zaczynać od zera. Nie żal jej utraconego dobrobytu, ale miłości. Ona naprawdę go kochała.



***
Zobacz także:

"Czym chata bogata": Co Radek Liszewski skrywa w szafie?Disco Polo Music
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas