Pomysły na letni urlop

Coraz więcej wagi przywiązujemy do tego, jak wypoczywamy. I potrafimy być w tej dziedzinie bardziej twórczy. Nawet jeśli brakuje nam pieniędzy.

Jeśli już decydujemy się na wyjazd, podróżujemy z coraz większą fantazją
Jeśli już decydujemy się na wyjazd, podróżujemy z coraz większą fantazją123RF/PICSEL

Na urlop trwający przynajmniej siedem dni wyjechało w ubiegłym roku jedynie 31 proc. Polaków. Przede wszystkim z powodu sytuacji finansowej. Przy skromnym budżecie wolimy przeznaczyć pieniądze na bardziej palące potrzeby, na przykład na remont mieszkania. Jednak jeśli już decydujemy się na wyjazd, podróżujemy z coraz większą fantazją.  Oto jak zmieniły się pod tym względem nasze zwyczaje...

Wakacje zaczynają się po pięćdziesiątce

Małgorzata, 52 lata, nauczycielka

- Przez 25 lat jeździliśmy latem na działkę. I już wystarczy – mówi z mocą 52-letnia Małgorzata, nauczycielka w gdańskim liceum. Działkę z mężem mają piękną: mały domek pod lasem, taras, kominek, 20-letnie modrzewie i święty spokój.

–  Firaneczki, boazeria, wszystko wypieszczone. Karpie w stawie, kolorowe rabatki. Mąż z nudów tralki na schodach wyrzeźbił w kwiaty. Trzy lata temu powiedziałam „dość”. Akurat najmłodszy syn się wyprowadził, bo znalazł pracę w firmie komputerowej. Mogliśmy wreszcie odłożyć trochę pieniędzy. A że mąż dostał nagrodę za 30 lat pracy, zarządziłam, że jedziemy na porządne wakacje - wyznaje Małgorzata.

To ostatni gwizdek, żeby pojeździć po świecie

Zaczęli od Hiszpanii. By nie rzucać się samemu na głęboką, wakacyjną wodę, na autokarowy objazd Półwyspu Iberyjskiego namówili przyjaciół. – Dotąd najdalej na Mazury jeździli – opowiada Małgorzata. – Dzieci też już odchowali i uznali, że to ostatni gwizdek, żeby się po świecie powłóczyć. Przez trzy tygodnie jeździliśmy autokarami. Zrobiliśmy ponad dwa tysiące zdjęć i połknęliśmy bakcyla. Nawet mąż, który najpierw bronił się rękami i nogami przed wyjazdem, zasmakował w sangrii i nauczył się jeść paellę z krewetkami. Więc rok później wyciągnęłam go do Chorwacji.

- A zeszłej jesieni padło na Egipt. Zaszaleliśmy i kupiliśmy wyjazd all inclusive. Ja się boję głębokiej wody, ale mąż nawet nurkował, byliśmy na wycieczce wielbłądami na pustyni, w Kairze i w Dolinie Królów. Jesteśmy tak nakręceni, że gdy tylko kończymy jeden wyjazd, to już natychmiast planujemy następny. Za miesiąc lecimy na Kretę, a po wakacjach idziemy na kurs angielskiego, bo nam się znudziło rozmawianie „rękami”. Za rok chcemy pojechać do Tajlandii, tam już  po rosyjsku się nie dogadamy...

- Że drogo? Mamy plan, żeby wynająć na dwa miesiące znajomym nasz domek na wsi, akurat wystarczy na jeden bilet. Na drugi uskładamy. Nie mamy wielkich potrzeb, mieszkanie jest wyposażone, nie jadamy na mieście, nie mamy innych kosztownych hobby. Dzieci też pomagają – na urodziny czy gwiazdkę robią rodzinną zbiórkę „dla mamy i taty na samolot”. Bo nagle się okazało, że my naprawdę lubimy podróżować. No i jeszcze został nam spory kawałek świata do zobaczenia! – mówi z uśmiechem Małgorzata.

Polacy coraz częściej szukają egzotyki

Z roku na rok rośnie liczba rodaków spędzających urlopy w ciepłych krajach. Mimo kryzysu wolimy zapłacić więcej za wczasy nad Morzem Czerwonym niż Bałtykiem, tym bardziej, że ceny atrakcji na miejscu bywają sporo niższe niż w rodzimych kurortach, a pogoda jest gwarantowana. Coraz chętniej też wybieramy droższe oferty i opcję all inclusive – po głośnych bankructwach agencji turystycznych wolimy dopłacić więcej, ale skorzystać z usług sprawdzonego biura. All inclusive to brak dodatkowych i trudnych do oszacowania wydatków na miejscu.

Tylko 63 proc. wyjeżdżających za granicę kupuje ubezpieczenie turystyczne, które pokrywa koszty nieprzewidzianych wydarzeń. Najczęściej są to osoby w dojrzalszym wieku, 40-59 lat. Około 45 proc. Polaków decyduje się na wypoczynek w hotelach czterogwiazdkowych, ale luksusowe obiekty z pięcioma gwiazdkami też cieszą się coraz większym powodzeniem.

Jak wynika z „Raportu podróżnika” TravelPlanet, w 2012 roku odpoczywało w nich 25 proc. polskich turystów. Jeśli chodzi o nasze ulubione kierunki, to najchętniej odwiedzamy kurorty egipskie oraz plaże Grecji, Turcji, Tunezji i Hiszpanii.

Przy wyborze miejsca kierujemy się nie tylko zasobnością portfela, ale także doniesieniami z regionu. W 2011 roku od Egiptu i Tunezji odstraszyły Polaków zamieszki tzw. arabskiej wiosny. W zeszłym roku mniej osób odpoczywało w Grecji, do czego przyczyniła się tamtejsza zapaść ekonomiczna i strajki. Obecnie na czarną listę z powodu trudnej sytuacji politycznej trafił Cypr, rośnie za to popularność mniej oczywistych wakacyjnych kierunków, np. Gruzji, Rumunii i Czarnogóry.

Porady eksperta

Olivia: Polacy po pięćdziesiątce zaczynają zwiedzać świat. Skąd w nich nagle taka potrzeba?

Jolanta Siechowicz, psycholog, psychoterapeuta z Ośrodka Psychoterapii i Promocji Zdrowia Ogród w Warszawie: - Jednym z powodów jest fakt, że wreszcie mają czas. Nie są już odpowiedzialni za dzieci i tak zaangażowani zawodowo jak kiedyś. W czasach młodości ograniczał ich komunizm, który uniemożliwiał zagraniczne podróże. Jednych ta sytuacja mogła przyzwyczaić do spędzania urlopu na krajowych wczasach lub na działce. U innych „zamknięcie” mogło wytworzyć pragnienie zwiedzania miejsc, o których do tej pory tylko czytali albo widzieli je w telewizji.

Babcia może jechać do Egiptu i nie słuchać, że powinna niańczyć wnuki?

- Może przecież zabrać do Egiptu wnuka... Oczywiście, taka postawa może spotkać się z negatywną oceną sąsiadów, rodziny czy dzieci. Ale nie wydaje się, by uleganie temu, co „inni powiedzą”, było najlepszym wyjściem. Wielu taką postawę podziwia i uważa za inspirującą. Możemy tylko sobie życzyć, by warunki finansowe i siły umożliwiały realizację tych pozytywnych zmian, które obserwujemy wśród polskich emerytów.

Odpoczynek z dziećmi, czyli niech żyje kreatywność

Agnieszka, 33 lata, graficzka

Dla przeciętnej polskiej rodziny z dwójką dzieci wakacyjny wyjazd to prawdziwe finansowe trzęsienie ziemi. Wie o tym 33-letnia Agnieszka, graficzka z Łodzi, która ze starszym o trzy lata mężem wychowuje dziewięcioletnie bliźniaki.

– Nie chodzi nawet o to, że przejazd czy noclegi są drogie. Koszty rosną lawinowo już podczas samego wyjazdu. Przecież nie odmówię dzieciom lodów i gofrów czy wizyty w parku dinozaurów. To pozornie grosze, ale jak się dobrze podliczy ceny takich atrakcji każdego dnia, to wychodzi drugie tyle, ile wydajemy np. na jedzenie – oblicza Agnieszka.

– A po wakacjach trzeba przecież jeszcze wyprawić dzieciaki do szkoły. Książki i zeszyty, stroje sportowe i wszystkie te: „Mamo, jaki świetny piórnik ze Spidermanem!”... Na wyprawkę trzeba wydać po kilkaset złotych na jedno dziecko. Do tego dochodzi rata kredytu za mieszkanie i znowu witamy rok szkolny kompletnie spłukani. Ale przecież w życiu często jest tak, że coś można mieć tylko kosztem czegoś innego – wzdycha.

Najważniejsze są dobre chęci i pomysł

– Moja przyjaciółka ma ciotkę na wsi pod Olsztynem. Co roku pakuje dzieciaki i na miesiąc zaszywają się u niej w chałupie nad jeziorem. Maluchy mają za darmo wodę i las, ona pomaga trochę w gospodarstwie i wakacje kosztują ją tyle co jedzenie i prezent dla chrzestnej – mówi z zazdrością Agnieszka. Ona sama nie ma tyle szczęścia, nadrabia więc braki finansowe kreatywnością.

– Wyjeżdżaliśmy już do taniego schroniska w Bieszczadach i wynajmowaliśmy na spółkę ze znajomymi dom w górach. Kilka lat temu, kiedy modna była agroturystyka, pojechaliśmy pod Białowieżę w zamian za pomoc w gospodarstwie. Ale okazało się, że nie radzimy sobie z pracą w polu. Koleżanka zamieniła się na domy z góralami, których znalazła na internetowym portalu. Oni chcieli posmakować miejskiego życia, ona uciec w przyrodę, więc się dogadali i zamienili na miesiąc chałupami.

W tym roku pożyczamy od znajomego kampera. Przyjaciele zabierają przyczepę kempingową i planujemy wyjechać w trzy rodziny na kemping do Bułgarii. Jedzenie jest tam tańsze niż u nas, morze cieplutkie – czego chcieć więcej? Jak dzieci podrosną, planujemy wybrać się na spływ kajakowy. Dla nich to będzie wielka przygoda, a my przypomnimy sobie studenckie czasy. No i będzie tanio, bo spanie pod namiotami.

Co z pozostałym czasem?

– Organizujemy im prywatne lato w mieście – śmieje się Agnieszka. – Najważniejszy jest pomysł oraz dobre chęci. Moja koleżanka ze studiów siedzi w domu na urlopie wychowawczym. Wzięła sobie za punkt honoru, że zapozna dzieci swoje i przyjaciół ze sztuką. Prowadzi więc zajęcia plastyczne, malują na butelkach, lepią z gliny. Raz na tydzień robimy zrzutkę na busa, koleżanka bierze do pomocy jeszcze jedną mamę i zabiera 5-7 dzieciaków do muzeum czy galerii.

Koszty busa, zwiedzania i materiałów plastycznych pokrywają rodzice, a w ramach podziękowania nasi małżonkowie wytapetowali koleżance przedpokój. Ostatnio spontanicznie urodził się pomysł, żeby zorganizować letnie warsztaty plastyczne. Dzięki temu nasze dzieci twórczo spędzą czas pod doskonałą opieką. Gdyby udało nam się zebrać kilkunastu chętnych, to byłyby prawdziwe minikolonie.

Oczywiście, lepiej wziąć tydzień urlopu niż nie brać go w ogóle
Oczywiście, lepiej wziąć tydzień urlopu niż nie brać go w ogóle123RF/PICSEL

Sami sobie sterem, żeglarzem, okrętem

Rodzina Agnieszki jest wśród 76 proc. Polaków, którzy nie korzystają z wyjazdów zorganizowanych i samodzielnie planują wakacje. Przeważnie podejmują taką decyzję powodowani chęcią niezależnego decydowania o tym, jak spędzą urlop (56 proc.), możliwością dopasowania oferty do własnych potrzeb (25 proc.) i niższą ceną (22 proc. – dane firmy ubezpieczeniowej Mondial Assistance).

Ten ostatni powód jest znaczący zwłaszcza dla tych rodzin, w których dochód na głowę nie przekracza 1500 zł. Niższy budżet oznacza przeważnie wakacje w kraju. Jak wynika z sondażu PENTOR, najbardziej cenimy sobie odpoczynek na wybrzeżu Bałtyku, gdzie spędza urlop 1/3 Polaków. Warmię i Mazury odwiedza 21 proc. polskich turystów, a w góry latem udaje się  9 proc. z nas.

A co, jeśli marzymy o wyjeździe zagranicznym? Wtedy chętnie odwiedzamy Bułgarię, która zwłaszcza wśród mieszkańców Śląska i Mazowsza dorównuje już popularnością Tunezji. Agenci biur podróży powrót mody na Złote Piaski tłumaczą zmianami, jakie zaszły w Bułgarii dzięki wejściu do Unii, a także... polskim sentymentalizmem.

Podobno dzisiejsi 40-latkowie bardzo chętnie jeżdżą nad Morze Czarne, ponieważ chcą przypomnieć sobie wakacje, które spędzali tam z rodzicami w latach 70. i 80. A jest co wspominać...

Jesteśmy coraz bardziej światowi

Olivia: Jak z punktu widzenia socjologa zmieniają się wakacyjne upodobania Polaków?

Michał Lenartowicz, socjolog z Zakładu Filozofii i Socjologii AWF w Warszawie: - Coraz bardziej przypominamy społeczeństwa Europy Zachodniej – w tym sensie, że bardziej cenimy sobie wolny czas. Dotyczy to nawet grup uznawanych dotąd za wykluczone, czyli emerytów i mieszkańców wsi. Emeryci mają do dyspozycji stały, przewidywalny dochód, rolnicy też zarabiają lepiej.

- Mam studentów, którzy opowiadają, że ich rodzice rolnicy chwalą się na Facebooku zdjęciami z zagranicznych wyjazdów. Duży wpływ na zmiany ma emigracja zarobkowa. Miliony ludzi, które pojechały do Wielkiej Brytanii czy Irlandii, zobaczyły, jak wypoczywają ludzie na Zachodzie. Że chodzą do kawiarni, jeżdżą rowerami, podróżują. Polacy wracają do kraju i przenoszą na nasz grunt tamte wzorce zachowań.

A jak zachowujemy się  na samym wyjeździe?

- Nie zauważyłem jednej tendencji, że albo tylko odpoczywamy, albo szukamy atrakcji. Jeśli ktoś jedzie na wakacje dla prestiżu i podkreślenia statusu majątkowego, wykupuje wycieczki all inclusive i leży na plaży. Chodzi mu głównie o to, żeby się później pochwalić, gdzie był. Ale jest spora grupa przyzwyczajona do wyjazdów. Grecje, Turcje, Egipty nie robią już na nich wrażenia. Nie muszą się  licytować, gdzie byli, szukają wrażeń.

- Bardzo wielu Polaków zajmuje się turystyką sportową: wyjeżdża na wycieczki rowerowe, biega w maratonach. Bardzo popularne są sporty wodne, takie jak nurkowanie. Rośnie liczba osób, którym nie zależy na imponowaniu egzotycznymi kierunkami i letnim luksusem. Tacy skupiają się na robieniu na urlopie tego, co ich rzeczywiście interesuje.

Od czego zależy, jak spędzamy letni urlop?

- O tym decydują wiek i sytuacja rodzinna. Zwłaszcza posiadanie dzieci determinuje to, jakie atrakcje turystyczne wybieramy. Istotny jest także status ekonomiczny. Ale nawet teraz, w dobie kryzysu, ludzie rzadko rezygnują z wyjazdu na urlop. Mogą nie kupować nowych ubrań, nie jadać w restauracjach, ale na wakacje, nawet krótkie – zwłaszcza gdy mają małe dzieci – muszą znaleźć się pieniądze. Przyznanie się przed sobą i rodziną, że nie stać nas na wyjazd, jest bardzo trudne. To jak przyznanie się do przegranej życiowej, ubóstwa.

Każda minuta wolnego jest na wagę złota

Emilia, 28 lat, prawniczka

Emilia ma 28 lat i od trzech lat jest zatrudniona w dziale prawnym zagranicznej korporacji. Wysokie zarobki oraz perspektywa awansu rekompensują jej długie godziny pracy i wieczny pośpiech, w jakim żyje. Emilia nie narzeka: jest energiczna, świetnie zorganizowana, wie, czego chce. Nauczyła się starannie planować swój wolny czas. Śmieje się, że nie zamierza go marnować na leżenie plackiem na plaży.

– Gdy ma się do dyspozycji jedynie trzy tygodnie wakacji w roku – tłumaczy – to każda minuta jest na wagę złota. Czasem uda się urwać dodatkowo jakiś piątek, wtedy z weekendu można zrobić miniwakacje i wyskoczyć gdzieś dalej.

Ważny jest plan

– Na tradycyjnym turnusie umarłabym z nudów! – wyznaje i streszcza plan na nadchodzący sierpień: – W pierwszym tygodniu pojadę do Wielkiej Brytanii zwiedzać angielskie ogrody. To droga wycieczka, ale potem wybieram się na wspinaczkę skałkową do Jury Krakowsko-Częstochowskiej  - koszt jest obliczony na studencką kieszeń. Muszę się pogimnastykować, bo mam zbyt mało ruchu. Całymi dniami tkwię w biurze i wszędzie jeżdżę autem.

Emilia jest mistrzynią w wyszukiwaniu oryginalnych ofert. Ale nie wybiera ich na chybił trafił. Przeciwnie, wszystko ma przemyślane w najdrobniejszych szczegółach.

– Na lenistwo będzie czas na emeryturze. Dwa lata temu zaliczyłam kurs biznesowego języka angielskiego w Bath. Nie dość, że się podszkoliłam i podniosłam swoje kwalifikacje, to wieczorami nieźle się wyszalałam w klubach. Teraz marzę o nurkowaniu na Zanzibarze. Koszty nie są dla mnie priorytetem, wolę więcej zapłacić i żyć oszczędniej w roku, pod warunkiem że przeżyję coś ekstra. Minął okres, kiedy wydawałam całą pensję na ciuchy. Wrażenia z Hongkongu, w którym byłam służbowo, są cenniejsze od butów Jimmy’ego Choo.

Emilia nie pozwala sobie na luz, który dla wcześniejszych pokoleń był synonimem lata.

– Moi rodzice brali plecak, paprykarz szczeciński w konserwie i włóczyli się po Polsce. Ale to były inne czasy. Na niektóre projekty, jak na przykład na kurs degustatorów wina w Toskanii albo wyprawę do Machu Picchu, na razie nie mam pieniędzy, ale będę je odkładać.

To idzie młodość, czyli spływ Mekongiem

Wakacje dla wchodzących w dorosłe życie Polaków to nie tyle pora odpoczynku, co czas inwestowania w siebie. Wielu z nich przyznaje, że najlepiej relaksują się, gdy dostają odpowiednią porcję adrenaliny. Dlatego powodzeniem cieszą się wśród nich najmodniejsze sporty, czyli wind oraz kitesurfing, nurkowanie, wakeboarding i obozy paralotniarskie.

Skąd mają na to pieniądze? Część osób łączy wyjazdy z zarabianiem jako au pair (opieka nad dziećmi) lub pracą wychowawcy na obozach dla młodzieży (tu prym wiodą studenci pedagogiki i resocjalizacji). Młodzi bardzo dobrze zarabiający albo mogący liczyć na pomoc rodziców, chętnie korzystają z ofert firm organizujących nietypowe wyjazdy. Takie propozycje są przygotowane według potrzeb na indywidualne zamówienia, np.: wyprawy motocyklowe w Himalajach, trekking w Laosie lub spływ Mekongiem.

To jednak wciąż niewielki procent wśród polskich turystów, których większość stanowią osoby z dużych miast w wieku 18-29 lat z wykształceniem średnim i wyższym, o dochodzie gospodarstwa domowego trochę powyżej 3 tys. zł na głowę. Choć i wśród nich coraz większą popularnością cieszą się oferty spełniające określone potrzeby, np. nurkowanie.

Podczas wyjazdów zorganizowanych wykupujemy coraz więcej wycieczek fakultatywnych – nie wystarcza nam już samo plażowanie. Coraz pewniej czujemy się na obcym terenie, bo lepiej znamy języki i za granicą nie czujemy się zagubieni, jak to bywało jeszcze dwadzieścia lat temu. Wygląda na to, że czas leżenia pod gruszą bezpowrotnie minął, a jako naród jesteśmy coraz bardziej żądni nowych wrażeń. Jedno nie zmienia się jednak od lat – zdecydowanie chętniej wyjeżdżamy na urlop latem niż zimą. Dochody z letnich wyjazdów to wciąż aż  80 proc. całości zysków rynku turystycznego.

Oczywiście, lepiej wziąć tydzień urlopu niż nie brać go w ogóle. Lecz jeśli zależy nam na regeneracji sił i na tym, by nabrać energii, wakacyjny odpoczynek powinien trwać przynajmniej dwa, a jeszcze lepiej trzy tygodnie. Dlaczego? Przez pierwsze kilka dni urlopu do naszego organizmu dopiero dochodzi informacja, że można nareszcie zwolnić obroty.

Z kolei na 2-3 dni przed końcem wakacji najczęściej zaczynamy już myśleć o pracy i o tym, co mamy do zrobienia po powrocie do domu. Jeśli więc urlop trwa tylko tydzień, to na pełny relaks nie pozostaje zbyt wiele czasu. Długość wakacji to jednak nie wszystko. Istotny jest również sposób, w jaki będziemy odpoczywać. Nie ma jednego uniwersalnego i idealnego modelu wakacji. Z pewnością warto oderwać się od takiego typu aktywności, jaki preferujemy w ciągu roku, ale tylko pod warunkiem, że na taką zmianę rzeczywiście mamy ochotę. Przełamanie rutyny jest dobrym sposobem na regenerację, szczególnie psychiczną, ale nie wtedy, gdy się do tego zmuszamy.

Nie dajmy się więc porwać modzie na tzw. aktywny wypoczynek, jeśli wcale go nie lubimy. Bieganie czy wędrowanie po górach na siłę i bez poczucia satysfakcji wcale odpoczynkowi nie sprzyja. Wręcz przeciwnie, może nas tylko jeszcze bardziej zmęczyć. Urlop powinien być dostosowany do naszego temperamentu, bo najlepiej się regenerujemy, robiąc to, co rzeczywiście sprawia nam przyjemność. Jeśli więc lubimy wylegiwać się na plaży, możemy bez wyrzutów sumienia spędzić wakacje na kocu – takie leniuchowanie lepiej nam zrobi niż zmuszanie się do rowerowej wyprawy, choćby w najpiękniejsze rejony świata.

Ekspert: Lek. med. Arkadiusz Miller, specjalista chorób wewnętrznych.

Tekst: Agata Brandt

Olivia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas