Randka z kobietą niezależną

Dla kobiety poczucie niepewności własnej męskości człowieka, z którym umawia się na randkę, może oznaczać, mówiąc językiem Wall Street, złamanie umowy.

Kobieta niezależna zrobi wszystko, żeby nie upodobnić się do swojej matki
Kobieta niezależna zrobi wszystko, żeby nie upodobnić się do swojej matkiAFP

Ten "typ" kobiety trafia na terapię, ponieważ nie może spotkać właściwego mężczyzny i dopełnić swojego życia miłością, partnerstwem oraz macierzyństwem. Być może, podobnie jak inni ludzie w jej życiu, przynajmniej początkowo terapeuta nie rozumie, dlaczego ta bardzo pociągająca kobieta nie może znaleźć miłości. Jeśli jednak oboje okażą nieco cierpliwości, wyłoni się zadziwiająco spójny i powtarzający się wzorzec. Kobieta taka zazwyczaj bez problemu znajduje chętnego na randkę, nawet jeśli liczba odpowiednich kandydatów nie jest duża. To jednak nigdy nie kończy się zadowalająco.

Typowa kolej rzeczy jest następująca: kobieta wiąże się z "miłym", uczuciowym i otwartym mężczyzną. Wkrótce odkrywa albo wyobraża sobie (nawet terapeuta nie zawsze umie to powiedzieć), że jej partner jest za ubogi, "słaby" lub nudny. "Jest szalenie miły - myśli ona - ale brakuje mu ikry". Albo nie jest dość przebojowy. Więc zrywa z nim i niczym generał, który ponownie wyrusza na rozstrzygniętą wojnę, teraz szuka kandydata pewniejszego siebie, niezależnego, ambitnego.

Teraz jednak odkrywa lub znowu wyobraża sobie, że nowy kandydat nie dość dobrze ją traktuje. "Jest ustabilizowany finansowo i jest odpowiedzialny - myśli kobieta - ale jest również niewrażliwy, samolubny i krytyczny". Z nim również zrywa albo, jeśli ma skłonność do masochizmu, spotyka się z nim czekając, aż on z nią zerwie. Czasami mamy do czynienia z wariantami opisanego wzorca. Przedstawione typy mężczyzn wybieranych na randki mogą pojawiać się w odwrotnej kolejności albo może to być łańcuszek mężczyzn jednego typu, po którym pojawi się łańcuszek mężczyzn drugiego typu.

"Mięczaki" i "twardziele"

Z punktu widzenia tej wzorcowej, samotnej kobiety, świat mężczyzn wydaje się podzielony na "mięczaków" i "twardzieli". O co więc chodzi? To intrygujące. Czy można opisywać mężczyzn, sprowadzając ich do tych dwóch odmian? A może ta inteligentna, spostrzegawcza kobieta udaje? Jak w przypadku wszystkich pytań typu albo - albo z odpowiedziami nie do przyjęcia, odpowiedź leży w samym pytaniu - po trosze jedno i drugie. Rzeczywiście, mężczyźni są bardziej lub mniej agresywni i sprawdza się powiedzenie, że ci ostatni "mili faceci są (dla kobiety) dobrzy tylko w łóżku".

Jednak jest również przestrzeń między skrajnościami, która pomieści wielu zarazem przebojowych i wrażliwych mężczyzn we względnej harmonii. Ale nasza kobieta nie dostrzega tej strefy, ponieważ sama w niej się nie mieści.

Pozwólcie, że to wyjaśnię. Kiedy badamy historię życia takiej kobiety, rzuca się w oczy, że z jakichś powodów nie była zdolna bez skrępowania podziwiać, szanować, poważać swoją matkę i identyfikować się z nią. Matka mogła być (albo tak ją postrzegała córka) zwariowana lub nieudolna, otyła lub tylko "słaba" do tego stopnia, że jako mała dziewczynka kobieta nieustannie przyrzekała sobie, że nigdy nie będzie taka jak ona. Dlatego w końcu jej charakter został ukształtowany wokół zasady "wszystko, byle nie moja matka". Dlatego, przynajmniej pozornie, taka kobieta bardziej utożsamia się ze swoim ojcem, nie ma bowiem innego wzoru albo ojciec był po prostu lepszym obiektem identyfikacji, całkiem innym niż matka.

Nie da się tak po prostu odprawić swojej matki. Pomimo desperackich prób wymazania wpływu matki w głębi duszy kobieta czuje się jak matka, której nie mogła pomóc, a którą mogła tylko wchłonąć. Jej lęk, że będzie podobna do matki, również świadczy o tej głębszej, mniej świadomej warstwie identyfikacji. Mówiąc w skrócie, znaczna część psychiki tej kobiety zasadza się na jej pragnieniu odprawienia i odrzucenia osoby matki oraz na wypieraniu się i wyrzucaniu jej z siebie.

Właśnie taki mechanizm rządzi wzorcem jej randek. Lubi być dobrze traktowana, ale miły, wrażliwy mężczyzna szybko staje się zagrożeniem dla jej twardej powierzchowności o męskiej identyfikacji. Jeśli go dopuści, stanie się tak samo "rozlazła" jak on, to znaczy taka jak jej matka. Tak więc doświadczenia z takimi kandydatami na partnerów tylko wzmacniają obronny element jej identyfikacji płciowej.

Uciekając od matki

Mężczyzna, z którym się umawia, może nie być dość agresywny, być może to ona nadmiernie utożsamia się z lustrzanym odbiciem swojej matki, ale czy on jest rzewnym nieudacznikiem, którego ona z niego robi? Być może. Bardziej prawdopodobne jest, że jest projekcją matki, której nie toleruje, która w niej tkwi i od której musi uciekać. A zatem, teraz kiedy odnalazła i odtworzyła swoją matkę w spotkanym mężczyźnie, musi go opuścić.

Dziwne, że chociaż szuka teraz towarzystwa "silnego" mężczyzny, mężczyzna pewny siebie, ambitny również stanowi zagrożenie. Taki mężczyzna zwykle nie chce być biernym wykonawcą. Chce mieć przynajmniej złudzenie, że zajmuje fotel kierowcy, i nie chce umawiać się z rywalką. Żeby być z takim mężczyzną, kobieta musi pozwolić mu przejąć inicjatywę i przyjmować jego agresję z bierną wrażliwością. To prowadzi ją w stronę matki, czyli tam, gdzie za żadne skarby świata nie chce się znaleźć. Zacznie więc z tym mężczyzną walczyć o przywództwo bez szans na wygraną dopóty, dopóki on jest zainteresowany, albo podporządkuje się i przyjmie jego reguły gry. To ostatnie rozwiązanie również ma małe szanse powodzenia, ponieważ w końcu ona poczuje się maltretowana lub źle traktowana i im dalej zabrną, tym bardziej poczuje się nierozsądna, słaba albo skłonna do masochizmu. Skoro więc jej największy senny koszmar stanie się jawą, zbierze siły do walki lub ucieczki, a każda z tych reakcji doprowadzi do zerwania związku.

Poradniki pełne są recept na to, co taka kobieta powinna zrobić, żeby polepszyć swoje życie uczuciowe. Porady te jednak, tak samo jak i rady wielu terapeutów, polegają na tym, że zwykle proponują specyficzne zachowania taktyczne, pomijając ogólną strategię emocjonalną. "Nie dzwoń do faceta, niech o ciebie zabiega" - to przykład takiej taktycznej porady. Taktyka taka nie będzie skuteczna, ponieważ zadzwoni tylko "mięczak", którego pociąga tkwiący w niej tyran. "Po co czekać, aż zadzwoni?" - zapyta inny terapeuta. "Zadzwoń do niego!" W porządku, to też nic nie da, bo twardziel nie będzie siedział w domu i czekał na jej telefon, tylko spotka się z kobietą, którą może tyranizować.

Te strategie nie będą skuteczne dopóty, dopóki kobieta nie stanie się wrażliwsza emocjonalnie na bardziej zrównoważoną męskość. "Ale jak to osiągnąć?" - zapyta kobieta terapeutę. "Ba! - odpowie terapeuta. - Źle postawione pytanie". Potrzeba zrobienia czegoś, co ułatwi zmiany, jest całkowicie zrozumiała, dość często kieruje nią tykanie zegara biologicznego, ale pragnienie tej kobiety, żeby poradzić sobie z problemem, jest częścią tkwiącej w niej obronnej męskiej identyfikacji, która właśnie doprowadziła ją na psychoterapię.

Upodabniając się do ojca

Z kolei zaangażowanie się w związek z kobietą jest mężczyzn "mięczaków" krokiem upodobniającym ich do ojca, czego przysięgali sobie nie robić. Paradoksalnie, obronna identyfikacja z matką jest zgodna z wypartym dziecięcym pragnieniem posiadania (w znaczeniu "mieć" lub "być podobnym") ojca: taki mężczyzna nie chce poślubić kobiety, lecz mężczyznę. Nie mówię tu o homoseksualnym pragnieniu, ale raczej o mężczyźnie, który poszukuje jakiejś formy męskiej kontroli nad sobą i układu, który może zapewnić kobieta, jaką wyżej opisałem. To się jednak nie sprawdza w jego przypadku z tych samych powodów, dla których nie powiodło się w jej przypadku - żadne z nich nie jest tak naprawdę zadowolone z możliwości znalezienia się w roli córki swojej matki lub syna swego ojca.

Z mojego doświadczenia wynika, że ten rodzaj ambiwalentnej identyfikacji z płcią jest jedną z podstawowych przyczyn tego, że samotnym mężczyznom i samotnym kobietom nie udaje się spotkać "właściwej osoby". Oczekują od przedstawiciela przeciwnej płci uzupełnienia ich własnej niedoskonałej identyfikacji płciowej.

Chłopcy, w miarę jak dorastają, potrzebują wzoru ojca, z którym mogliby się identyfikować. Mają również potrzebę utrzymania wczesnej internalizacji matki. Kiedy stają się mężczyznami, walczą o podtrzymanie i integrację obu wpływów. W zasadzie jednak kobieca identyfikacja mężczyzny ma tendencję do utajania się, używając języka archeologów, w głębszych pokładach osobowości, zazwyczaj skojarzonych z wczesnymi stadiami rozwoju. Kobieca identyfikacja, choć jest potrzebna mężczyźnie, stanowi zarazem zagrożenie dla jego poczucia męskości i dlatego łatwiej dochodzi do głosu w kontaktach z kobietą lub mężczyzną, którzy nie rywalizują z nim na arenie psychologicznej męskości.

Fragment książki "Gdyby mężczyźni umieli mówić".

Wydawnictwo Jacek Santorski & co
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas