Supermarket dla randkowiczów

Wyobraź sobie sklep, w którym jest wszystko, czego szukasz. Na półkach jest pełny wybór – we wszystkich kolorach, rozmiarach, w różnych opakowaniach. I wszystko jest za darmo, na wyciągnięcie ręki. W dodatku w każdej kolejnej alejce są następne rzędy półek, wypełnione po brzegi. A ty możesz spokojnie spacerować i sięgać po wszystko, co ci się spodoba… Przyjemny obraz? Tak właśnie portale randkowe widzą osoby, które przychodzą tam pierwszy raz.

Poznawanie ludzi przez internet na początku zwykle jest bardzo przyjemne
Poznawanie ludzi przez internet na początku zwykle jest bardzo przyjemne123RF/PICSEL

W dzisiejszych czasach mało kto narzeka na nadmiar wolnego czasu. Praca, studia, zakładanie własnego biznesu i  przeróżne zainteresowania wypełniają czas po brzegi. Nic dziwnego, że mnóstwo ludzi (i podkreślmy to - nie tylko młodych) szuka znajomości na portalach randkowych. Znajomości - czyli niekoniecznie kandydata/kandydatki do ołtarza, czasem wystarcza wirtualny flirt, wymiana zdjęć, parę miłych komplementów, które podbudują nadszarpnięte poczucie własnej wartości lub  zgubiony gdzieś seksapil. Oczywiście nie brakuje osób, które wchodzą tu z jednym zamiarem - znalezienia partnera do seksu.

Ciekawość pierwszy stopień do... poznania

Mimo, że istnienie takich miejsc w sieci wydaje się już oczywiste, większość użytkowników nadal nie mówi wprost, czego szuka. Na pytanie, czemu są na portalu randkowym, odpowiadają właściwie jednym głosem - z ciekawości. A że czasem zaspokojenie tej "ciekawości" potrafi trwać latami, to już inna sprawa.

Ale zacznijmy od początku - jaka jest podstawowa różnica między poznawaniem ludzi na portalu randkowym i w świecie realnym?

- W wersji “standard" najpierw kogoś poznajemy, wchodzimy z nim w dobry kontakt lub nie, czujemy czy nam się podoba, a dopiero potem zdobywamy o nim konkretne informacje. W wersji portalowej jest odwrotnie - na wejściu dostajemy pakiet “faktów", a dopiero potem decydujemy, czy chcemy go/ją spotkać, i doświadczamy tych trudno definiowalnych odczuć, które sprawiają, że konkretna osoba wydaje nam się właściwa lub całkiem nieodpowiednia - tak różnice w procesie poznawczym opisuje dr Magdalena Śmieja z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

- Jeżeli "na żywo" uznamy, że poznana na portalu osoba wywołuje w nas ciepłe uczucia, związek z nią nie będzie różnił się od związku zainicjowanego w sposób typowy - dodaje.

Użytkownicy serwisów randkowych, którzy są nastawieni na poznanie kogoś na stałe, też nie mają wątpliwości, że poznawanie się w internecie jest inne niż w realu.

- Ludzie, którzy są zarejestrowani na portalu są tu już w jakimś celu, raczej rzadko ktoś tu się znalazł przez przypadek, bo przecież trzeba wypełnić ankietę, stworzyć profil itd - tłumaczy Piotr, l.33 z Wrocławia, na portalu od dwóch lat. - W związku z tym (oraz dlatego, że nie rozmawiamy "twarzą w twarz") można sobie pozwolić na większą swobodę i być bardziej bezpośrednim. Wbrew pozorom ta bezpośredniość, zwłaszcza o podtekście seksualnym, nie dotyczy tylko mężczyzn, ale i kobiet - dodaje.

- Mam wrażenie, że tutaj padają pytania i propozycje, które nie mogłyby paść np. w barze, bo skończyłoby się "mordobiciem" - dodaje Weronika, l.27 z Warszawy.  - Swego rodzaju anonimowość dodaje odwagi, ale nie zawsze z dobrym skutkiem.

To wszystko tylko pozory

Podejście do takich serwisów zmienia się z czasem - na początku jest zachłyśnięcie się szeroką "ofertą", praktycznie nieograniczonym wyborem i łatwością w nawiązywaniu znajomości. To ostatnie jest szczególnie ważne w przypadku osób nieśmiałych, takich, które w prawdziwym życiu nigdy nie odważyłyby się podejść do nieznajomej/nieznajomego. Jednak zachwyt dość szybko ustępuje rozczarowaniu.

- Być może dlatego, że owa obfitość ofert jest pozorna. Bardzo pozytywna internetowa autoprezentacja potencjalnych partnerów w konfrontacji z prawdą może być źródłem rozczarowań. Z drugiej strony, poczucie dostępu do bogatej oferty propozycji zmienia też postawę poszukującego. Ludzie zaczynają zachowywać się jak klienci wybierający “towar": oceniają, porównują, odrzucają. I jak owi klienci, często wychodzą ze sklepu z niczym, bo w tym nadmiarze nie potrafili podjąć decyzji, nic nie wydawało im się wystarczająco dobre - tłumaczy dr Śmieja.

W związku z tym nasuwa się pytanie: Czy portal randkowy jest miejscem, gdzie faktycznie można znaleźć miłość? Czy są jakieś zasady, którymi powinna kierować się osoba nastawiona na cel, a nie tylko zabijanie czasu i wirtualny flirt?

To, że nie patrzymy w oczy swojemu rozmówcy powoduje, że tworzymy sobie w głowie obraz danej osoby na podstawie zdjęcia i tego, co pisze, ale również na podstawie swoich oczekiwań, doświadczeń i preferencji. Czasem zderzenie rzeczywistości z tym wizerunkiem powstałym w głowie (jeśli dochodzi do spotkania "weryfikującego") kończy się porażką. Z tego względu, jeśli zaiskrzy, lepiej byłoby się spotkać jak najszybciej.

Z drugiej strony, zwłaszcza kobiety podkreślają, że dłuższe klikanie daje im większe, choć może nieco złudne, poczucie bezpieczeństwa. Im więcej wiedzą o potencjalnym partnerze, tym mniej boją się spotkania.

Realni ludzie, realne problemy

Weronika wspomina: - Na początku stosowałam zasadę, że klikam lub rozmawiam przez telefon z kimś co najmniej dwa tygodnie, żeby się dowiedzieć, czy faktycznie coś nas w ogóle łączy. Teraz, po 1,5 roku mojej obecności w serwisie, jeśli jest choćby iskierka zainteresowania z mojej strony, proponuję spotkanie prawie od razu. Nie ma sensu przeciągać rozmów w nieskończoność, bo jedna kawa i tak potrafi zburzyć cały obraz mojego rozmówcy, wystarczy, że jest słabo ubrany, źle pachnie albo po prostu nie czuję z nim chemii.

Psychologia w tej kwestii jest bezwzględna: - Ważne jest to, aby etap wirtualny nie trwał zbyt długo, jeżeli naszym celem jest zbudowanie rzeczywistej relacji. Badania pokazują, że takim optymalnym czasem jest kilka tygodni. Jeśli po tym okresie ludzie zobaczą się na żywo i nawiążą bezpośrednią relację, jej jakość nie będzie różniła się od relacji nawiązanych "w realu" - mówi dr Śmieja.

Sławek (26) klikał z dziewczyną młodszą od siebie o dwa lata prawie pół roku. Dzieliło ich jednak ponad 500 km i oboje mieli przejściowe problemy finansowe. Najpierw rozmawiali ze sobą tylko wieczorami, ale gdy wymienili się numerami telefonów, byli w kontakcie praktycznie 24 godziny na dobę i wiedzieli o sobie wszystko. - Nie padały żadne wielkie słowa, nie było wyznań miłości, ale czułem, że jest to najbliższa mi osoba. Chciałem wiedzieć, co się u niej dzieje, jak się czuje, jak mija jej dzień, ale potrzebowałem się również dzielić wszystkim, co mnie dotyczyło, a ona chętnie słuchała.

Po pewnym czasie coś zaczęło się psuć. Rozmowy przestały być aż tak intensywne, a potrzeba kontaktu malała i to po obu stronach. - Na początku, zrobiłbym wszystko, żeby móc się z nią spotkać,  byłem ciekaw jej zapachu, głosu, gestów. Ale z czasem to uczucie osłabło, jakbyśmy przegapili ten moment, w którym należało się spotkać i znajomość po prostu umarła.

- Przedłużająca się relacja internetowa sprawia, że potencjalni partnerzy poruszają się przede wszystkim w sferze “ja-idealnego". Mogą, całkiem szczerze,  zwierzać się sobie z intymnych przeżyć, wspierać, ujawniać najskrytsze tajemnice, ale nie doświadczą wszystkich aspektów swojej osobowości, bo ta internetowa część naszego ja, która opiera się na świadomej refleksji i przemyśleniach nie jest jedyną, w której funkcjonujemy - tłumaczy dr Śmieja.

I właśnie dlatego zderzenie z rzeczywistością może być zaskakujące, niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Możesz rozmawiać z kimś na portalu przez długi czas, uznać go za swoją drugą połówkę i, mniej lub bardziej, potajemnie snuć plany o waszej wspólnej, sielankowej przyszłości. A potem przychodzi moment spotkania i okazuje się, że jej piegi na nosie wcale nie są urocze, tylko dziwne. A on nie jest zdecydowany, tylko chamski i bez pardonu upokarza kelnerkę w twojej obecności.

- Problem polega na tym, że "w naturze" nasz wybór jest podyktowany wieloma czynnikami, których patrząc na ekran komputera nie bierzemy pod uwagę. Ktoś, kto na portalu randkowym nie zwróciłby naszej uwagi (ma słabe zdjęcie i lubi koty, a my przecież zdecydowanie wolimy psy), w bezpośrednim kontakcie może ująć nas błyskotliwością, wrażliwością, tonem głosu - dodaje psycholog.

Podobieństwa to nie wszystko

Ponad to w świecie realnym mamy ograniczony "zasób" ludzki, który możemy poznać (rodzina, przyjaciele przyjaciół, te same knajpy, miejsca, które regularnie odwiedzamy itd.). Internet poszerza te kręgi potencjalnych nowych znajomości właściwie w nieskończoność, co na pierwszy rzut oka może się wydawać bardzo pozytywne, ale tak naprawdę jest źródłem problemów.

Mam wrażenie, że tutaj padają pytania i propozycje, które nie mogłyby paść np. w barze, bo skończyłoby się "mordobiciem"
Mam wrażenie, że tutaj padają pytania i propozycje, które nie mogłyby paść np. w barze, bo skończyłoby się "mordobiciem"123RF/PICSEL

Weronika przywołuje taką sytuację: - Na zdjęciu dumnie prezentował muskuły. Był naprawdę pięknym, zadbanym mężczyzną. Takim, z jakim nigdy się nie spotykałam, bo od razu z góry skreślałam kogoś, kto aż tyle czasu poświęca swojemu wyglądowi. Ale od zdania do zdania okazało się, że pochopnie go wrzuciłam do worka z napisem "mięśniaki". Był kulturalny, czytał książki, zaprosił mnie do teatru, czego nie zrobił nikt od bardzo dawna. Zakochałam się, straciłam dla niego głowę i nie mogłam się na niego napatrzeć.

Ten stan upojenia miłosnego trwał u Weroniki parę miesięcy. Potem powoli zaczęła dostrzegać różnice, które ich dzieliły - zupełnie inni znajomi, inny sposób spędzania wolnego czasu i całkiem odmienne priorytety w życiu. - Zorientowałam się, że na dłuższą metę ten związek nie ma żadnych szans. Że pewnych rzeczy nie "przeskoczymy", że zostaliśmy wychowani w kompletnie odmiennych środowiskach i czego innego chcemy od życia.

Oczywiście, takie rozczarowania zdarzają się również w przypadku osób, które poznały się w realnym świecie, jednak Weronika jest absolutnie przekonana, że nigdy nie poznałaby swojego wybranka, gdyby nie internet - po prostu nie bywali w tych samych miejscach, ani nie mieli wspólnych znajomych czy zainteresowań.

Nasuwa się pytanie, czy do stworzenia udanego związku faktycznie potrzebne są podobieństwa?

- Badania pokazują, że twierdzenie, iż “przeciwieństwa się przyciągają" bardzo rzadko jest prawdziwe. Ludzie mają silną potrzebę znajdowania partnera podobnego do siebie. Dlaczego? Z wielu powodów - pociągają nas ludzie o podobnych cechach i poglądach, ponieważ stanowią dowód na to, że nasze własne cechy i poglądy są cenne i słuszne - opowiada psycholog.

A jak owo podobieństwo przekłada się na zadowolenie ze związku?  - Słabo. Badania w których wzięło udział ponad 23 tysiące małżeństw pokazały, że podobieństwo dotyczące podstawowych wymiarów osobowości (neurotyzm, impulsywność, ekstrawersja) wyjaśniało mniej niż 1 % zadowolenia ze związku, co oznacza, że w ponad 99% za satysfakcję odpowiadają inne czynniki!

- Paradoksalnie, jednym z tych czynników może być poczucie podobieństwa. Chodzi jednak o subiektywne POCZUCIE podobieństwa, a nie podobieństwo realne, czyli to, że partnerzy czują się do siebie podobni, niż to czy tak jest w istocie - wyjaśnia psycholog.

Portale randkowe dają większą niż naturalne środowisko możliwość dopasowywania partnera pod kątem podobieństwa. Z jednej strony to dobrze. Taka selekcja pomaga wybierać partnerów stabilnych emocjonalnie, o podobnym zapotrzebowaniu na wrażenia, pozwala wyeliminować relacje potencjalnie konfliktowe, trudne - z osobami o całkiem innym wykształceniu, religijności, światopoglądzie (choć jak pokazuje przypadek Weroniki, czasem kierujemy się innymi  kryteriami w wyborze). Pozwala wybrać tych, którzy mają podobny cel - na portalu wiadomo, kto szuka stałego związku, a kto przelotnej znajomości.

Z drugiej strony, taka precyzyjna selekcja "na wejściu" może paradoksalnie obniżyć nasze późniejsze zadowolenie ze związku. Pary, które poznają się w realu mają szansę odkrywać w sobie kolejne podobieństwa (Też lubisz lody czekoladowe? Ja też uwielbiam tę piosenkę!), podczas gdy dobrani w sieci partnerzy startują z pozycji "mocno dopasowanych", co grozi tym, że zamiast z radością odkrywać wspólne obszary zainteresowań, z przerażeniem odkryją jak wiele - mimo wszystko - ich różni.

Małgorzata Olszewska

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas