Za co kochamy polskie komedie romantyczne

Komedie romantyczne powstały chyba specjalnie dla kobiet, by poprawić nam nastrój. Ulubione potrafimy oglądać na okrągło, choć znamy na pamięć każdą scenę. Naiwne, przesłodzone, wzruszające trafiają wprost do serca i budzą nasze najskrytsze marzenia.

Maciej Zakościelny - bohater niejednej komedii romantycznej
Maciej Zakościelny - bohater niejednej komedii romantycznejAgencja SE/East News

Spełniona wielka miłość

W Polsce wciągu ostatnich kilku lat prawdziwą furorę wśród komedii romantycznych robią te rodzimej produkcji. Najgłośniejsze filmy biją rekordy oglądalności, o których twórcy ambitnego kina mogą jedynie marzyć. Co sprawia, że uwielbiamy te nieskomplikowane, przewidywalne i kiczowate "arcydzieła"? Oczywiście motyw przewodni, czyli wielka miłość. Wspaniała, bo spełniona - komedia romantyczna zawsze kończy się dobrze. Choć historia najczęściej zawiera jakiś mniej czy bardziej skomplikowany wątek, który wydłuża i plącze drogi kochanków, to na końcu bohaterowie, patrząc sobie w oczy, radośnie ruszają ku wspólnej przyszłości, w której czekają ich same dobre rzeczy. Bo wreszcie odnaleźli to, co w życiu najważniejsze: prawdziwe uczucie.

Filmy jak marzenia

Życie rzadko pisze dla nas takie fantastyczne scenariusze. Psycholog Gabi Wiśniewska nie ma wątpliwości, że siła komedii romantycznych polega właśnie na tym, że w gruncie rzeczy odzwierciedlają one nasze najskrytsze marzenia.

- Nie ma chyba kobiety, która nie chciałaby przeżyć wielkiej miłości - uśmiecha się. - Osiemdziesiąt procent moich pacjentek trafia na terapię, bo są nieszczęśliwe w związkach lub nie potrafią znaleźć partnera. A w filmie bohaterka zawsze trafia na tego właściwego. Tam facet z założenia jest ideałem: wrażliwy, inteligentny, energiczny, ciepły, z poczuciem humoru. I oczywiście zabójczo przystojny. To dlatego komedie romantyczne tak nas rozczulają: która z nas nie chciałaby spotkać na swojej drodze ideału, na dodatek zakochanego w niej bez pamięci? Raczej niewiele. Polki, kobiety niby samodzielne, które na co dzień muszą dawać sobie radę z całą furą kłopotów, w życiu pozostały niepoprawnymi romantyczkami, idealizującymi uczucia między mężczyzną i kobietą. Potwierdzają to badania: ponad 60 procent z marzy o miłości od pierwszego wejrzenia, a połowa nie ma wątpliwości, że ta jedyna, "najprawdziwsza" może nam się przytrafić tylko raz w życiu.

Wielka miłość po polsku

Polscy reżyserzy długo unikali kręcenia komedii romantycznych. Może bali się konfrontacji z kultowymi filmami zachodnimi? Dopiero 8 lat temu powstał film "Zakochani", z Magdaleną Cielecką i Bartoszem Opanią. Ku zaskoczeniu krytyków, odniósł błyskawiczny sukces: przez pierwsze dwa tygodnie obejrzało go ponad pół miliona widzów! Na tamte czasy było to absolutnym rekordem oglądalności, co najlepiej pokazuje, jak wielkie na ten gatunek było zapotrzebowanie.

Prawdziwym hitem okazały się jednak filmy na podstawie bestsellerowych powieści Katarzyny Grocholi. Pierwszy to "Nigdy w życiu!" opowiadający o 40-latce, której chwilowo zawala się świat: mąż opuszcza ją dla młodszej, nie ma dokąd pójść z dorastającą córką, grozi jej utrata pracy, nie ma pieniędzy. Jednym słowem historia "z życia wzięta". Bo choć filmowa Judyta jest dziennikarką, wygląda jak z obrazka i mieszka w wielkim mieście, spotkało ją to, co może się przydarzyć każdej z nas: facet zostawia ją na lodzie po wielu latach, wydawałoby się, udanego małżeństwa.

Porzucona i zwycięska

Polki bez trudu utożsamiły się z taką bohaterką. Na dodatek czekała je miła niespodzianka: Judyta się nie załamała, nie poddała się, a przy wsparciu grupki prawdziwych przyjaciół załapała wiatr w żagle i... odniosła sukces. Poradziła sobie tak, jak każda z nas chciałaby sobie w takiej sytuacji poradzić. Zaczęła wszystko od początku, a przy okazji zrealizowała dawne, niespełnione marzenia. A na końcu spotyka ją "zasłużona" nagroda: wielka miłość. Trudno się dziwić, że mamy ochotę oglądać ten film na okrągło, a Judyta stała się wzorem dla Polek "po przejściach". Jej dalsze losy w "Ja wam pokażę!", również cieszą się wielkim powodzeniem. Tym bardziej że w drugiej części na horyzoncie pojawia się eksmąż, który pragnie wrócić na łono rodziny. I oczywiście dostaje kosza! Która z nie chciałaby tak zakończyć spraw ze swoim "byłym"?

- Oglądając te filmy, niejedna z nas widzi siebie. Zagubioną, zdradzoną, zakompleksioną. Na zewnątrz twardą, w środku spragnioną czułości - wylicza Gabi Wiśniewska. - Bohaterka komedii jest lustrzanym odbiciem - jeśli nie naszym, to kogoś nam bliskiego, siostry, przyjaciółki. Ale film z optymistycznym przesłaniem potrafi być inspiracją, jak zmienić swoje życie na lepsze. Jasne, że historia, którą obejrzymy w kinie, nie sprawi, że następnego dnia na naszej drodze stanie przystojny, inteligentny, wolny mężczyzna. Ale może być motywacją, by zrobić dla siebie coś szalonego. I pomoże uwierzyć, że marzenia się spełniają.

Obowiązkowy happy end

Najważniejsze jednak w dobrej komedii romantycznej jest jej pozytywne zakończenie. "Ona, on i happy end" - tak definiują udaną produkcję fanki na forach internetowych. - Zapytałam moje pacjentki, czy cenią sobie ten gatunek filmów. Aż im się oczy zaiskrzyły - uśmiecha się psycholog Gabi Wiśniewska. - Bezbłędnie potrafiły wymienić tytuły ulubionych. Wszystkie podkreślały, że szczęśliwe zakończenie jest tu absolutnie niezbędne! Oprócz dwóch godzin relaksu przed telewizorem lub w kinie, oczekują, że na końcu miłość zwycięży i pokona wszelkie trudności. To daje im nadzieję, że i ich własne sprawy też mogą potoczyć się dobrze.

Według socjologa Pawła Reszke, popyt na polskie komedie romantyczne będzie coraz większy z jeszcze jednego powodu: świat w nich ukazany jest wyidealizowany. Niby jesteśmy w Polsce, ale jakiejś lepszej. Piękne domy, stroje, eleganckie biura... Dołóżmy do tego kiczowaty zachód słońca, lazurowe niebo czy padające płatki śniegu i... efekt murowany. To są bajki dla dorosłych! Chcemy je oglądać, wzruszać się i wierzyć, że, jak w bajce, wszystko skończy się dobrze, a bohaterowie będą żyć długo i szczęśliwie.

Seks? Tylko w domyśle

Zgodnie z bajkowym, trochę naiwnym modelem, komedie romantyczne rzadko, żeby nie powiedzieć wcale, skupiają się na sferze erotycznej. Nie ma tam scen prawdziwej namiętności, kochankowie co najwyżej się całują, posyłają sobie tęskne spojrzenia, trzymają się za ręce... Seksu nigdy nie ma na wizji, czasami para razem je rano śniadanie, z czego możemy wywnioskować, że wspólnie spędzili noc. - To jak najbardziej zgodne z oczekiwaniami widzów - stwierdza Reszke. - Seks to dla nas wciąż trochę temat tabu i mało która Polka przyzna się, że w miłości właśnie ta sfera jest dla niej ważna.

Według badań CBOS (2005 r.), dla większość Polaków wielkie, prawdziwe uczucie wiąże się z zaufaniem, lojalnością, dążeniem do realizacji wspólnych celów, szacunkiem. Miłość okazuje się dbając o drugą osobę, obdarowując bez okazji kwiatami (panowie) czy starając się być atrakcyjną dla ukochanego (panie).

- Ale nie tylko my mamy taki idealistyczny stosunek do miłości - podkreśla socjolog. - Z najnowszych badań wynika, że w nowoczesnych społeczeństwach uczucia zaczynają wygrywać z wszechobecnym seksem. O prawdziwej miłości marzy np. ponad 80 proc. Niemców i 70 proc. Amerykanów. Wszędzie na świecie ludzie chcą kochać i być kochani...

Ukochane gwiazdy

Krytycy nie zostawiają na polskich komediach romantycznych suchej nitki. Zarzucają im banale dialogi, nudną fabułę, granie na jedną nutę, a także powtarzających się w kółko odtwórców głównych ról. Ale to właśnie te filmy przyciągają do kin tłumy. - Komedie romantyczne robione są z myślą widzu. I to widzu masowym. Mówią nieskomplikowanym, codziennym językiem, nie potrzeba im tzw. drugiego dna - mówi krytyk, Michał Mrozowski. - Mają wzruszyć i zrelaksować, niekoniecznie pobudzać do myślenia. Dlatego też reżyserzy najchętniej obsadzają w nich tzw. ulubieńców publiczności. Żelazne nazwiska to Danuta Stenka, Artur Żmijewski, Jan Frycz, Grażyna Wolszczak, Paweł Deląg. A od niedawna dołączyła do nich cała ekipa młodych aktorów rozpoznawalnych głównie z seriali telewizyjnych, którzy przeżywają w tej chwili prawdziwy szczyt popularności: Maciej Zakościelny, Marta Żmuda-Trzebiatowska, Anna Cieślak, Przemysław Cypryański.

Bardzo ważny jest jeszcze jeden element: odpowiednio dobrana, romantyczna ścieżka dźwiękowa. Kobiety idą na "Nie kłam, kochanie", by zobaczyć Piotra Adamczyka, ale zachęcone promującą ten film piosenką Eweliny Flinty i Łukasza Zagrobelnego "Nie kłam, że kochasz mnie". - Muzyka czy piosenka z ulubionego filmu działa na nas podwójnie, bo przed oczami mamy też pozytywne obrazy - potwierdza psycholog Gabi Wiśniewska. - A to daje nam dobrą, życiową energię.

Beata Przybysławska

Świat kobiety
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas