Zatrzymaj świat, ja wysiadam

Ile nowych rzeczy potrzeba ci do szczęścia tego lata? Ile nowych informacji dziennie potrzebujesz, by czuć się na czasie? Jedno jest pewne: mniej!

Chcemy więcej wiedzieć, więcej mieć, szybciej żyć
Chcemy więcej wiedzieć, więcej mieć, szybciej żyćThetaXstock

Matylda Kuncewicz odstawia córkę do przedszkola, wsiada do samochodu i pędzi do pracy. Z Kabat, warszawskiej sypialni, mogłaby metrem, ale przebijając się samochodem do centrum słucha wiadomości ekonomicznych w radiu. W pracy, jeszcze przed kawą, serwis gospodarczy, a potem szybki surf na Pudelku:

- Taka "prasówka" jest niezbędna, bo głupio się czujesz, gdy inni rozmawiają, a ty nie wiesz o czym - tłumaczy. Potem są spotkania, telekonferencje, bo Matylda pracuje w marketingu dużej firmy kosmetycznej. - W drodze do domu załatwiam pralnię, pocztę, zakupy. Jestem zmęczona, ale nie znoszę mieć pustych przebiegów. Wieczorem przytulam córkę i padam na twarz, czytając bajeczkę - opowiada Matylda. - Ale jeszcze zaglądam na Allegro albo przerzucam gazety z modą i zastanawiam się, co kupię w weekend. No i przed snem dobijam się "Kropką nad i" Moniki Olejnik. A zasypiając, pytam sama siebie: czy ja prowadzę normalne życie? Ty też tak masz? - pyta mnie Matylda z niepokojem.

Pewnie. Mój mózg, tak jak mózg Matyldy i twój, został zaprogramowany, byśmy chcieli więcej i więcej. Jako gatunek nie jesteśmy "doceniaczami", którzy delektują się tym, co mają. Jesteśmy zdobywcami. Ta cecha wyprowadziła nas kiedyś z jaskiń w poszukiwaniu lepszego życia. Dziś również nasz ciekawy i pożądliwy mózg cieszy się: znowu poznam kogoś nowego, dowiem się nowych rzeczy. On też sprawia, że wpadamy w pułapki promocji, kupujemy setki zbędnych rzeczy, marnujemy czas na infośmieci i umieramy z niedospania.

Za dużo rzeczy

Matylda i jej koleżanki z pracy mają pod bokiem centrum handlowe, Galerię Mokotów. - Każdy szybki lunch to lądowanie w Galmoku. A każde lądowanie kończyło się kupowaniem. Żakiet, buty, płyta. Na deser - mówi Matylda. Zamówiła u stolarza dodatkową szafę. Wcisnęła w róg sypialni nowy stojak na płyty:

- Coraz większa graciarnia. Dość - mówię sobie regularnie po każdych domowych porządkach. Bo na jeden udany zakup przypadają dwa buble: za ciasne buty, torebka, której potem nie noszę. Albo płyta, na której podobają mi się tylko dwie piosenki, a mogę ich przecież słuchać w internecie. Obiecuję sobie: tylko przemyślane zakupy, dość wyrzucania pieniędzy. I się udaje, póki znowu nie "zderzę się" z wystawą. Prawie słyszę, jak rzeczy mówią do mnie: weź mnie, bo mnie nie masz. Przecież nie mogę przestać chodzić do sklepów...

- Rzeczy naprawdę do nas mówią - wierzy Matyldzie antropolog, prof. Bogusław Pawłowski. - Zakupy i wyszukiwanie okazji to przedłużenie tradycji zbierackich. Kobieta w galerii handlowej jest jak prakobieta w lesie. Zamieniłyśmy las na sklep, a grzyby i jagody na rajstopy i rower z promocji? Być może to tłumaczy przyjemność i podekscytowanie, jakie pojawia się, gdy buszujemy wśród wieszaków. Oraz przyjemne poczucie, gdy szeleszcząc torbą, wracamy z trofeum do domu. Ale na tym koniec podobieństw. Zbieraczkom nie puchły szafy i nie topniały oszczędności.

Jak się chronić przed nadmiarem?

Nie porównuj się z milionerami - radzi Bogusław Pawłowski. - To właśnie dziś robimy, często nieświadomie. Punktem odniesienia stają się zakupy gwiazd, a nie koleżanki, sąsiadki. Czytamy w kolorowych gazetach, jak podróżują bogaci, jaki sprzęt i samochód ma facet z telewizji i jaką torebkę kupiła sobie Pamela czy Vanessa. Maniera pokazywania tych zarabiających krocie ludzi jako zwykłych, takich jak my, powoduje, że chcemy mieć to co oni. Nowsze, lepsze, z superfunkcjami. W życiu zwykłego człowieka owocuje to zbyt wielkim telewizorem w małym salonie, zdumiewającymi butami, które do niczego nie pasują.

Podczas kupowania potrzebna jest asertywność. Kiedy mierzymy nowy płaszcz, wydziela się do mózgu serotonina, która działa antydepresyjnie i euforycznie - tłumaczy Jacek Santorski, psycholog biznesu. - Ale żeby poczuć ten zastrzyk szczęścia, nie trzeba kupować, wystarczy właśnie włożyć na siebie i... odwiesić! Jeśli nie potrafisz sobie odmówić, musisz przyjąć zasadę, że odkładasz upatrzone sztuki na miejsce i pod pretekstem, np. że nie masz karty, wyjść ze sklepu i otrzeźwieć. W siedmiu przypadkach na dziesięć nie wraca się już do sklepu. A dobre samopoczucie pozostaje, więc w pewnym sensie masz ciastko i zjadłaś ciastko.

- Pytaj: czy to mi jest potrzebne? Potrzeba podpowiada nam lepsze zakupy niż zachcianka - tłumaczy psycholog Tatiana Ostaszewska-Mosak. I dodaje: - Na zakupach trzeba myśleć, a my zwykle kupujemy pod wpływem emocji. Radzi "strategię sześciomiesięczną": spójrz na daną rzecz z tej perspektywy. Czy za pół roku ten przedmiot dzisiejszego pożądania będzie miał dla ciebie jakieś znaczenie? Jeśli tak - kupuj.

Ile par butów i ile jogurtów w lodówce to już za dużo? Nie ma takiej granicy, bo zależy od tego, jakiej jesteś konstrukcji psychicznej. Są ludzie, którzy są całkowicie wolni od manii zakupów, np. nie potrafią kupować jedzenia, gdy nie są głodni. W efekcie biegają do sklepu cztery razy częściej, bo nie kupują na zapas. Druga grupa, na przeciwnym biegunie, to "chomiki". Muszą nagromadzić, by czuć się bezpiecznie. Tym ludziom poleca się rytuał: raz do roku rób przegląd szafy. Bierz każdą sukienkę do ręki i pytaj się siebie: czy przez ostatnie trzy lata włożyłam ją chociaż raz? - radzi Jacek Santorski. Jeśli chomik nauczy się co roku robić selekcję i wyrzucać nieużywane rzeczy, przynajmniej nie zginie pod natłokiem tego, co zgromadził.

Za wiele twarzy, za wiele informacji

Wsiadasz rano do pociągu InterCity. Dzielisz przedział z pięcioma osobami, idziesz na kawę do Warsu, gdzie pijesz ją w towarzystwie kolejnych piętnastu. Potem przyjeżdżasz na konferencję, gdzie słucha cię sto osób, na lunchu przedstawiasz się tuzinowi, a wracając, przeglądasz kolorową gazetę, czytasz o zaręczynach, zdradach i aferach jakichś... czterdziestu VIP-ów. Tak wygląda poniedziałek, środa i piątek Rafała Olchowiaka, organizatora szkoleń dla sprzedawców. Coraz więcej z nas uważa taki styl życia za naturalny. Tymczasem jeśli mieszkasz w dużym mieście, to w ciągu jednego dnia spotykasz najprawdopodobniej tylu ludzi, co twoja prababka w ciągu całego życia. Chodzisz też dwukrotnie szybciej już nawet nie od prababki, ale swego dziadka, kiedy był młody. Tropiciel atawizmów Bogusław Pawłowski twierdzi, że nie tylko z powodu pośpiechu. - W tłumie chodzimy szybciej, bo kontakt z obcymi człowiek nieświadomie odczuwa jako stresujący - tłumaczy.

Przyzwyczailiśmy się myśleć, że możliwości adaptacyjne człowieka są nieskończone. A one są tylko duże. Mają swoją granicę. Rafał czuje, że się do niej zbliża. - Wciąż poznaję nowe osoby. Muszę zapamiętać nie tylko ich imiona, ale też podstawowe cechy, żeby lepiej dobrać dla nich rodzaj szkoleń. Wysłuchuję ich służbowych problemów. Czasami mam tak zapchaną głowę, że ich historie bombardują mnie przed zaśnięciem - opowiada. Jest pewny, że ma to wpływ na jego życie uczuciowe. - Jestem tak zmęczony nowymi twarzami, że poznawanie dziewczyny już mnie nie cieszy. Szybciej, szybciej - myślę. Kieliszek wina i seks. We wspomnieniach mam plakaty zamiast kobiet. Ładne, miłe, podobne.

- Przez tysiące lat człowiek dorastał i żył w społecznościach liczących 150-200 osób. I nasz mózg jest w stanie zapamiętać dane takiej grupy - mówi prof. Pawłowski. - Potrafimy wejść w większą ilość relacji, ale zapamiętać więcej informacji już nie. Będą więc płytkie, plakatowe właśnie. Zażyłe stosunki możemy utrzymywać z maksimum 20 osobami.

Według badań CBOS-u statystyczny Polak ma aż 13 przyjaciół (dekadę temu miał ich pięciu!). - To też dowód na to, że im więcej osób znamy, tym mniej je poznajemy. Nazywamy przyjacielem znajomego z klatki schodowej i pracy, kogoś, z kim się nie kłócimy i o kim niewiele wiemy - dodaje Pawłowski. Rafał pytany o przyjaciół wyciąga notes. Pełen nazwisk i telefonów. - A ci prawdziwi? - pytam. Odpowiada: - Brat.

Wykasuj kontakty

To, czy współczesny nadmiar nam szkodzi, zależy od wielu spraw: konstrukcji psychicznej, odporności na stres, elastyczności układu nerwowego. Część ludzi czuje się świetnie w epoce nadmiaru, bo mają bardzo duże zapotrzebowanie na bodźce. Ale w wielkich miastach (badania przeprowadzono w USA i Europie Zachodniej) rośnie liczba ludzi, którzy czują awersję do spotykania dużej liczby obcych. To także efekt "crowdingu", czyli życia w tłumie wśród ciągle napływających bodźców z zewnątrz.

Odpowiedzią na to zjawisko jest podróżowanie w kierunku "od" cywilizacji: modnymi kierunkami stały się Islandia, Grenlandia, Mongolia, czyli miejsca, gdzie natłok bodźców, konsumpcja i zalew informacji jeszcze nie dotarł. Tatiana Ostaszewska-Mosak mówi, że podobny efekt da nam... domowy "detoks". - Wymaga od nas cierpliwości i jest nieprzyjemny. Co to takiego? Dwa tygodnie kompletnego odcięcia się od ludzi, internetu, wszelkich źródeł informacji. - Sprawdziłam, to pozwala wrócić do równowagi - przekonuje psycholog.

Spędzaj więcej czasu w kameralnych gronach: we czwórkę, w trzy pary. Sobota ze starymi znajomymi, "domówka" zamiast wieczoru w klubie czy wielkiej imprezy. Czy wiesz, że im większe grono znajomych wokół nas, tym łatwiej... zostać singlem? Duża ilość kontaktów powoduje przekonanie, że za rogiem może czekać ktoś fajniejszy, ciekawszy, lepszy. Trudno się zdecydować, jeszcze nie dziś - myślimy. Przejrzyj notes i zastanów się, które z nazwisk to dla ciebie "ludzie", a które "kontakty"? Tym pierwszym poświęć swój czas. - Pamiętaj, że do poczucia bezpieczeństwa potrzebujesz dwóch, trzech bliskich osób. Im trzeba dać z siebie najwięcej, poznać je i zrozumieć to zadanie na kawał życia - uważa Tatiana Ostaszewska-Mosak.

Upychanie czasu

Matyldzie od nadmiaru rzeczy nie domyka się szafa, a od nadmiaru spraw kalendarz. Nie robi niczego nadzwyczajnego. Zwykła "full opcja", ulubiona przez współczesne kobiety: macierzyństwo plus małżeństwo plus praca. - Oznacza krzątanie się non stop. Tego słowa nienawidziłam: "Nie będę się krzątać przy mężczyźnie tak jak ty", mówiłam kiedyś do mamy. No i rzeczywiście, krzątam się przy mężu nie więcej niż przy innych sprawach - mówi Matylda. Na kursach zarządzania czasem Matylda nauczyła się segregować sprawy do załatwienia.

- Podobno czas jest jak wiadro, do którego można wsadzić sprawy różnego kalibru. Ale tylko jeśli zacznie się od tych najważniejszych, zmieszczą się wszystkie. Dlatego najpierw upycham priorytety, a dla mnie są to "twarde" terminy w pracy i wezwania do straży miejskiej w sprawie złego parkowania (mam ich sporo, niestety). Potem sprawy średnie: zajęcia córki, wyjścia z mężem, wizyty lekarskie. Na koniec drobiazgi: odebranie rzeczy z pralni, zrobienie zakupów, zarezerwowanie biletów do teatru, telefon do znajomych. Właśnie ilość tej "drobnicy" mnie wykańcza - zwierza się Matylda. Tych drobnych spraw narasta tak wiele, że wracając do domu bez załatwienia czegoś po drodze, czuje wyrzuty sumienia, że jest nieproduktywna. - Nawet oglądając film wieczorem, biorę ostatnio do cerowania rajstopy Natalki, obieram ziemniaki do sałatki albo robię zakupy w internecie. Samo siedzenie wydaje mi się marnowaniem czasu - uśmiecha się bezradnie.

Mów: dość

Możesz sama sprzątać, robić zakupy, załatwiać wizyty lekarskie mężowi, jeździć na rowerze z dziećmi i jeszcze biegać na jogę (ostatnie zajęcia o 20 - jeszcze zdążysz!). Kobiecy mózg jest wielozadaniowy i poradzi sobie z tym wszystkim. Tylko pamiętaj: drobne sprawy wyczerpują akumulatory równie skutecznie jak duże. Wystarczy 60 procent, resztę spraw wyrzuć ze swojego dzisiejszego planu - radzi Tatiana Ostaszewska-Mosak. - Powiedzenie: "dziś tego nie zrobię, bo mi się nie chce", wymaga od nas więcej tupetu i odwagi niż rzucenie się w wir pracy. Dlatego większość z nas odpoczywa, żeby nazajutrz mieć siłę, zamiast polenić się dlatego, że teraz jest zmęczona. Raz na miesiąc zastosuj time out: na dobę ucieknij z domu. Do przyjaciółki, na działkę, na warsztaty lepienia z gliny. Wiele kobiet z trudem znajduje wolny kwadrans. Doba dla siebie to prawdziwa terapia szokowa. Można złapać kontakt z samą sobą, wrócić do równowagi, zastanowić się, co zmienić... albo w ogóle o tym nie myśleć.

- W naszej kulturze brakuje zwyczajów chroniących ludzi przed przed "rzuceniem się na konsumpcję" - dodaje Jacek Santorski. - W japońskiej tradycji zen istnieją rytuały skłaniające do przestrzegania zasady "just enough" (w sam raz). Przed posiłkiem i w trakcie rozkłada się miseczki i pałeczki, posiłki przerywane są śpiewami. To zapobiega obżarstwu. W naszej części świata zasada "odmów sobie" znikła wraz z ideałami życia ascetycznego. Przywróć ją w swoim życiu, bez wielkich słów, wspierając się zdrowym rozsądkiem. Jesteś zmęczona? Powiedz: już dość pracy. A jeśli kupiłaś torebkę za trzysta złotych, powiedz: "to w sam raz", mimo że można do niej kupić promocyjnie pasek za sto.

Karolina Święcicka, współpraca Magdalena Jankowska

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas