Znalazłam moją miłość sprzed lat

Przyjaciółka zarejestrowała się w biurze matrymonialnym i znalazła... moją miłość sprzed lat.

Znalazła... moją miłość sprzed lat.
Znalazła... moją miłość sprzed lat.INTERIA.PL

- Ależ Basiu - przekonywała mnie przyjaciółka - przecież nie musisz od razu wychodzić za mąż. A może poznasz kogoś, z kim miło spędzisz czas? Dzieci są już samodzielne, zrób wreszcie coś dla siebie! - Nie ma mowy! - byłam nieustępliwa. - No cóż, jak chcesz... - Marysia najwyraźniej odpuściła. Ale zaraz dodała: - A ja złożę ofertę. Mam dość samotności!

Zawsze była bardziej przebojowa niż ja. No i miała szalone powodzenie u chłopców. Na studiach rozkochała w sobie pół wydziału. Och, to były czasy - uśmiechnęłam się do wspomnień sprzed ponad dwudziestu lat.

Z Marią przyjaźniłam się od dzieciństwa. Byłyśmy sąsiadkami. Wspólna szkoła, potem studia. Ona wybrała architekturę, ja poszłam na anglistykę. Niestety w uczuciach nie miałyśmy szczęścia.

Maria zaraz po studiach wyszła za Piotra, kolegę z roku. Drugiej takiej pary ze świecą szukać - mówili o nich znajomi. Nigdy nie zapomnę jej głosu w słuchawce tamtej nocy, kiedy Piotr zginął w wypadku. Skończył mu się półroczny kontrakt w Niemczech. Pędził do ukochanej nowym samochodem. To miała być niespodzianka...

Od tamtej pory, choć adoratorów jej nie brakowało, nie zagrzała dłużej miejsca w żadnym związku.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Marysi: - Pójdę już - powiedziała - muszę skończyć projekt. - A ty, Basiu, przemyśl moją propozycję - mrugnęła do mnie zawadiacko. Przecież jesteśmy jeszcze całkiem niczego sobie kobitki! Cała Maryśka! Podziwiałam ją za tę pogodę ducha.

Oczywiście wcale nie miałam zamiaru trafić do bazy danych jakiegoś biura matrymonialnego. Brr..., to jak katalog z obiciami do foteli - pomyślałam. - Przeglądasz i wybierasz najładniejsze. Nastawiłam płytę z Mozartem i siadłam nad kolejnym tłumaczeniem. - Jest jak jest, samemu też można żyć - mówiłam sobie. Mam pracę, którą lubię, dzieci, wkrótce pewnie zostanę babcią, więc nie zanosi się na nudę.

Od mojego rozwodu minęło prawie 20 lat. Za Roberta wyszłam po powrocie z rocznego stypendium w Londynie. Czekał na mnie przez cały ten czas, wiedziałam, że mu zależy, a co najważniejsze - dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Po paru latach, z powodu jego częstych wyjazdów i coraz to nowych "asystentek" przestało nam się układać. A kiedy usłyszałam, że decyzja o dzieciach była pochopna, bo ograniczają go zawodowo, już wiedziałam, że nie mogę z nim być.

Nigdy się nie przyznałam Robertowi, że w Londynie przeżyłam wielką miłość. Tylko Marysi opowiedziałam o Tomku. - Głupia jesteś! - prawie na mnie krzyczała, kiedy powiedziałam jej, że wychodzę za Roberta, bo go znam, bo jestem do niego przywiązana, bo jesteśmy razem już trzy lata. - Przywiązana?! - dziwiła się. I to wystarczy? - Marysiu - tłumaczyłam jej. - Ja nie chcę być sama, jak moja matka. Boję się tego jak niczego na świecie. Nie znajduję w Tomku wad, rozumiesz? A przecież ideałów nie ma! Nie mam siły próbować, za bardzo się boję, że nam nie wyjdzie i zostanę na lodzie.

***

Następnego dnia Maria wpadła do mojego mieszkania jak burza. - Umówiłam się! - oznajmiła w progu. Myślisz, że dobrze zrobiłam? A może to jakiś gbur? Nie, ktoś, kto lubi muzykę poważną musi być choć trochę wrażliwy, jak myślisz? Dawno nie widziałam jej tak podekscytowanej. - Co to za mężczyzna? - spytałam. - Inżynier. Przystojny, nie powiem. Lubi muzykę i książki. Spotykamy się jutro w kawiarni. Miałam tu gdzieś jego fotografię, pożyczyłam w biurze - nerwowo przetrząsała torebkę. - Pewnie zostawiłam w domu.

Mówiła dużo i szybko, sadowiąc się na fotelu w swojej nowej garsonce - Wiesz, jestem mile zaskoczona tym biurem. Właścicielka potrafi stworzyć taką atmosferę, że nie czujesz skrępowania. Przytulne, ciepłe wnętrze, stylowe meble. A ja sobie wyobrażałam jakąś zimną poczekalnię! Zanim zdążyłam coś powiedzieć, monolog podnieconej Marysi przerwał telefon z pracowni. Klient poprosił o wcześniejsze spotkanie.- Pa! I wpadnij powiedzieć, jak było na randce! - rzuciłam na pożegnanie.

Przed wyjściem do pracy postanowiłam trochę posprzątać. - A to co? Pewnie Maryśce wypadło - wyłączyłam odkurzacz i podniosłam z podłogi fotografię. Spojrzałam i nogi się pode mną ugięły.

Przystojny inżynier, lubi muzykę i książki... Z fotografii patrzyła na mnie uśmiechnięta twarz... Tomka. A właściwie Tomasza, bo spoważniał przez te wszystkie lata...

Powiedzieć jej czy nie? - to pytanie prześladowało mnie już do końca dnia i przez całą nieprzespaną noc. Postanowiłam nic nie mówić, poczekać, jak się sprawa rozwinie. Minęło tyle lat, Tomek jest już na pewno innym człowiekiem. Tylko co on robił w biurze matrymonialnym?! - Byliśmy w kawiarni, a potem na spacerze - Tomek chyba zrobił na Marii wrażenie, bo opowiadała o nim tak jakoś ciepło. - Jutro idziemy do filharmonii. Podobno jest znakomity koncert. Tak twierdzi Tomasz. A ja, no cóż, trochę nagięłam prawdę i powiedziałam, że bardzo lubię muzykę poważną...

Byłam jakby nieobecna, wciąż myślałam, że oszukuję Marysię, nie mówiąc jej prawdy, a jednocześnie nie chciałam jej psuć nastroju. Miała chyba nadzieję, że wreszcie jej się uda.

Milczałam więc nadal, czekając, co wyniknie z tej biurowej znajomości.

Kiedy po tygodniu Marysia wpadła do mnie po pracy, od razu się zorientowałam, że coś jest nie tak. - To jednak nie to - powiedziała zrezygnowana. - Tylko jak ja mu to powiem? - Skąd nagle taka zmiana? - zapytałam. - Myślałam, że Tomasz ci się spodobał. - To czarujący mężczyzna, ale... bardziej pasuje do ciebie niż do mnie... O mało się nie zakrztusiłam ciastkiem. Idiotyczna sytuacja, muszę jej wreszcie powiedzieć prawdę - pomyślałam. - Umówiliśmy się na jutro w kawiarni - ciągnęła Marysia. - Zupełnie nie wiem, jak mam z nim rozmawiać. - Może ja spróbuję? - powiedziałam cicho. - Ty? - zdziwiła się. Przecież... - Marysiu... przepraszam, że nie powiedziałam ci od razu, ale ... To jest właśnie Tomek, moja miłość sprzed lat, z Londynu - wyrzuciłam z siebie.

- Nie może być! Jak to?! Podałam jej zdjęcie. - Znalazłam w przedpokoju na podłodze. Musiało ci wypaść z torebki. - Baśka, przecież to musi być jakiś znak od losu! - Maria była zszokowana. - Ty się mną w ogóle nie przejmuj i koniecznie idź jutro z nim porozmawiać. A ja na pewno jeszcze odwiedzę to biuro.

Następnego dnia podenerwowana jak chyba jeszcze nigdy, poszłam do restauracji na spotkanie z Tomkiem. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do stolika. - Dzień dobry - powiedziałam.

Kilka sekund siedział nieruchomo. - Basia? - powiedział jeszcze zanim na mnie spojrzał. - Wiem, że spodziewałeś się kogoś innego, ale... - Usiądź, proszę, nie uciekaj mi - podsunął mi krzesło. - Ona nie przyjdzie - powiedziałam prosto z mostu. Nie gniewaj się na nią, nie wiedziała, jak ci powiedzieć, że... - Że to nie to? - wszedł mi w słowo. - Chciałem jej powiedzieć to samo, ale nie wiedziałem jak... To miła, wartościowa kobieta, ale... - Ale co?- zapytałam. - Ale nie jest tobą - odparł, całując mnie w rękę.

Tamtego wieczora długo rozmawialiśmy. Mężczyzna po przejściach, kobieta z przeszłością. Mogę czasem zadzwonić? - zapytał na pożegnanie. - Kiedy tylko chcesz - odparłam, drżąc jak nastolatka na pierwszej randce. Popatrzył na mnie tak jak przed laty, na środku zatłoczonej londyńskiej ulicy i nagle czas się zatrzymał. - Dasz się zaprosić na koncert? Dawno nie rozmawialiśmy o muzyce...

MWMedia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas