Maria Rotkiel: Krytykują cię z zazdrości? Nie przejmuj się!

- Osobami, które krytykują ze złości lub zazdrości, w ogóle nie należy się przejmować. Jeśli robimy to, co kochamy i robimy to uczciwie, nikt nie może nam niczego zarzucić. Jasne, każdy ma prawo do swojego zdania. Ktoś może powiedzieć, że to, co robię, bardzo mu się nie podoba. To jego prawo. A mnie się to, co robię, podoba i z tego nie zrezygnuję. To moje prawo.

Maria Rotkiel
Maria RotkielEast News

Katarzyna Pruszkowska: "Żebyś znalazła dobrego męża" - to życzenie nadal słyszymy częściej niż "żebyś znalazła świetną pracę, w której będziesz się spełniała". Dlaczego?

Maria Rotkiel: - Ponieważ dla wielu kobiet brak męża jest nadal ogromnym problem. Zresztą nie tylko dla nich, ale często także dla ich bliskich - mam, babć. Pół biedny, jeśli życzą "dobrego męża". Często życzą po prostu męża, może być jakikolwiek, byleby był. Bo są kobiety, które czują się bez męża u boku "wybrakowane".

- Ja nie mam męża, żyję w związku partnerskim, ale wybrakowana się nie czuję. Zresztą, nie czułam się tak również wtedy, kiedy nie byłam w związku. Taki czas bez partnera jest cenny, bo można bez wyrzutów sumienia zająć się sobą i swoim rozwojem, spokojnie poszukać rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Po prostu siebie lepiej poznać.

Kilka dni temu w autobusie usłyszałam fragment rozmowy: "no i co z tego, że dobrze zarabia, jak jest sama?". W zeszłym tygodniu byłam świadkiem takiej: "wiesz, ta Anka chyba nie chce tego dziecka. Do porodu miesiąc, a oni nadal nie mają wybranego imienia". Dlaczego jesteśmy wobec innych kobiet aż tak krytyczne?

- Kobiety w ogóle mają problem z solidarnością. Bywamy okrutne i bardziej krytyczne, niż mężczyźni, zwłaszcza wobec innych kobiet. Jesteśmy bardzo inteligentne emocjonalnie, więc potrafimy tak dobrać słowa, żeby spotęgować przykrość. Poza tym jesteśmy też dobrymi obserwatorkami, umiemy dostrzec czułe punkty i to w nie uderzamy tak, żeby zabolało. Brak solidarności albo może - zrozumienia i wyrozumiałości, jest sporym problemem.

- Nie rozumiem też, jak można ocenić wartość drugiej kobiety patrząc tylko na to, czy ma męża? O mojej wartości stanowi wiele innych rzeczy: Co robię w życiu fajnego? Co osiągam moją pracą? Jaki wpływ na innych ludzi ma to, co robię? Co udało mi się samej zdobyć?  Zamiast nieustannie krytykować wszystkich wokół warto sobie zadać te pytania, warto też odpowiedzieć na inne: Na co sobie sama zapracowałam, a co dostałam od innych - rodziców, męża?

- Myślę, że wiele kobiet uważa, że zamążpójście sprawi, że wreszcie będą szczęśliwe i bezpieczne. Nieprawda. Wyjście za mąż nie jest równoznaczne ze znalezieniem prawdziwej , dozgonnej miłości - wystarczy spojrzeć na liczbę rozwodów i ludzi, którzy w małżeństwach nie są szczęśliwi. Więc jeśli już koniecznie chcemy mówić, że to związek da nam szczęście, nie mówmy: "będę szczęśliwa dzięki temu,  że znajdę męża", tylko "będę szczęśliwa dzięki temu, że ja kogoś pokocham i ktoś pokocha mnie".

Wyjście za mąż i przerzucenie odpowiedzialności za swoje zadowolenie na drugą osobę nie zapewnia szczęścia. A co same możemy dla siebie zrobić, żeby częściej czuć się szczęśliwymi?

- To prawda, oczekiwanie, że ktoś będzie robił wszystko, żeby nas uszczęśliwić jest bardzo niebezpieczne. Niemal zawsze niesie ze sobą rozczarowanie. Ja polecam samorealizację. Najpierw warto zastanowić się, w czym jesteśmy dobre, co chcemy robić, z czego nie chcemy rezygnować. Jeśli ktoś jest szczęśliwy malując - powinien to robić, choćby po godzinach pracy. Albo znaleźć kurs grafiki i postarać się przekwalifikować. Kobiety często mówią "dla mnie już jest za późno", a to rzadko kiedy jest prawda. Oczywiście samorozwój polega też na tym, żeby zobaczyć swoje braki i ograniczenia. Dzięki temu dowiemy się, czego nie powinnyśmy robić i nie będziemy się podejmowały zajęć, które nas frustrują, denerwują albo sprawiają, że czujemy się gorsze od innych.

W internecie popularne są łańcuszki szczęścia (np. przez siedem dni trzeba pisać na Facebooku o trzech dobrych rzeczach, które nam się przytrafiły) lub projekty  typu "100 dni szczęścia" (codziennie publikuje się zdjęcie tego, co nas uszczęśliwiło). Co Pani o nich sądzi?

- To świetny pomysł! Im jestem starsza tym wyraźniej widzę, że szczęście dają przede wszystkim małe rzeczy, często takie, które nic nie kosztują ani nie wymagają wysiłku. Np. dziś ucieszyło mnie spotkanie z koleżanką ze szkoły podstawowej, a wieczorem, dzięki mojemu partnerowi, który zajmie się naszym synem, znajdę czas na ugotowanie dobrej kolacji i poczytanie książki. Takie szukanie radości w pozornie monotonnych dniach może być bardzo dobrym ćwiczeniem. Pod warunkiem, że nie będziemy niczego kreować i chwalić się idealną rzeczywistością, której nie ma. Z mojego doświadczenia wynika, że szczęśliwą jest się tak naprawdę "pomimo" - kłopotów, nudy, monotonii, trudności, obowiązków.

Powiedziała Pani, że zadowolenie z życia może nam przynieść samorealizacja. A ja mam wrażenie, że wiele kobiet nadal boi się wyróżniać z tłumu, podejmować nowe wyzwań, uczyć nowych rzeczy. Dlaczego?

- Przede wszystkim boimy się, że przy okazji dowiemy się czegoś, czego nie chcemy wiedzieć. Np. udajemy, że podoba nam się nasza praca albo, że żyjemy w szczęśliwym związku. Takie rzeczy możemy wypierać długo:  w pracy wynajdować pozornie istotne rzeczy, którymi "musimy" się zająć, o związku mówić "przecież to normalne, że po 10 latach nie ma już namiętności". A potem wprowadzamy w życie jakieś zmiany i stajemy twarzą w twarz z tymi kłamstwami.

- Poza tym, często nam się po prostu nie chce. Na usprawiedliwienie leni powiem jednak, że ja to nawet rozumiem. Najpierw praca, potem zakupy, sprzątanie, opieka nad dzieckiem - nic dziwnego, że w takim dniu ciężko znaleźć moment dla siebie. Ale jeżeli przychodzi do mnie kobieta i mówi, że ma tyle obowiązków, że absolutnie ma czasu na warsztaty, mówię jej: "tym bardziej powinnaś na nie pójść". Bo tam można dowiedzieć się, jak lepiej zarządzać czasem, jak delegować obowiązki, prosić innych o pomoc. A jeśli się tego nauczymy, nagle "magicznie" znajdzie się czas to, co sprawia nam przyjemność.

Trudno mi uwierzyć, że ktoś może nie znosić swojej pracy i o tym nie wiedzieć.

- Może tłumaczyć, że jest ważna, że nikt nie zrobi jej lepiej, wmawiać sobie, że innej i tak nie znajdzie. Zmiana jest trudna. Każda, zawsze. Jest związana ze stresem, bo wchodzimy w nową sytuację, musimy zmierzyć się z nowymi wyzwaniami, przystosować się. Dlatego wolimy niczego nie ruszać, niczego nie zmieniać - ze strachu przed porażką. Ale ten strach jest naturalny, można się bać. Nie wolno tylko dopuścić do tego, żeby lęk nas powstrzymywał przed robieniem tego, co chcemy zrobić. Warto szukać wtedy wsparcia, ludzi, którzy będą nas motywować.

A co, jeśli takich nie ma? Jeśli otoczenie nas zniechęca?

- Warto szukać wokół siebie osób, które, kiedy zajdzie taka potrzeba, udzielą nam wsparcia. To na ogół ludzie młodzi duchem i odważni. Tacy, którzy sami się ciągle rozwijają i chętnie dzielą doświadczeniami: "słuchaj, spróbuj, najwyżej się nie uda". Warto takich ludzi szukać. Oczywiście może okazać się, że żyjemy lub pracujemy w skostniałym otoczeniu, które ani myśli nas wspierać. Takim, w którym dominuje lęk, frustracja i nieufność do ludzi, którzy chcą czegoś więcej. Wtedy trzeba zmienić otoczenie, chociaż oczywiście wiem, że to nie jest proste. Np. jeżeli w pracy nie mamy osób, które wspierają nasz rozwój, uczmy się mimo to. Zachęty i pochwały innych ludzi są miłe, ale ostatecznie możemy sobie poradzić i bez nich. Róbmy swoje i cały czas starajmy się szukać takich osób, którym zależy na naszym rozwoju. A do reszty można mieć dystans.

A czy można jakoś sprawić, że ludzie niechętni zmianom w końcu się na nie zgodzą?

- Oczywiście, choć nie każdy to potrafi. To na ogół silne i charyzmatyczne osoby, które - to bardzo ważna rzecz - nie są lękliwe i nie dają się łatwo zniechęcić.

Załóżmy, że nasza rozmowa zachęci czytelniczki do zmian, np. założenia własnej strony internetowej, otworzenia sklepu on-line, pójścia na kurs makijażu i przekwalifikowania się. Wiele z nich spotka się z krytyką - pomysłu, sposobu realizacji, czy nawet - samej chęci zmian. Jak sobie radzić z osobami, które próbują nas zniechęcić?

- Jeżeli spotykamy się z konstruktywną krytyką - warto podyskutować, wymienić się opiniami, a potem zastanowić się, czy ktoś nie miał racji. A jeśli miał - jak mogę udoskonalić to, co robię.

- Natomiast osobami, które krytykują ze złości lub zazdrości - w ogóle  nie należy się przejmować. Jeśli robimy to, co kochamy i robimy to uczciwie, nikt nie może nam niczego zarzucić.  Jasne, każdy ma prawo do swojego zdania. Ktoś może powiedzieć, że to, co robię, bardzo mu się nie podoba. To jego prawo. A  mnie się to, co robię, podoba i z tego nie zrezygnuję. To moje prawo.

Czasem nawet konstruktywna krytyka bywa bolesna.

- Rzeczywiście, bywa tak, że boli nas i zniechęca każda, nawet życzliwa krytyka. Wtedy warto zastanowić się, czy nie mamy problemów z samooceną. Czy same nie sabotujemy swojej pracy, nie myślimy, że nasze pomysły nie są ciekawe, a praca - ważna. Powinnyśmy umieć obronić siebie, to, co robimy i to, w co wierzymy. A przede wszystkim, nawet jeśli nikt inny w nas nie wierzy - my w siebie powinnyśmy.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas