Forma nie norma

Piękne, zgrabne, pełne energii. Żadna z nich nie przestrzega drastycznej diety. Jak więc dbają o linię? Anna Dereszowska, Joanna Horodyńska, Olga Bończyk i Grażyna Wolszczak zdradzają swój sposób na świetną formę.

Anna Dereszowska/fot. Marek Ulatowski
Anna Dereszowska/fot. Marek UlatowskiMWMedia

Nie decyduje się na żadne modne diety, bo jako nastolatka przeżyła okres szaleńczego odchudzania: na obiad zjadała pół jabłka, wieczorem się głodziła. Przy 170 cm wzrostu w końcu ważyła mniej niż 50 kg, co odbiło się na zdrowiu.

Teraz stosuje więc zasadę JP - "jedz połowę". Ogranicza czerwone mięso, pieczywo, pije dużo wody - minimum 1,5 litra dziennie. Drób, ryby, sałaty, ale w niedużych porcjach. Wraca do sportu. W szkole grała w piłkę ręczną, koszykówkę, tenisa, jeździła na nartach i na rowerze. Teraz zaczyna intensywnie biegać i pływać. Dobre buty, dresy plus iPod - trzy razy w tygodniu, przy ulubionej muzyce w parku przez godzinę przebiega 10 kilometrów. Podobny rygor utrzymuje na basenie: 20 długości olimpijskich, czyli kilometr.

- Kiedy już postanowię, trenuję z żelazną dyscypliną - mówi. - Bieganie i basen niesamowicie mnie relaksują. Wyłączam się. Wyciszam. Nie nudzę.

Półtora roku temu zachodzi w ciążę. Intensywnie pracuje, więc nie zapisuje się na gimnastykę. Osiem miesięcy temu rodzi się Lenka. Anna nie wpada w obsesję powrotu do idealnej figury. - Przy małym dziecku wysiłek jest tak ogromny, że kilogramów ubywa bez treningu. Uważałam na to, co jem. Bez obżarstwa, zdrowo. Spaceruje z Lenką w wózku, kiedy tylko czas jej pozwala - nawet półtorej godziny. Jeśli Anna wraca z planu po zmierzchu, maszerują po ciemku.

- Jestem typem wyczynowca - opowiada. - Kiedy się zawezmę, nie odpuszczam. Ale lubię aktywność ogólnorozwojową. Liczę, że niedługo znów będę mogła regularnie pływać i biegać. Nie byłabym w stanie chodzić na zajęcia fitnessu. Nie cierpię, kiedy ktoś narzuca mi, co mam robić.

30+ Endorfiny na siłowni

Joanna Horodyńska/fot. Andrzej Szilagyi
MWMedia
Olga Bończyk/fot. Andrzej Szilagyi
MWMedia

- Mięśnie brzucha najtrudniej wyrzeźbić - wyjaśnia. Rzadko wchodzi na steper lub bieżnię. Zwykle sięga po odważniki, ciężarki na nogi i na macie powtarza serie ruchów. - Pierwsze efekty zobaczyłam po trzech miesiącach - mówi Joanna, zadowolona z wyników treningu. - Wcześniej stosowałam specjalistyczne kremy do ciała. Żadne nie zredukowały tkanki tłuszczowej tak skutecznie jak ćwiczenia. Podniósł się biust, pośladki, wyszczuplały uda.

Dba o zdrową dietę: bez pieczywa, makaronu, pizzy, frytek. Odstępstwem są słodycze. - Od pół roku rewelacyjnie się czuję. Podczas ćwiczeń organizm produkuje endorfiny, hormony szczęścia - stwierdza Joanna. - Mam teraz zgrabniejszą sylwetkę, mnóstwo energii i znakomity humor. Wieczorem wracam do domu i jeszcze do pierwszej w nocy bez zmęczenia pracuję przy komputerze.

40+ Ciało ma głos

Olga Bończyk wiosną budzi się z zimowego letargu. Schodzi do piwnicy i wyjmuje rower: dostała go w prezencie w ubiegłym roku. Jeśli przed południem nie ma zajęć, przez godzinę szybko pedałuje po Lesie Kabackim, obok którego mieszka. To jazda dynamiczna, wysiłkowa, tak żeby się zmęczyć. W weekendy umawia się z przyjaciółmi i razem ustalają trasy na przedmieściach Warszawy: wówczas jeżdżą wolniej, bardziej krajoznawczo niż sportowo, ale za to przez kilka godzin.

- Uwielbiam jazdę na rowerze. To jedyny sport, do którego podchodzę z entuzjazmem - mówi Olga.

Filigranowa, z piękną cerą, o figurę i urodę dba przede wszystkim poprzez dietę. - Jako dziecko byłam pączkiem - wspomina. - Dlatego w okresie dorastania wycinałam wszelkie diety z kolorowych pism i kolejno je stosowałam. Z różnym skutkiem.

Kilka lat temu Olga zaczęła realizować własną metodę żywienia: słucha swojego organizmu. W sklepie rozgląda się i decyduje, na co ma ochotę. Żelazna zasada: żadnych półproduktów, ulepszaczy. Rosołków w kostce, zupek instant, błyskawicznego makaronu. Warzywa, owoce, mięso - tylko świeże. Odstępstwem zimą są pomidory pelati w puszce, bardziej soczyste od tych ze szklarni. Ryż: w każdej ilości. Ale tylko ze sklepu z żywnością orientalną, zbierany na polach w Azji. Rano Olga je zwykle miskę ryżu z jogurtem i popija ciepłą wodą z cytryną - to jej ulubiony napój, spożywany codziennie w ilościach hurtowych. Jeśli makaron, to zwykle orkiszowy lub razowy.

Do niego przysmak: oliwa z dyni. Chleb: rzadko, wyłącznie razowy na zakwasie. Wieczorem stara się nie jeść po godzinie 18, żeby zasnąć bez uczucia sytości. Podstawowym naczyniem w kuchni Olgi jest parownik i piekarnik, nie smaży potraw na tłuszczu.

Grażyna Wolszczak/fot. M. Smulczyński
Agencja SE/East News

50+ Kondycja golfistki

Grażyna Wolszczak ma niezawodny system ostrzegania, że pora wrócić do sportu. Kiedy w połowie drogi po schodach do mieszkania na czwartym piętrze zatrzymuje się zdyszana, myśli: "niedobrze!". I zaczyna trenować. Co? Zależy od tego, czym się akurat zachwyci.

- Na hura rzucam się i wypróbowuję nowe sporty - opowiada. - Deska, narty wodne: zawsze jestem pierwsza. Odkrycia sprzed kilku lat, którym do dziś pozostaje wierna, to joga i golf. Tłumaczy: joga fantastycznie rozciąga całe ciało, wpływa pozytywnie na narządy wewnętrzne, poprawia kondycję i samopoczucie psychiczne. Golf to z kolei sport letni i towarzyski. Sprzyja koncentracji, wbrew pozorom pozwala też się zmęczyć: przejście 18-dołkowego pola to solidny spacer.

Po krótkiej przerwie, wymuszonej operacją stopy, Grażyna wraca właśnie do obu dyscyplin. Fascynuje ją też medycyna chińska. Raz na kilka miesięcy stosuje się do jej zaleceń, żeby oczyścić organizm. - Podobnie jak sport, diety także stosuję zrywami. Nie trwają one jednak długo. Moją receptą na dobry wygląd jest świadome odżywianie się, raz na jakiś czas oczyszczenie organizmu, trochę sportu. Żadnego reżimu. Człowiek jest piękny, kiedy jest szczęśliwy, a nie wymęczony zakazami.

Agnieszka Niezgoda

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas