Bo cię Baba Jaga zabierze!
Kiedy muszę iść do lekarza, jestem jeszcze bardziej chora. Nie cierpię tych kolejek, staruszków licytujących się, który jest bardziej schorowany. Albo te rozwydrzone dzieciaki. Wyjące i wijące się z nudów na podłodze.
Niestety, musiałam pójść do przychodni i odsiedzieć swoje w kolejce do lekarza rodzinnego. Bolała mnie głowa, nos miałam zapuchnięty, głos ledwo wydobywał się z zachrypniętego gardła.
Kiedy weszłam do poczekalni, zapytałam, kto jest przede mną i usiadłam na wolnym krześle. Na wprost mnie siedziała młoda kobieta. Na kolanach trzymała pięcioletnią dziewczynkę, bardzo ruchliwą. Bez przerwy kręciła się i ciągnęła matkę za włosy.
- Adrianko, uspokój się! - bezskutecznie upominała ją kobieta. - Uspokój się, słyszysz? Bo zaraz zamknę cię w ciemnej łazience - słuchałam z przerażeniem.
"Mała w przyszłości będzie stałym źródłem dochodu jakiegoś psychoterapeuty", pomyślałam ze złością. Spojrzałam z wyrzutem na kobietę.
- Adrianko, ile razy mam ci mówić, żebyś się uspokoiła?! - jak zdarta płyta powtarzała w kółko ten sam tekst.
- Może po prostu trzeba ją czymś zająć? - zwróciłam jej uwagę. - Chcesz długopis i kartkę? - zapytałam dziecko. - Może coś narysujesz?
Mała wtuliła się w ramiona matki.
- Mamo, to jest prawdziwa Baba Jaga? - zapytała szeptem, lekko wystraszona.
- Tak - odparła mamusia, chichocząc.
Zrobiło mi się trochę głupio. Może Heidi Klum nie jestem, ale żeby zaraz brać mnie za czarownicę? Spłonęłam rumieńcem, kiedy siedzący obok matki i jej rozwrzeszczanego dziecka mężczyzna uśmiechnął się do mnie.
Adrianka chyba się mnie wystraszyła, bo siedziała przez kilka minut cichutko jak myszka. Ale w końcu nie wytrzymała i zaczęła rozrabiać. Szarpała guziki bluzki matki.
- Przestań, bo mi je oderwiesz! - krzyknęła kobieta i złapała małą mocno za rękę. Ta wystawiła język, następnie przystawiła kciuki do skroni i zakręciła dłońmi młynek, przedrzeźniając swą matkę.
- Zaraz przyjdzie Cygan i cię zje - kobieta znów zaczęła straszyć dziewczynkę.
Dziecko wzruszyło ramionami i zaczęło wyszarpywać jej torebkę. Matka złapała je za rękę i dała klapsa. Mała rozpłakała się, a właściwie zaczęła wyć.
- Przestań! - kobieta podniosła głos.
- Mówię ci, przestań! Zobaczysz, oddam cię tej pani! - wskazała na mnie głową.
Miałam tego dosyć.
- Nie bój się, ja nie zabieram dzieci i nie jestem żadną Babą Jagą, chociaż potrafię czarować - uśmiechnęłam się do małej. - Popatrz, co wyczarowałam - powiedziałam, wyciągając z torebki jajko niespodziankę, które kupiłam po drodze dla mojej wnusi. - Ale z panią to bym chętnie zamieniła kilka słów na temat wychowania dzieci.
Dziecko chętnie wyciągnęło rączkę po jajko.
- Proszę - podałam mu. - Jak chcesz, pomogę złożyć ci zabawkę.
- Ja sama.
- Co się mówi? - upomniała ją mama.
- Dziękuję.
- No, bo ktoś pomyśli, że jesteś niewychowana...
Nie skomentowałam jej słów. Cieszyłam się, że mała zajęła się składaniem zabawki i nie przyprawiała nas już o ból głowy swoim wyciem.