Reklama

Brudne pieniądze

- Teraz się takich rzeczy nie nosi! - powiedziała głośno, tak że pół sklepu ją chyba usłyszało.

- Jakby się nie nosiło, to nie leżałoby na półce - odparła spokojnie jej mama. - Sama mówiłaś, że tutaj są same odjazdowe ciuchy. A ty w tej bluzeczce wyglądasz naprawdę bardzo ładnie.

Na chwilę zapanowała cisza. Widocznie córka weryfikowała w lustrze zapewnienia mamy.

- Mnie się nie podoba. Tu mi sterczy, tu wisi - komentowała z gniewem dziewczyna. - Ja bym wolała tę... - jej głos nagle nabrał proszącego tonu.

- Ta jest, córeńko, za droga - w głosie kobiety wyraźnie słychać było żal.

Reklama

- No to w takim razie ja nic nie chcę - usłyszałam stanowczy i gniewny głos córki i po chwili obie wyszły z przymierzalni.

Naburmuszona dziewczyna jeszcze chwilę z żalem przewracała stertę bluzek na stole, nagle podniosła jedną.

- A ta? - spojrzała na matkę.

Kobieta sprawdziła cenę.

- No, ta może być - potwierdziła.

W jednej chwili napięcie między nimi znikło i obie z uśmiechem wróciły do kabiny przymierzyć fatałaszek.

Oddałam sweter i wyszłam na ulicę. Och, jak bardzo zazdrościłam im obu, że tak chodzą razem po sklepach! Zazdrościłam im nawet tego, że się kłócą. Ile ja bym dała, żeby mieć taki kontakt z moją córką!

Bo nie tak dawno jeszcze byłyśmy bardzo blisko. Kamila zwierzała mi się, przytulała, ale od mojego rozwodu z mężem trzy lata temu, wszystko w naszym domu się zmieniło. Może to moja wina? Tak, na pewno, do pewnego stopnia! Wyrzucam sobie, że tak mało czasu jej poświęcałam. Ale byłam zapracowana, przemęczona. Akurat wtedy, kiedy Kamila weszła w ten wiek, gdy znacznie chętniej zwierza się przyjaciółkom niż mamie...

Nie zauważyłam, że dzieje się z nią coś złego. Biegałam do pracy, starałam się zarobić na wszystkie jej potrzeby. A to nie było takie łatwe. Od kiedy zostałyśmy same, na mnie spoczywał obowiązek utrzymania nas obu. Zaczęłam brać nadgodziny, często miałam delegacje i spędzałam kilka dni poza domem. Kamila najpierw zostawała z babcią, potem już tylko babcia do niej zaglądała, w końcu córka była już na tyle duża, że zajmowała się sobą sama. Czas, którego nie mogłyśmy spędzać razem, starałam się jej wynagrodzić prezentami. Miała wszystko. Dawałam jej pieniądze, a ona kupowała sobie za nie, co chciała. Komórkowy telefon? Proszę bardzo. Kolejna para najmodniejszych spodni ? nie ma sprawy. Nowy odtwarzacz mp4 też sobie kupiła, bo poprzedni szwankował...

Tak w każdym razie myślałam. Długo byłam naiwna. Jeszcze wtedy, kiedy zaczęła przynosić do domu dużo droższe rzeczy niż te, na które dostawała ode mnie pieniądze.

- Co to za bluzka? - zagadnęłam ją któregoś dnia, kiedy wrzucałam pranie do pralki.

Na ciuszku była naszywka jednej z najlepszych firm, czyli musiała kosztować naprawdę sporo.

- To Aśki - rzuciła Kamila niedbale. - Ja pożyczyłam jej moje nowe dżinsy.

Skrzywiłam się. Nigdy nie podobało mi się pożyczanie ciuchów.

- Oj, mamo! - jęknęła córka. - Nie bądź drętwa. Wszyscy teraz tak robią. A poza tym nie starczyłoby ci kasy, gdybym chciała kupować wszystko, co mi jest potrzebne - dodała.

- A ta bluzka jest ci potrzebna, tak? - zażartowałam.

W tym momencie Kamila ku mojemu zdziwieniu nagle oblała się rumieńcem.

- Nie, tak tylko powiedziałam. Chodziło mi o rzeczy, które chciałabym mieć - wyjaśniła pospiesznie.

Wtedy nie zwróciłam na jej słowa większej uwagi. Miałam do Kamili pełne zaufanie. Lubiłam jej koleżanki, nic przeciw nim nie miałam, poza tym córka uczyła się dość dobrze, do głowy by mi nie przyszło podejrzewać ją o cokolwiek! Okropna prawda dotarła do mnie dużo później.

Długo mnie mamiła tymi gadkami o pożyczaniu sobie nie tylko ciuchów, ale i różnych przedmiotów.

- Uważam, że chyba powinnaś oddać ten zegarek. Trzymasz go już dość długo, nie wypada tak. Mama Aśki może nie być z tego zadowolona - rzuciłam pewnego dnia.

Kamila wpadła wtedy w gniew.

- Przestań mnie wciąż dręczyć tymi swoimi staromodnymi przesądami: "wypada - nie wypada!" Jej mama jest postępowa i pozwala pożyczać rzeczy, nie to, co ty! - krzyknęła.

Wiedziała, jak mnie uciszyć. Trafiła w dziesiątkę. Więcej nie wracałam do tego tematu.

Nie wiem, czy w ogóle bym się czegoś domyśliła, gdyby nie zadzwoniła do mnie Beata, moja koleżanka.

- Krysiu, nie chcę, żebyś mnie wzięła za jakąś plotkarę, co wściubia nos w nie swoje sprawy, ale młodzi mają nieraz takie głupie pomysły... - powiedziała trochę skrępowana. - Lubię Kamilkę i nie chciałabym, żeby się w coś wdała...

- Ale co się stało? - przerwałam jej zaniepokojona.

- Może to nic takiego, ale dzisiaj widziałam ją w kawiarni z pewnym mężczyzną... Już drugi raz i to w czasie, kiedy powinna być w szkole...

- Chcesz powiedzieć, że chodzi na wagary? - w naiwności swojej nic innego nie pomyślałam.

- Nie o to chodzi - ciągnęła Beata z trudem. - Problem w tym, że ten facet jest w naszym wieku...

Przeszło mi przez myśl, że może to Adam, mężczyzna, z którym przez kilka miesięcy się spotykałam. Był częstym gościem w naszym domu. Myślałam, że coś z tego będzie, ale nie wyszło nam. Kamila go bardzo polubiła. Zamierzałam zapytać córkę, kiedy wróci, czy spotkała się z Adamem, ale ta sprawa nie dawała mi spokoju, więc zadzwoniłam do niego. Powiedział, że się z nią nie widział. To mnie zaniepokoiło na dobre. Zwłaszcza że nagle przypomniałam sobie, że moja mama kiedyś widziała, jak Kamilę podwoził jakiś mężczyzna w eleganckim samochodzie.

Zapytałam córkę, kim był ten facet, a ona odparła, że to ojciec jej koleżanki z klasy. Uwierzyłam. Teraz to wszystko wydało mi się mocno podejrzane. Nie chciałam nawet dopuścić do siebie najgorszych myśli, które zrodziły się w mojej głowie.

Poszłam do pokoju córki i otworzyłam szafę. Aż mi w oczach zawirowało! Miała co najmniej piętnaście bluzek z najdroższych butików, tyle samo par markowych spodni. Na pewno nie kupiła tego za pieniądze ode mnie. Zarabiałam dobrze, ale nie aż tak dobrze! Zresztą większością ciuchów, na które dostała ode mnie pieniądze, chwaliła mi się po powrocie z zakupów.

Między rzeczami, wsunięty głęboko na półkę, znalazłam telefon komórkowy z dotykowym wyświetlaczem. I lakier do paznokci, który ostatnio oglądałam w sklepie. Kosztował dobrze ponad sto czterdzieści złotych. Nerwowo wyrzuciłam z półki całą zawartość na fotel. Na wierzch upadła droga, markowa bielizna w wyzywającym kolorze. Na pewno nie była pożyczona od koleżanki!

Opadłam ciężko na kanapę. Albo moja córka kradła, albo? Chwyciłam się za głowę. Słyszałam przecież o młodych dziewczynach, które oddają się starszym mężczyznom!...

Z trudem doczekałam powrotu Kamili. Siedziałam jak na szpilkach, co chwilę zerkając na zegar. Lekcje kończyła o drugiej, a wróciła przed szóstą. Gdzie była tyle czasu i co robiła?

Bałam się usłyszeć to najgorsze, ale przecież musiałam poznać prawdę!

- Gdzie byłaś? - napadłam na nią. Nigdy dotychczas jej nie kontrolowałam, jednak tym razem nie zamierzałam dłużej dać się wodzić za nos.

- W szkole - odparła spokojnie.

- Nieprawda. Miałaś dziś lekcje do czternastej. Co robiłaś przez resztę czasu?

- Oj, co cię napadło? Byłam u Mirki.

Normalnie bym w to uwierzyła, ale nie tym razem.

- I to od Mirki pożyczyłaś te wszystkie rzeczy? - wskazałam przez otwarte drzwi do jej pokoju na stertę leżącą na fotelu, z gorszącymi majtkami na wierzchu.

Kamila straciła trochę pewności siebie.

- Grzebałaś w moich rzeczach! - zaatakowała mnie.

- Owszem - pokiwałam głową. - I chciałabym wiedzieć, co to wszystko znaczy?

Córka milczała. Musiałam ją sprowokować do rozmowy.

- Widuje się ciebie ze starszymi mężczyznami. Często - blefowałam. - To od nich, prawda? Od nich dostajesz te wszystkie rzeczy!

Patrzyłam na nią struchlała, bojąc się odpowiedzi.

Córka spłoniła się, ale jak zwykle nie straciła rezonu.

- A ty myślałaś, że co? Że z nieba mi to spada?

O matko! Nogi ugięły się pode mną.

- Mówiłaś, że pożyczasz od koleżanek? - powiedziałam zrozpaczona.

Kamila wydęła pogardliwie wargi.

- Na jakim ty świecie żyjesz? - zakpiła.

- A skąd one by to brały? Co ty w ogóle wiesz o życiu! - dodała z wyższością.

- Faceci są od tego, żeby kupować. Gdybyś ty była mądrzejsza, też teraz nie zasuwałabyś sama na nas obie - mędrkowała.

Słuchałam, nie wierząc własnym uszom. Czy to naprawdę moja siedemnastoletnia córka stała teraz przede mną i mówiła te straszne rzeczy? Moje dziecko?!

- Córeczko - chwyciłam jej twarz w obie dłonie - skarbie mój, co ty wygadujesz?! Dlaczego to robisz?! Czego ci brakuje? Masz przecież wszystko, co chcesz, robię, co mogę, żebyś była szczęśliwa...

Wzruszyła obojętnie ramionami i wywinęła mi się.

- Co ty w ogóle o mnie wiesz? I co ty wiesz o miłości? - naskoczyła na mnie, jakby to wszystko była moja wina. - Lepiej się obudź i zacznij patrzeć realnie na życie. Przymknęłam oczy. Czułam, że robi mi się słabo. Co ja miałam teraz zrobić? Jak z nią rozmawiać?!

Stała na wprost mnie, taka drobna, prawie jeszcze dziecko, tylko po ustach błąkał jej się cyniczny uśmieszek.

- Nic tylko słyszę, jak ciężko pracujesz, jak się zaharowujesz dla nas! Jak ci ciężko! Błąd! W życiu trzeba umieć sobie radzić - powiedziała z wyższością.

Może myślała, że milczę, bo mnie zagadała, przekonała!

Chwyciłam się za głowę. Nie mogłam tego słuchać. Nie mogłam na to patrzeć!

Wepchnęłam ją do jej pokoju i przekręciłam klucz w zamku.

- Będziesz tam siedzieć, aż postanowię co dalej - powiedziałam.

Stałam na środku przedpokoju, nie mogąc w ogóle zebrać myśli. Mój świat w jednej chwili się zawalił i nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie mogąc znaleźć rozwiązania, wzięłam urlop. Kamili nie wypuszczałam z domu, nawet do szkoły - zadzwoniłam do jej wychowawczyni i poinformowałam, że przez kilka najbliższych dni moja córka nie pojawi się na zajęciach z powodów rodzinnych. Na zmianę płakałam i próbowałam jakoś to wszystko ogarnąć. Nie mogłam. Czułam się tak, jakbym straciła własne dziecko, jakbym je gdzieś zgubiła i nawet tego nie zauważyła!

Kamila w jednym miała rację - poświęcałam jej za mało uwagi. Za bardzo zawierzyłam losowi i jej mądrości. I przegrałam. Co miałam teraz robić? Bardzo potrzebowałam czyjejś rady, ale to nie był temat, który można poruszyć z kimkolwiek. Nawet najbliższej przyjaciółce nie mogłabym zdradzić tego straszliwego sekretu!

Nikomu nie powiedziałam o tym, co się stało. Kilka dni męczyłam się zupełnie sama. W końcu przyszło mi do głowy poszukać ratunku w internecie. Znalazłam forum, gdzie matki, takie same jak ja, zagubione i przerażone, wymieniały się radami i uwagami. Tu byłam anonimowa, tu mogłam się otworzyć.

"Nie powinna się pani oskarżać -, odpowiedziała mi osoba, która podpisywała się jako Wanda. -Ja też się długo winiłam, ale to do niczego nie prowadzi. Teraz nie pora szukać winnego. Trzeba działać i to szybko".

Za jej radą poszłam do psychologa. Zaproponował terapię. Niemal siłą zaciągnęłam tam córkę. Dwa razy w tygodniu chodzimy na spotkania. Robię, co w mojej mocy, i czekam. Powiedziano mi, że muszę mieć dużo cierpliwości i wytrwałości. Ja to wiem.

I czekam. Tak bardzo liczę, że to wszystko się jeszcze wyprostuje! Marzę, że Kamila otrzeźwieje. Że znajdzie porządnego chłopca w swoim wieku, który ją pokocha. Który nauczy ją, że miłość, to nie nowy odtwarzacz mp4. Marzę, że kiedyś ja też przejdę się z córką po sklepach i razem będziemy grzebać w ciuchach. Że wszystko jeszcze wróci do normalności. Muszę w to wierzyć.

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy