Reklama

Chyba cię sprzątnę!

Mój mąż uważał, że sprzątanie to zajęcie tylko dla kobiet. Pomylił się!

Weszłam do domu, a ciężki dzień pracy był już za mną. Chciałam spędzić miły wieczór przed telewizorem. Niestety, wystarczył jeden rzut oka na przedpokój, żeby przekonać się, że marzenie o wypoczynku było stanowczo przedwczesne.
 - Co on narobił?! - mruknęłam zła. Antek zostawił otwartą szafę, na dnie której piętrzyły się kurtki i swetry. "No pięknie, znów się zerwał wieszak, a Antek nie raczył nawet tego naprawić", myślałam.
Nie pamiętam nawet, ile razy prosiłam męża o naprawienie wieszaka. On jednak nigdy nie znajdował na to czasu. I wcale się temu nie dziwiłam. W końcu to ja zawsze zbierałam kurtki i montowałam wieszak na nowo. Chwyciłam za siatki i poszłam do kuchni. Szafa mogła poczekać, a w torbie rozmrażała mi się ryba. Zanim jednak położyłam zakupy na blacie, musiałam go sprzątnąć, bo widok okruchów, napoczętej konserwy, brudnych talerzy i szklanki z niedopitą herbatą napawał mnie obrzydzeniem. Byłam wściekła!
- Matko Święta! - jęknęłam. - Przecież ja kiedyś z nim zwariuję! Godzinę zajęło mi porządkowanie mieszkania po moim mężu. Kiedy wreszcie wprowadziłam jako taki ład w przedpokoju, kuchni i pokoju, usiadłam w fotelu i pomyślałam, że mam serdecznie dość tego bałaganiarza.
Antek nigdy nie należał do osób miłujących porządek. Dawniej nie zwracałam na to uwagi, bo trudno było odróżnić, kto więcej bałagani, d z i e c i czy on. Ale teraz, kiedy Ada i Michał wyjechali na tydzień do babci, a bałagan został, wszystko stało się jasne. Ile razy kłóciłam się z nim o to, żeby wrzucał koszule do kosza na brudną bieliznę, kładł gazety na miejsce, mył po sobie szklankę i talerz, i co? Kończyło się na moim sprzątaniu po nim.
- Bo ty jesteś głupia, że za niego wszystko robisz - oceniała moja siostra Teresa, gdy skarżyłam jej się na Antka.
- Mam żyć w takim brudzie, tak?- pytałam rozeźlona.
- Trzeba było sobie wychować męża - odpowiadała. - Ale, moja droga, nigdy nie jest na to za późno. Goń go do roboty - dodawała.
Łatwo było powiedzieć. Przez dwadzieścia lat małżeństwa Antek nie kiwnął palcem w domu. Zresztą ja też uważałam, że sprzątanie to kobieca sprawa. Sądziłam jednak, że Antek doceni, że w domu jest czysto i przynajmniej postara się tę czystość utrzymać. Marzenie ściętej głowy! Ja sprzątałam, Antek brudził. A n t e k brudził,  więc ja sprzątałam. Antek śmiał się niekiedy, że się doskonale uzupełniamy. Mnie daleko było do żartów na ten temat. Miałam dość takiego uzupełniania, a przede wszystkim  coraz mniej sił.
- Znów śpisz przed telewizorem? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Antka.

Reklama

Mąż rozbierał się w przedpokoju.
- Cholera! - zaklął nagle. - Ten wieszak  doprowadza mnie do szału! - Mógłbyś go w końcu naprawić - zauważyłam. - Już raz dzisiaj zbierałam kurtki - dodałam.
- Mam to w nosie, niech leżą - powiedział mój luby i ruszył do łazienki. - Nie masz pojęcia, jak jestem zmęczony, - oznajmił, licząc na współczucie.
- Dobrze wiem, bo po ośmiu godzinach w pracy, zamiast odpoczywać, musiałam sprzątać ten syf, który po sobie zostawiłeś - mówiłam podniesionym głosem. - Daj spokój, ty tylko o tym bałaganie i sprzątaniu, a ja mam dodatkowe dyżury w pracy...
Gdy Antek wszedł do sypialni, udawałam, że śpię, nie miałam ochoty na dalsze kłótnie. Opracowałam za to plan generalnego sprzątania...
Kilka dni później zarządziłam wielkie porządki w domu. Zbliżała się jesień i była to ostatnia okazja,  żeby porządnie wywietrzyć mieszkanie, wyprać dywany, poważnie pomyśleć o remanencie w szafach i kuchennych półkach i myciu okien przed zimą.

- Co to za zwyczaje, żeby dom do góry nogami przewracać?! - burzył się Antek, gdy zapoznałam go z planem porządków na najbliższe dni.
- Kochanie, ty to na pewno się naharujesz... - uśmiechnęłam się drwiąco.
- Co roku haruję - odpowiedział Antek.- A w tym, przykro mi, nie będę mógł ci pomóc - rozłożył bezradnie ręce. - Szef dał mi nadliczbówki, bo Romek poszedł na zwolnienie.
W pierwszym momencie myślałam, że mąż żartuje, ale jego poważna mina wyprowadziła mnie z błędu.
- Ja ty to sobie wyobrażasz? - zapytałam podenerwowana. - Zakupy, gotowanie i porządki na mojej głowie? Może dywany mam sama trzepać? - No... nie - zawahał się Antek. - Dywanami ja się zajmę - dodał ugodowo.
Następnego dnia zabrałam się za porządki. Zaczęłam od mycia okien i sprzątania kuchni. Chyba tylko dlatego, że Antka całymi dniami nie było w domu, widziałam efekty moich starań. Mieszkanie było wysprzątane i pachniało czystością. Niestety, nie trwało to długo.
Jak zwykle wstałam wcześnie rano i już chciałam udać się do kuchni, żeby zrobić śniadanie i zaparzyć kawę, gdy zobaczyłam że w salonie są porozrzucane gazety.
- O matko! - jęknęłam. Wczoraj je poukładałam, a dziś pisma piętrzyły się w ogromnym, bezładnym stosie, obejmującym półkę, stół i kawałek dywanu. Jednak największy szok przeżyłam, widząc, że mój wypieszczony wczoraj dywan zdobi duża, czerwona plama, a od niej rozchodzą się smugi.
- Co on narobił! - stęknęłam zrozpaczona, pochylając się nad czerwonymi śladami.
Wyglądały na wdeptane w dywan plamy dżemu.
- Antek! - krzyknęłam i z furią pognałam do sypialni.
Bez awantury się nie obyło. Wypomniałam mężowi wszystko: zrywający się w szafie wieszak,  niezawieszoną półkę w salonie, rozpadającą się szafkę na buty i parę innych rzeczy, które Antek całe wieki temu miał zrobić, a do tej pory nawet na nie nie popatrzył.
- Zobaczysz! Nie będę oglądać się na ciebie, tylko poproszę o pomoc pana Heńka - zagroziłam na koniec.
Pan Heniek był konserwatorem u mnie w pracy. Antek jeżył się na sam dźwięk jego imienia. Jakimś dziwnym trafem obaj nie przypadli sobie do gustu. Robiąc makijaż, zaczęłam się nawet obawiać, czy nie przesadziłam z tą awanturą i z groźbą przyprowadzenia do domu pana Henia. Przywołując go w naszej kłótni... uraziłam męską dumę mojego męża. "No nic, w walce o czystość wszystkie chwyty są dozwolone", pomyślałam, po czym oznajmiłam Antkowi, że po pracy udam się do siostry.
- Będziemy rozbiły konfitury, może upieczemy placki ze śliwkami - dodałam pojednawczo. - Jak wrócę, chcę żeby było tu tak jak wczoraj, przed twoim przyjściem - oznajmiłam.
Antek popatrzył na mieszkanie. Czekało go sporo roboty. Chyba zrozumiał, że tym razem nie ustąpię. Gdy wieczorem wróciłam do domu z blachą ciasta, Antek otworzył mi drzwi i dumny z siebie powiedział:
- Kochanie, proszę o twój płaszczyk - zawieszę go w naszej naprawionej szafie. Uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.
- Upiekłam pyszne ciasto, spróbujesz?
- Jasne, jestem głodny jak wilk...
Od czasu tej awantury zaczęłam jasno określać swoje oczekiwania. To naprawdę pomogło! I broń Boże, nie sprzątam bałaganu po moim Antku!

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: partnerstwo | wychowanie | sprzątanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy