Reklama

Dla ciebie jestem sobą

Rok temu zostawiła mnie narzeczona. Wyjechała na kilka miesięcy do pracy za granicę. Wszystko było w porządku, dopóki Magda nie przysłała oschłej informacji SMS-em, że bardzo jej przykro, ale poznała fantastycznego Irlandczyka i wychodzi za niego za mąż. Zostałem sam.

Postanowiłem wtedy, że nie zaufam więcej żadnej kobiecie. Mało tego, będę się nimi bawił, aż mi się znudzą. Chciałem zapisać się na jakiś kurs, najlepiej taki, na który uczęszcza wiele dziewczyn. Wybrałem jogę. Uzbrojony w wygodny dres zjawiłem się więc na zajęciach dla początkujących.

Reklama

Oprócz mnie na materacach i poduszkach siedziały same kobiety. Nie wszystkie były młode i ładne, ale zauważyłem parę osóbek godnych zainteresowania. "Dobra nasza", pomyślałem sobie. "Może wreszcie uda mi się poderwać dziewczynę, na której widok po dwóch miesiącach nie będę ziewał". Moje rozmyślania przerwało wejście na salę instruktorki. Była blada i miała na głowie jakąś szarą chuścinę. Jednym słowem - nieciekawa. Coś tam mówiła, ale niespecjalnie słuchałem, bo rozglądałem się dyskretnie dookoła.

Nagle wszyscy położyli się na materacach. Spłoszony, zrobiłem to samo.

- Nasz nowy kolega... Michał - pochyliła się nade mną instruktorka - pokazał nam właśnie, jak łatwo jest o dekoncentrację. Bądźmy tu i teraz! Leżcie przez chwilę i relaksujcie się, oddychajcie głęboko, żeby zgiełk i hałas, który zostawiliście za drzwiami, nie wchodził tu za wami. Jesteście tutaj po to, aby odpocząć...

Wcale mi się nie podobało takie leżenie i rozmyślanie. Do głowy przychodziły mi tysiące natrętnych myśli. Z czego większość dotyczyła mojej złości na Magdę.

- Spróbuj się rozluźnić - szepnęła mi nagle do ucha instruktorka. Rany boskie, poruszała się cicho jak kot. Dobrze, że nie wrzasnąłem. To by dopiero była kompromitacja.

- Masz bardzo napięte mięśnie, Michale. Nie wykonasz ćwiczeń, gdy będziesz tak spięty. Pomyśl o czymś miłym, o wakacjach, plaży nad morzem, lesie... O czymś, co ci się dobrze kojarzy. Nie wiem, jak to się stało, ale przypomniały mi się wakacje z moim dziadkiem i to, jak uczył mnie łowić ryby. Niemal poczułem zapach jeziora, zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Byłem naprawdę zadowolony z zajęć. Ćwiczenia wychodziły mi całkiem dobrze. A w przerwie już na całego żartowałem z dziewczynami. Postanowiłem, że będę przychodził dwa razy w tygodniu. Już na następnych zajęciach umówiłem się z jedną koleżanką na kawę, ale rozmowa nam nie szła. Potem była randka z kolejną, nawet miła, ale po mniej więcej miesiącu doszliśmy do wniosku, że jednak do siebie nie pasujemy. Czułem się w tej grupie jak basza w haremie! Z czasem też zauważyłem, że Iwona, instruktorka, przygląda mi się uważnie. "Może widzi we mnie utalentowanego ucznia?", myślałem. Któregoś dnia poprosiła, abym został chwilę po zajęciach. Kiedy wszyscy wyszli, usiadła naprzeciwko mnie na poduszce i spojrzała na mnie tymi swoimi dziwnie smutnymi oczami.

- Dlaczego właściwie ćwiczysz jogę? - zapytała nagle, a ja trochę się stropiłem. O co jej chodziło? Przecież płaciłem za zajęcia!

- Nie wiem, podoba mi się - wzruszyłem ramionami. - A jakie to ma znaczenie?

- Powiem wprost - Iwona spojrzała mi prosto w oczy. - Tutaj nie ma miejsca na rywalizację. Każdy ćwiczy w swoim tempie, tak jak umie, nie jest oceniany i jest akceptowany, nawet jeśli coś mu nie wychodzi. A ty wprowadzasz niezdrową rywalizację.

- Nie rozumiem...

- Widzę, jak po kolei umawiasz się z dziewczynami. To, oczywiście, nie moja sprawa...

- No właśnie! - powiedziałem ostro.

- Wiem, ale to się przekłada na atmosferę na sali. Nie mogę z tym wiele zrobić, ale mam prawo powiedzieć ci, że mi się to nie podoba. Uważam, że nie ćwiczysz jogi szczerze, z wewnętrznej potrzeby czy dla odpoczynku. Myślę, że ćwiczysz ją, bo masz jakiś ukryty cel. I to właśnie mi się nie podoba.

"Proszę, proszę, ale cwaniara", pomyślałem sobie. "Wydaje się jej, że mnie przejrzała. I pewnie, jak to kobieta, jest zazdrosna o inne, przecież to ona chce być tutaj najważniejsza", analizowałem. Jedno było pewne - jako podrywacz zdecydowanie zrobiłem błąd. Powinienem zacząć od Iwony. Wtedy dałaby mi spokój. Od następnych zajęć starałem się więc zostać najbardziej pilnym uczniem. Bawiło mnie to, że Iwona będzie musiała mnie chwalić. Ale, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, robiła to chętnie i z radością.

Z czasem zacząłem lubić chwile relaksu na początku i na końcu zajęć. Zauważyłem, że coraz rzadziej myślę o Magdzie, a jeśli już, to bez wielkiego gniewu. Może było mi trochę przykro, może smutno, ale złość mnie nie napędzała. Byłem gotów zapomnieć. Po kolejnych zajęciach, gdy wszyscy wyszli już do domu, a ja jakoś nie mogłem się zebrać, usłyszałem głos Iwony.

- Jeszcze tu jesteś? Podniosłem głowę i dosłownie mnie zatkało. Zawsze widywałem ją na zajęciach w szarym stroju i chuście. Teraz stała przede mną śliczna dziewczyna w zielonej sukience. Do pasa spływały jej piękne, kręcone, czarne włosy.

- Ja... - wybąkałem bez sensu. Głupi byłem. Myślałem, że ona jest zazdrosna o inne kursantki? Nie zrozumiałem wcale jej delikatności i wrażliwości. Ukrywała własną urodę, by inne kobiety mogły czuć się dobrze na jej zajęciach. A to świadczyło o jej wielkim sercu, wielkoduszności i mądrości. Stał przede mną prawdziwy skarb.

- Dobrze się czujesz, Michał? - spytała zaniepokojona moją nietęgą miną. - Zauważyłam dziś, że udało ci się naprawdę zrelaksować. Mam nadzieję, że twoje życie wkracza w okres szczęścia i spokoju. Wcześniej ci tego brakowało. I jeszcze o czymś ci chciałam powiedzieć. Ostatnio, trzeba przyznać, ćwiczysz z dużym zaangażowaniem. W sumie dobrze się składa, że cię tu zastałam. Bo chciałam cię też przeprosić. Posądziłam cię o coś niesprawiedliwie, a ty dowiodłeś mi, że nie miałam racji.

Ona przepraszała mnie?! Dla takiej dziewczyny naprawdę mógłbym góry przenosić. Chciałem jej powiedzieć, że jeśli tylko zechce, to ja dla niej przewrócę świat do góry nogami. Ale zamiast tego zapytałem po prostu:

- Może dałabyś się zaprosić do kina i na jakieś smaczne jedzenie?

- Skoro rozmowa ze mną przynosi takie efekty, to czemu nie! - odparła, śmiejąc się serdecznie. A ja poczułem się naprawdę szczęśliwy i dziwnie spokojny. Dziś Iwona jest moją żoną, a ja zdobywam kolejne stopnie w szkole jogi. Może zostanę instruktorem. Wiem, że Iwona kocha mnie takiego, jakim jestem. I nawet jeśli mi się coś nie uda, nie zmieni to jej uczucia do mnie. Przy niej mogę być sobą. To ona pierwsza zauważyła we mnie więcej, niż ja sam byłbym w stanie zauważyć. Za maską podrywacza dostrzegła moje cierpienie. Pomogła mi pokonać dawne smutki, egoizm i zadufanie. Dała mi nadzieję na nowe, pełniejsze i bardziej wartościowe życie.

Michał P., 29 lat

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy