Reklama

Drugi ślub, pierwsza miłość

​Za Sebastiana wyszłam w wieku 19 lat. to było stanowczo za wcześnie na taka decyzję. rozstaliśmy się, ale czy na zawsze?

Niewielkie miasteczko na południu Polski, koncert muzyki reggae. Ja, świeżo upieczona absolwentka szkoły gastronomicznej, i on, przystojny muzyk. Grał na trąbce i wciąż patrzył w moją stronę. Cały koncert stałam tuż przy barierce oddzielającej publiczność od sceny i nie mogłam oderwać od niego wzroku. Gdy skończył grać, zeskoczył ze sceny i podszedł do mnie.

- Przejdziemy się? - spytał, a ja twierdząco pokiwałam głową, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Ruszyliśmy uliczkami miasteczka.

- Jesteś stąd, czy przyjechałaś specjalnie na koncert? - zagaił.

Reklama

- Ani jedno, ani drugie - zaśmiałam się. - Przyjechałam do kuzynki, to ona wyciągnęła mnie na koncert. Nawet  nie słucham tej muzyki. Gdyby nie Jagoda, w ogóle bym nie przyszła.

- Mnie też miało tu nie być. Dołączyłem do kapeli zaledwie miesiąc temu - wyznał chłopak. - Zobacz, niewiele brakowało, a byśmy się nie spotkali.

Ale się spotkaliśmy i teraz spacerowaliśmy po miasteczku. Wieczorem musieliśmy się rozstać, ale wymieniliśmy się numerami telefonów. Dopiero w tamtym momencie dowiedziałam się, że chłopak ma na imię Sebastian. Trzy dni później zadzwonił.

- Co robisz, jesteś jeszcze u kuzynki? - usłyszałam w słuchawce. - Tak.

- To idź w miejsce, w którym się ostatnio rozstaliśmy.

- Po co? - zdziwiłam się.

- Nie pytaj, idź... - rzucił, po czym się rozłączył. Poszłam. Na ławce, przy której się pożegnaliśmy, siedział Sebastian!

- Zdaje się, że ostatnio nie dokończyliśmy rozmowy - powiedział na powitanie. - To jakiej muzyki słuchasz?

Taki właśnie był. Spontaniczny, szalony... Zaimponował mi tym, zauroczył. Dwa tygodnie później wracałam do swojej rodzinnej miejscowości już jako jego dziewczyna. Oczywiście z nim. Jak? Na motocyklu!

Moim rodzicom chłopak się nie spodobał. Już po pierwszym spotkaniu postanowili wybić mi go z głowy. Ale ja miałam gdzieś ich gderanie, że to nieodpowiedzialny chłystek. Dla mnie liczyło się to, że potrafił przejechać pół Polski tylko po to, by zagrać pod moim oknem jakąś piosenkę o miłości. Po pół roku życia od spotkania do spotkania Sebastian zaproponował mi coś wyjątkowo szalonego.

- Weźmy ślub! - rzucił.

Boże! Jak mi się to podobało! Pobraliśmy się niedługo potem. W urzędzie, w obecności dwojga świadków, bez wiedzy rodziców. Przyznałam się im do tego już po wszystkim.

- Skoro jesteście tacy dorośli, radźcie sobie sami - usłyszałam od ojca. - Na naszą pomoc nie liczcie.

Na szczęście mama Sebastiana okazała więcej zrozumienia i serca.

- Cóż, na ulicę was nie wyrzucę - powiedziała, gdy pojawiliśmy się u niej z pytaniem, czy nas przygarnie.

- Ale nie myślcie, że będziecie na moim utrzymaniu - zastrzegła. - Masz jakiś zawód, Esterko? - zwróciła się do mnie.

- Jestem kucharką.

- To świetnie się składa, pomożesz mi w restauracji.

Zdziwiłam się. Nawet nie wiedziałam, że mama mojego męża ma restaurację i że wychowała syna sama. W ogóle niewiele o nim wiedziałam. Ale wkrótce miałam się dowiedzieć. Sebastian był lekkoduchem, niebieskim ptakiem. Żył muzyką. Właściwie prawie się nie widywaliśmy. Gdy ja szłam rano pomagać teściowej w restauracji, Sebastian zazwyczaj odsypiał wieczorną próbę. Gdy ja wracałam, jego nie było. W weekendy koncertował... Nic dziwnego, że się nie dogadywaliśmy i częściej się kłóciliśmy, niż żyliśmy w zgodzie. Małżeństwo mnie rozczarowało. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym mocniej docierała do mnie prawda - nie kochałam Sebastiana. Co najwyżej byłam nim zauroczona. Czułam, że i z jego strony to nie jest wielkie uczucie. Rozumiałam, jak wielki popełniłam błąd. Było mi źle. Swoje żale wypłakiwałam w poduszkę, nie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak. Jednak przed Halinką, jak kazała się do siebie zwracać moja teściowa, nie umiałam tego ukryć. Któregoś wieczoru przyszła do mojego pokoju.

- Esterko - powiedziała. - Sebek to mój syn i jest mi za niego wstyd. Zbyt mu pobłażałam, a ty teraz przez to cierpisz.  Nie układa się wam, to widać...

- Halinko, bo my chyba... my się chyba nie kochamy - wyznałam w przypływie szczerości.

- Tak podejrzewałam - westchnęła. - Nie płacz, dziecko, to jeszcze nie koniec świata. Jeśli mogę ci coś poradzić, rozstańcie się. I to jak najszybciej, póki jeszcze jesteście młodzi i nie macie dzieci - mówiła, a ja patrzyłam na nią ze zdziwieniem.

- Bardzo cię polubiłam, Esterko - Halinka chwyciła mnie za ręce. - I bardzo chciałabym, żebyś była moją synową, ale jeszcze bardziej bym chciała, żebyś była szczęśliwa. Niekoniecznie z Sebkiem.

- Ale przecież ślub...

- Był i co z tego? Może być i rozwód. Nie martw się, ja ci pomogę. Rozmowa z Halinką dodała mi sił, by wreszcie zrobić to, o czym myślałam od dawna. Odeszłam od Sebastiana. Z żalem, ale bez rozpaczy, raczej z ulgą. Halinka, tak jak obiecała, bardzo mi pomogła, bo na wsparcie rodziców, którzy wciąż nie wybaczyli mi szczeniackiego wybryku, nie mogłam za bardzo liczyć. Teściowa zadbała, byśmy rozstali się z Sebkiem w zgodzie, nie chowając w sercu wzajemnej urazy. Załatwiła mi też pracę w restauracji u znajomego w niedalekim mieście, pomogła znaleźć mieszkanie. Wspierała mnie w pierwszych samodzielnie stawianych krokach.

- Znalazłaś się w tej sytuacji przez mojego nieodpowiedzialnego syna - mówiła, gdy pytałam ją, dlaczego to robi. - Muszę ci to jakoś wynagrodzić. Poza tym, ja cię zwyczajnie lubię.

Halinka często mnie odwiedzała. Naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy. Bez wahania pożyczyła mi pieniądze, gdy postanowiłam założyć własną firmę cateringową. Zresztą, także za jej namową.

- Żałuję, że już nie jesteś moją teściową - mówiłam jej czasem.

- Przecież jestem! Byłą, ale zawsze! - odpowiadała mi ze śmiechem. To były jedne z rzadkich momentów, gdy wspominałyśmy Sebastiana. Czasem Halinka mówiła, co u niego słychać, co porabia. Wiedziałam, że odszedł z zespołu, wrócił do rodzinnego miasta i uczy w szkole muzycznej.

- Wreszcie dorasta - mówiła Halinka. Nie wspominała jednak, czy kogoś ma. Z samym Sebkiem rozmawiałam rzadko. Dzwonił w moje urodziny, by złożyć życzenia. Dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy któregoś ranka na moim telefonie wyświetlił się jego numer.

- Tak, słucham?

- Estera - usłyszałam w słuchawce łamiący się głos i już wiedziałam, że stało się coś złego.

- Moja mama nie żyje. Pękł jej tętniak. Wiem, że utrzymywałyście kontakt, pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć, pogrzeb jest jutro... - przerwał, a mnie po policzkach pociekły łzy.

- Przyjadę - wychrypiałam w końcu. - Dzięki, że dałeś mi znać. Sebastian... - dodałam jeszcze, chcąc mu złożyć kondolencje, ale się rozłączył. Nie oddzwoniłam. Cały dzień nie mogłam się na niczym skupić. Niespodziewana śmierć Halinki bardzo mnie zabolała. Jeszcze tydzień temu dzwoniła, by umówić się na spotkanie. A teraz jechałam na jej pogrzeb... Bałam się tego. Emocji związanych z odejściem bliskiej osoby, ale i konieczności spotkania z Sebastianem. Nie widzieliśmy się osiem lat... Jednak gdy weszłam do kościoła, od razu go poznałam. Wprawdzie zmężniał, ale niewiele się zmienił. "Nadal przystojny", pomyślałam, siadając w ławce kilka rzędów za nim. Nie chciałam podchodzić bliżej, czułam, że nie wypada pchać się do miejsc zarezerwowanych dla rodziny, którą przecież już nie byłam. Poza tym oprócz Sebka, nie znałam nikogo. Nie zdążyłam poznać jego kuzynów, wujków, ciotek... Podobnie zresztą, jak oni mnie. Dlatego pewnie się dziwili, kim jest kobieta, która rzewnie płacze nad trumną Haliny, a po wszystkim przytula jej syna, całując go lekko w policzek.

- Zostaniesz na stypie? - Sebek wpatrywał się we mnie smutnymi oczami.

- Nie wiem, czy powinnam...

- Mama pewnie by chciała - odparł, a jego broda zaczęła drżeć.

- Dobrze, zostanę.

Sebek posadził mnie obok siebie, dbał, bym nie czuła się obco wśród jego rodziny. Doceniłam to, że się starał. Zwłaszcza w tym trudnym dla siebie dniu. Widziałam też, jak pożegnania z kolejnymi żałobnikami przygnębiają go coraz bardziej. Odniosłam wrażenie, że z największym niepokojem patrzy w moją stronę.

- Musisz już jechać? - spytał, gdy podniosłam się z krzesła.

- Jest późno, chyba powinnam...

- A... - zawiesił głos. - Zostań jeszcze chwilę. Pójdziemy do domu...

- To chyba kiepski pomysł - zaprotestowałam. - Chciałbym pogadać.

Nie wiem, dlaczego mu uległam? Dlaczego poszłam do niego, pozwoliłam się wypłakać, głaszcząc po głowie złożonej na moich kolanach. Może było mi go żal, a może to było jednak coś innego. Wspomnienie dawnych uczuć? Z takimi myślami w głowie zasnęłam na kanapie w domu byłego męża. Na dodatek niemal do niego przytulona. Rano obudziłam się przykryta kocem, ale bez Sebastiana przy boku. Siedział przy oknie. W zamyśleniu pił kawę.

- Wiesz, Estera - nie miałam pojęcia, skąd wiedział, że się przebudziłam. - Myślę, że zmarnowaliśmy świetnie zapowiadającą się znajomość. Za szybko to wszystko się działo.

- Myślisz, że rozwód to był błąd?

- Nie, to akurat był dobry krok. Gdybyśmy wtedy zostali razem, dziś pewnie byśmy się nienawidzili. Mama miała rację, doradzając nam rozstanie.

- Była mądrą kobietą - na wspomnienie Halinki łzy napłynęły mi do oczu.

- Tak - wychrypiał Sebek. - A jak ci się układa z twoimi rodzicami? - chyba chciał zmienić temat.

- Lepiej, już mi wybaczyli. A ty? Słyszałam, że rzuciłeś granie... - zagaiłam z innej beczki.

- Rzuciłem zespół - uściślił. - Przestała mnie bawić ta ciągła impreza. Po naszym rozstaniu zrozumiałem, że to rozwala mi życie. Musiałem spróbować czegoś innego. Postanowiłem uczyć dzieci muzyki. Lubię to, wiesz... - Sebastian wstał od okna, poszedł do kuchni i wrócił z kubkiem kawy dla mnie.

- I wcale nie przestałem grać. Tylko teraz mam inny zespół.

- Naprawdę? Jaki? - byłam ciekawa.

- Jeśli chcesz, możesz przyjść na nasz koncert. Gramy za tydzień tu u nas, w domu kultury.

W tamtym momencie pomyślałam, że z ochotą znów zobaczę go na scenie. Wypiłam swoją kawę i pojechałam do domu, nie obiecując Sebkowi, że pojawię się na jego koncercie. A jednak pojechałam. Weszłam do auli i... zatkało mnie. Na scenie stała grupka dzieci i Sebastian. Jedne dzieciaki wydzierały się niemiłosiernie, a inne rzępoliły na instrumentach. Sebek wydawał się szczęśliwy, dyrygując tą rozwrzeszczaną gromadką. Potem z uśmiechem przyjmował gratulacje od zachwyconych rodziców. Rozczulił mnie ten obrazek.

- Jak ci się podobało? - spytał po wszystkim Sebek, wyraźnie ucieszony moim widokiem.

- Dość... awangardowe brzmienie - zaśmiałam się.

- Dziękuję, starałem się, jak mogłem - zażartował. - Przejdziemy się?

- Ja już kiedyś słyszałam to pytanie. Zadał mi je jeden chłopak, kiedy chciał mnie poderwać - spojrzałam na niego znacząco.

- A jak myślisz, po co robi to teraz?

- Ty się jednak nie zmieniłeś! - zaśmiałam się. Ale poszłam z nim na spacer. Nogi same zawiodły nas do domu. Tam stało się to, czego podświadomie chyba oboje chcieliśmy. Spędziliśmy razem noc. Ten seks był zupełnie inny niż kiedyś. Sebastian był delikatny, wyczulony na moje potrzeby. Wkrótce okazało się, że jest też taki w innych dziedzinach życia. Jednak się zmienił, na lepsze.

Postanowiliśmy dać sobie szansę. Przeprowadziłam się do niego, także dlatego, że ktoś musiał pomóc w restauracji Halinki. Prowadząc wspólnie biznes, dotarliśmy się. Wzięliśmy ślub. Tym razem w kościele. Nie bałam się przysięgać Sebkowi, że zostanę z nim na zawsze. Bo wiem, że go kocham. Dopiero teraz naprawdę. Wtedy to było tylko młodzieńcze zauroczenie. No, ale bez niego nie byłoby tej miłości.
Estera

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Najpiękniejsze romanse
Dowiedz się więcej na temat: miłość | kryzys małżeński | małżeństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy