Reklama

I co ja robię tu?!

Czy tego chciałem, czy nie, matura zbliżała się wielkimi krokami. Co gorsza, moje polonistyczne dokonania prezentowały się raczej mizernie, dlatego starsi zapisali mnie na korki z polaka do pani Alinki, córki naszej sąsiadki, która właśnie skończyła filologię.

Niestety (a może jednak "stety"?), bardziej niż nauka, interesowała mnie sama Alinka - śliczna długowłosa dziewczyna o najpiękniejszym uśmiechu, jaki w życiu widziałem...

Żeby nie wyjść na totalnego matoła, naprawdę się starałem. Przeczytałem nawet parę lektur i cały podręcznik, ale przy megaerudycji cudnej korepetytorki, moja wiedza prezentowała się raczej mizernie. I pewnie specjalnie bym się tym nie przejmował (w końcu idę na polibudę i nie muszę znać Mickiewicza na wyrywki), gdyby nie pan Rafał, czyli narzeczony Alinki! Ten wymuskany japiszon wiecznie wałęsał się po mieszkaniu, gdy miałem lekcje, a jak czegoś nie wiedziałem, dorzucał swoje trzy grosze!

Reklama

Nie znosiłem gościa, dlatego naprawdę się ucieszyłem, gdy Alinka obwieściła, że jej superfacet wyjeżdża służbowo na kilka dni i najbliższe korki odbędziemy tylko we dwójkę. Bosko!

Pobiegłem do łazienki i wygrzebałem z brudownika najmniej znoszone ciuchy, spryskałem się wodą kolońską ojca, a potem pognałem na spotkanie z moją uroczą korepetytorką.

- A co ty tak wcześnie? Byliśmy umówieni na drugą - rzuciła na początek.

- Eeee, miałem nadzieję na dłuższą lekcję. Tyle materiału jeszcze zostało, a czasu do matury coraz mniej - skłamałem.

- Aha? No to siadaj i rozłóż te swoje książki, a ja zrobię nam jakąś herbatę.

Chwilę później Alina opowiadała mi o "Ferdydurke", popijając pyszną herbatkę z malinami. "Kurczę, z Gombrowiczem w ręku to jej do twarzy. Zresztą, pewnie bez Gombrowicza, no a nawet bez niczego, też by była niczego sobie", pomyślałem i z wrażenia chyba nie trafiłem ze szklanką do ust, ale gdzieś obok, bo cała herbata spłynęła po mnie, boleśnie parząc to i owo.

- O, Boże! Wojtek, nic ci nie jest? - usłyszałem zatroskany głos dziewczyny. - Chryste, pierwszy raz widzę, żeby Gombrowicz zrobił na kimś takie wrażenie. No dalej, zdejmuj to, bo ci się od gorącej herbaty jakieś bąble porobią, a ja poszukam czegoś suchego w szafie Rafała?

Gdy Alinka zniknęła w pokoju obok, poczułem, że całe ciało piecze mnie niemiłosiernie. Dlatego bezzwłocznie zrzuciłem z siebie mokre łachy, dla przyzwoitości zostawiając bokserki i skarpety.

Gdy tak sterczałem w niekompletnym stroju Adama, rozległ się szczęk klucza w zamku od drzwi.

- To tylko ja, kochanie, zapomniałem zabrać raportów! - zawołał wkurzający narzeczony Alinki.

Kiedy usłyszałem, że Pan Elegancik zbliża się do drzwi pokoju, odruchowo wskoczyłem do szafy.

- Sama jesteś? - zapytał Alinkę.

- Nie, z Wojtkiem - rzuciła szybko.

- Jak to, z Wojtkiem? Przecież nigdzie go nie ma - odparł i w tym momencie, jak na złość, strąciłem łokciem wieszak.

Po chwili drzwi szafy się otworzyły i? no cóż. Dla głupiej miny Rafała, warto było pocierpieć. Gdy jednak pan domu zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół, zacisnął zęby, a potem pięści, przypomniały mi się słowa piosenki: "I co ja robię tu?".

- Co ty tutaj robisz? - zapytał, a ja przełknąłem ślinę zszokowany, że japiszon posiadł zdolność czytania w myślach.

- Wojtek, dlaczego jesteś w szafie? - zapytała nie mniej zdumiona Alinka.

- No bo to przez "Ferdydurke"? Wie pani, przed formą można uciec tylko w inną formę? Więc, tego, dopasowałem się do sytuacji i wlazłem do szafy? - plotłem trzy po trzy.

- To świetnie, że coś z moich lekcji jednak do ciebie dociera. Teraz może jednak już wyjdź i ubierz te dresy, a ja wyjaśnię wszystko Rafałowi, dobrze? - usłyszałem tylko i wylazłem z kryjówki.

Nie mam pojęcia, co powiedziała Alina, ale Rafał chyba jej nie uwierzył, bo od tego czasu, gdy do nich przychodzę, nawet na moment nie spuszcza mnie z oczu.

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy