Reklama

Nie śpij, stary!?

Maja, moja trzyletnia córka, jak przystało na dziecko w tym wieku, we wszystkim naśladuje swoich starszych braci i innych członków naszej licznej rodziny. Powtarza każde słowo, powiedzonko czy gest, zależnie od sytuacji. Nieraz już najadłam się z tego powodu wstydu...

Tak było ostatniej niedzieli. Mój mąż, Adam, zasnął po śniadaniu w swoim ulubionym fotelu, z gazetą na kolanach. Biedak w tygodniu wstaje o czwartej nad ranem, żeby dojechać na siódmą do Wrocławia. Kiedy on spał, ja przygotowywałam obiad, a Maja bawiła się cichutko na dywanie obok fotela, w którym pochrapywał sobie Adam. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.

- Cześć, Ola. Jest Adam? - zapytał Jurek, mój szwagier.

- Jest, wejdź proszę - zaprosiłam go gestem do środka.

- Co u was słychać? - zapytał wesoło.

Reklama

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo do przedpokoju wpadła Maja.

- Wujek, wujek! - ucieszyła się na widok Jurka.

- Cześć, maleńka! - Jurek przywitał się z moją córką i pocałował ją w policzek.

- Gdzie twój tata? - zapytał.

- Chrapoli w fotelu - odparła mała i wróciła na swój plac zabaw.

Jurek na palcach wszedł do pokoju.

- Stary, nie śpij, bo cię wyniosą! - podszedł do Adama i potrząsnął go za ramię.

Mój mąż przebudził się i spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.

- Co jest? - zapytał.

- Pobudka! - zaśmiał się Jurek. - Mam sprawę. Siadł mi akumulator. Możesz pojechać ze mną do marketu?

- Jasne, tylko dojdę do siebie. Ola, zrobisz mi kawy?

Zaparzyłam kawę i podałam ciasto. Po chwili wyszli. Spojrzałam na zegar. Było już po jedenastej.

- Maja, zbieraj zabawki, trzeba zaraz iść do kościoła. Zawołaj chłopaków - poleciłam córeczce.

- Oki, mama, się robi - powiedziała dumna, że dostała ważne zadanie do wykonania i pobiegła do pokoju braci.

Wróciła po chwili.

- Jus - zameldowała.

- Dziękuję. Ubieramy się.

Do kościoła oczywiście się spóźniliśmy. Stanęliśmy w bocznej nawie. Majka najpierw wszystkim bacznie się przyglądała, potem zainteresowała się konfesjonałem. Podeszła do niego powoli, stanęła na paluszkach i z ciekawością zajrzała do środka. Zbliżyła się jeszcze bardziej i oparła rączkami o drzwiczki.

- Maja! Maja... - próbowałam ją przywołać, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. - Chodź tu... - żadnej reakcji.

Więc ruszyłam w jej stronę i nagle zamarłam. Majka wsadziła głowę do środka i krzyknęła:

- Stary, nie śpij, bo cię wyniosą!

Nie mogłam powstrzymać śmiechu, tak jak stojący obok ludzie. Złapałam małą za rękę i próbowałam ją odciągnąć od konfesjonału, z którego wychylił się nasz proboszcz.

- Przepraszam - szepnęłam, czerwieniąc się po uszy.

Ksiądz siłą powstrzymywał śmiech, w końcu roześmiał się głośno.

- Chcesz kawy? - zapytała Maja, a ksiądz, wciąż cichocząc, zaprzeczył.

Chwyciłam szybko małą za rękę i, płacząc ze śmiechu, wyprowadziłam z kościoła.

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy