Reklama

Ojcowie mojego syna

Michał nie potrafił dogadać się z ojczymem. Panowie wciąż się kłócili, a mnie pękało serce.

Ale jestem wykończona! - jęknęłam, wchodząc do domu. - Mam dość tych szkoleń. Już więcej nigdzie nie pojadę!

- Cześć. Było tak strasznie? - spytał mąż. Usiadłam ciężko.

- Cześć, córeczko.

- Cześć - Malwinka podniosła oczy znad książki bez większego zainteresowania, jakby nie było mnie dwie godziny, a nie trzy dni.

- A gdzie Michał? - spytałam zdejmując buty. - Wyszedł gdzieś?

- Jest u siebie - odrzekł Marek, nie patrząc mi w oczy. Aha. Znów się pokłócili... Zrobiło mi się przykro. Ostatnio coraz częściej zdarzało im się kłócić. Westchnęłam ciężko i poszłam porozmawiać z Michałem.

Reklama

- Już jesteś? - ucieszył się. Usiadłam koło syna na łóżku.

- O co znów wam poszło? Michał wzruszył ramionami i - podobnie jak Marek - odwrócił wzrok.

- O to, co zwykle...

- To znaczy? Zawsze mówisz to samo. Może wreszcie dowiem się prawdy? Dłuższą chwilę syn milczał, w końcu westchnąwszy ciężko powiedział:

- Zawsze, jak wyjeżdżasz, usiłuje mnie wychowywać!

- Chyba już to sobie wyjaśniliśmy...

- Jemu to wyjaśnij! - krzyknął w odpowiedzi Michał. - Niech wychowuje Malwinę! A mnie niech da spokój! Zawahałam się. Byłam potwornie zmęczona, marzyłam o odpoczynku na kanapie, ale należało rozwiązać ten problem teraz. Nie mogłabym zasnąć, wiedząc jak pogłębia się nienawiść pomiędzy nimi.

- Markowi nie o to chodzi, żeby cię wychowywać, nie chce zastąpić ci ojca.

- Kiedy ciebie nie ma, on tylko czeka na pretekst, żeby mnie musztrować! I tylko mruczy: "Gdybym ja był twoim ojcem..."

- Porozmawiam z nim, ale ty też spróbuj go zrozumieć. Nie musisz go kochać, ale odnoś się do niego z szacunkiem...

- On nie zasługuje na mój szacunek! - przerwał mi syn ze wzburzeniem.

- Jak możesz tak mówić? - zdenerwowałam się. - Od tylu lat Marek pomagał mi... nam. - Nagle coś mnie tknęło. - O co wam tak naprawdę poszło?

- Powiedział... powiedział, że zrobiłaś błąd, wychodząc za ojca. Że tata cię unieszczęśliwił.

- Co takiego?! - osłupiałam. Tak naprawdę nigdy nie mówiłam Michałowi, jak to było z jego ojcem.

- Jak poznałam twojego ojca, byłam bardzo młoda. On pracował u mojego taty - w zależności od sezonu, albo w tartaku, albo przy wyrębie lasu. I właśnie tam, w letnim domu, obok którego mieścił się tartak, poznaliśmy się. Na początku nie zwracałam na niego uwagi, zresztą widywałam go rzadko, tylko w porze posiłku, kiedy razem ze wszystkimi przychodził jeść. Zaczęłam mu się przyglądać dopiero, kiedy jedna z dziewczyn z gospodarstwa powiedziała mi, że podobno on kocha się we mnie. Wiesz, tak z ciekawości. Nie było mi wolno rozmawiać z pracownikami, ale rodzice często gdzieś jeździli i nudziłam się śmiertelnie, więc chodziłam wszędzie i ze wszystkimi się przyjaźniłam. Coraz częściej zaczęłam chodzić do tartaku. Intrygował mnie ten Arek, chociaż w pewnym momencie zaczęłam podejrzewać, że z tą jego miłością to bujda, bo on zupełnie unikał mojego wzroku i jakoś tak wcale nie starał się do mnie zbliżyć. W końcu to ja się zakochałam. I zaczęło się. Oczywiście długo wszystko ukrywaliśmy, ale w końcu uznałam, że nie chcę tak żyć. Chciałam, by wszyscy wiedzieli, jak nam jest cudownie razem. Nie potrafiłam już sobie wyobrazić życia bez niego. Ale rodzice tego nie zrozumieli...

- I co? Jak to się stało, że w końcu wzięliście ślub? - dopytywał się Michał, kiedy urwałam, żeby obetrzeć łzę.

- Słuchaj dalej. Oczywiście, dziadkowie natychmiast wyrzucili Arka z pracy, a mnie wysłali do Warszawy. Cały czas byłam pilnowana. Nigdzie nie mogłam ruszyć się sama. Nie wychodziłam, prawie nie jadłam... Chciałam ze sobą skończyć. Moje życie bez niego nie miało sensu.

- No, ale się nie zabiłaś... - powiedział.

- Nie zabiłam się, bo... - urwałam, zastanawiając się, na ile siedemnastolatek może zrozumieć takie sprawy.

- Byłam w ciąży - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie i pogłaskałam syna po głowie. - Spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i uciekłam. Na szczęście dla mnie zaczął się rok akademicki i już pierwszego dnia, po pierwszym wykładzie uciekłam. Pojechałam do domku letniego. Wiedziałam, że Arek mieszkał gdzieś w tamtej okolicy. Udało mi się go znaleźć. Czy wiesz, że on przez wiele dni stał pod moim domem, by chociaż przez okno mnie zobaczyć? - znów poczułam spływającą łzę.

- I co było dalej? - spytał Michał.

- Arek uparł się, żeby wszystko zrobić po bożemu, czyli powiedzieć rodzicom i wziąć ślub... Pojechaliśmy do domu. Nie będę ci opowiadać, co przeżyłam podczas tej rozmowy... Ojciec nie chciał słyszeć o Arku i koniec końców stanęło na tym, że mogę sobie robić, co zechcę, ale oni nie chcą mnie widzieć i wydziedziczają mnie definitywnie. Miałam gdzieś ich pieniądze! Arek zapytał mnie wtedy, czy nie żałuję. Nie żałowałam. Nie wyobrażasz sobie, jaka byłam szczęśliwa. Niepotrzebne mi były luksusy, jakie miałam w domu rodziców. Niczego mi nie brakowało. Jak skończyłam dwadzieścia jeden lat, dostałam spadek po babci, bo taka to była rodzinna tradycja, że dopiero po ukończeniu tego wieku mogłam tym spadkiem rozporządzać. Zamyśliłam się. Tamte pieniądze bardzo nam pomogły, ale jakby ich nie było, też dalibyśmy sobie radę.

- Wiesz, że to tata zawsze wstawał w nocy, kiedy płakałeś? Przynosił cię do łóżka, a jak już cię nakarmiłam, nosił cię na rękach, dopóki nie zasnąłeś. Czasami kilka godzin, mimo że rano musiał wstać do pracy - westchnęłam z czułością. Zauważyłam, że Michał ma w oczach łzy.

- Mnie też nosił na rękach. Przynosił mi kwiaty, czekoladki... Pamiętasz, jaki był?

- Niewiele, ale... Pamiętam, że był dobry.

- Był dobry. Był cudownym mężem i bardzo dobrym ojcem. I nikt nie ma prawa mówić, że było inaczej! Pozwoliłam łzom spłynąć z całą mocą, bo nie miałam już siły ich powstrzymywać.

- To dlaczego wyszłaś za Marka?- spytał. - Przecież on jest inny...

Zastanowiłam się.

- Wyszłam za niego, bo był przy mnie, kiedy najbardziej potrzebowałam wsparcia... Wiedział, że nie pokocham go tak, jak twojego ojca. Mimo to chciał się ze mną ożenić. Właściwie to wyszłam za niego z rozsądku.

- Nie kochałaś go? - spytał Michał.

- No, nie do końca. Na swój sposób go kochałam. Kiedy Arek zginął w wypadku, zostałam sama. Zawalił się cały mój świat. Musiałam jednak żyć dalej, miałam ciebie i dla ciebie musiałam żyć. Ale było mi bardzo ciężko. Nagle pojawił się on. Pomagał mi we wszystkim, załatwiał sprawy, o których nie miałam pojęcia. Byliśmy przyjaciółmi, aż on oświadczył mi się. Na początku nie zgodziłam się. Powiedziałam mu wprost, że go nie kocham. Nie na tyle, żeby tworzyć szczęśliwy związek.

- Ale w końcu się zgodziłaś?

- Tak. W końcu to zrobiłam. Michał zamyślił się. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo. Wzięłam go za rękę i powiedziałam:

- Mogę ci tylko powiedzieć, że twój ojciec był największą miłością mojego życia. I bez względu na to, co kto ci powie - dzień, w którym się poznaliśmy, był najszczęśliwszym w moim życiu. Tak jak dzień twoich narodzin... I nigdy, nawet przez moment nie żałowałam tego wszystkiego. Gdybym mogła cofnąć czas, wszystko przeżyłabym tak samo... Syn przytulił się do mnie. Zauważyłam, że z wiekiem robił się coraz bardziej podobny do swojego ojca. Bałam się chwili, kiedy się usamodzielni i odejdzie. Przypomniałam sobie tamtą chwilę, kiedy usłyszałam, że Arek nie żyje. Jak mówił policjant - nie wyrobił się na zakręcie i uderzył w drzewo. A przecież zawsze jeździł ostrożnie... Dopiero wiele lat później dowiedziałam się, że tuż przed wypadkiem rozmawiał o czymś z moim ojcem. To dlatego jechał za szybko... Poklepałam syna po ręce i wyszłam z jego pokoju. Usiadłam obok męża. On objął mnie ramieniem i spytał:

- Rozmawialiście?

- Rozmawialiśmy - odrzekłam. - Z tobą też muszę pogadać. Okazja do rozmowy nadarzyła się dopiero w sypialni, kiedy kładliśmy się spać.

- Powiedz mi prawdę. Co powiedziałeś Michałowi?

- Nie rozumiem. Co masz na myśli? - zdziwił się Marek.

- Jest bardzo wzburzony tym, co od ciebie usłyszał. Chcę tylko wiedzieć, co mu powiedziałeś...

- Nie pamiętam dokładnie. Kłóciliśmy się - mąż próbował mnie zbyć.

- Podobno błędem było moje małżeństwo z Arkiem. I że przez niego byłam nieszczęśliwa. Chcę wiedzieć dokładnie, co mu powiedziałeś. Może cię źle zrozumiał? - mówiłam to wolno i wyraźnie. Słyszałam swój własny, zimny głos...

- Kochanie... Wiesz przecież, że nie odważyłbym się powiedzieć czegoś takiego. Nawet gdybym tak myślał... - bronił się.

- Więc wymyślił to sobie?

- Nie wiem, chyba tak!

- O co więc się kłóciliście? - drążyłam. Marek nie odpowiedział od razu.

- O to, że on mnie olewa. Na każdym kroku pokazuje, że ma mnie gdzieś! I słowa nie można mu powiedzieć, bo natychmiast krzyczy: nie jesteś moim ojcem!... Westchnęłam ciężko. Przez trzynaście lat było dobrze. Żyli w zgodzie i lubili się. Marek uczył Michała jeździć na rowerze, grał z nim w piłkę, chodzili na mecze.

- Przyznaj się, powiedziałeś mu to?

- Mówię ci, że nie pamiętam dokładnie.

- A niedokładnie?

Niespodziewanie mąż się zdenerwował.

- O co ci chodzi?! Może to wszystko moja wina? Cały czas mam przymykać oko na to, co on wyprawia?!

- Nie krzycz! Wcale tak nie powiedziałam. Próbuję zrozumieć, co tu się dzieje! Marek nie odpowiedział. Nagle wstał i wyszedł. Byłam pewna, że poszedł do swojego gabinetu i pewnie spędzi noc na kanapie. Nie zamierzałam go przepraszać. Położyłam się do łóżka z nadzieją, że wreszcie odpocznę. To był jakiś koszmar! Cały ten dzień... Nie mogłam jednak zasnąć. Wróciły do mnie wspomnienia tych szczęśliwych lat z Arkiem. Spacery po lesie, zimowe wieczory przy kominku, zabawy kolejką elektryczną. Nagle przypomniały mi się słowa mojej kuzynki, które wyrzekła do mnie wiele lat temu:

- Rozumiem, że cierpisz, bo bardzo go kochałaś. Ale on nie wróci. Twoje łzy nie wrócą mu życia, a ty musisz żyć dalej. Masz syna. Może jeszcze nie kochasz Marka, ale pokazał ci, że możesz na niego liczyć. On cię kocha! Daj mu szansę. I sobie. Możesz jeszcze być szczęśliwa. Czy rzeczywiście byłam z nim szczęśliwa? Oczywiście, że tak. Kiedy to sobie uświadomiłam, wyskoczyłam z łóżka i poszłam do Marka. Siedział na kanapie, bezmyślnie gapiąc się przed siebie.

- Marek - powiedziałam. - Ja ciebie o nic nie oskarżam. Porozmawiajmy spokojnie.

- Po co? Przecież ty i tak wierzysz jemu. Nie ma znaczenia, co ja powiem.

Osłupiałam. Mój mąż nigdy się nie zachowywał w ten sposób. Położyłam rękę na jego dłoni i spokojnie powiedziałam:

- To nieprawda. Wysłuchałam wersji Michała, teraz chcę poznać twoją. Ale ty się wykręcasz! I co ja mam o tym myśleć?

- Dobrze! - zgodził się w końcu Michał.

- On ciągle przypomina mi, że nie jestem jego ojcem i dla niego i ciebie jestem nikim... Dlatego powiedziałem to o Arku... - wyznał ze skruchą.

- Jak mogłeś?! - zmroziło mnie.

- Nie wiem... A właściwie, wiem. Cały czas żyję w cieniu Arka! Mam już dość ciągłych starań o to, byś pokochała mnie choć trochę! Ja wiem, że często o nim myślisz, chociaż wcale o tym nie mówisz... "Skąd on to wiedział?", myślałam w popłochu. Nagle zauważyłam, że w jego oczach pojawiły się łzy.

- Odkąd cię poznałem, czułem się, jakbym wygrał los na loterii. Wydawało mi się, że potrafię dać ci szczęście. A ten smarkacz mówi mi, że jestem niepotrzebny...

Zakręciło mi się w głowie.

- Kochanie - powiedziałam. - Być może nie dałam ci tego odczuć. Nie mówiłam o tym, ale gdybym cię nie kochała, nie urodziłabym ci córki. Odeszłabym od ciebie dawno temu. Wiedz, że za każdym razem, kiedy wracam do domu, dziękuję Bogu, że ty w nim jesteś. I czekasz... Przytuliłam się do Marka i pocałowałam go. I wtedy on odwzajemnił mój uścisk.

- Chodź! - powiedziałam, wstając i pociągnęłam go za rękę. - Pora spać! Kiedy Marek zasnął, wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Wzięłam torebkę. Wyjęłam z niej portfel, gdzie obok zdjęcia Marka była fotografia Arka. Popatrzyłam na jego uśmiechniętą twarz i rozpłakałam się. Wyjęłam zdjęcie pierwszego męża i przycisnęłam je do serca. Myślałam, że gdziekolwiek teraz jest, będzie wiedział, że nigdy nie przestałam go kochać. Potem położyłam się obok Marka. Przytuliwszy się do niego, zasnęłam. Tej nocy śnił mi się Arek. Uśmiechał się tak samo, jak na zdjęciu. We śnie wyciągnęłam do niego ręce, prosząc by został ze mną. On jednak pokręcił głową:

- Pamiętasz? Obiecałaś mi, że choćby nie wiem, co się stanie, będziesz szczęśliwa. Dlaczego więc płaczesz? Obudziłam się z bijącym sercem, uświadamiając sobie, że to tylko sen. Kiedy rano krzątałam się w kuchni, przyszedł Michał i cmoknął mnie w policzek.

- Przepraszam, mamo - powiedział.

- Za co, synku? - spytałam cicho.

- Nie chciałem robić ci przykrości. Spróbuję jakoś dogadać się z Markiem...

- Naprawdę?! - ucieszyłam się. I faktycznie, od kilku dni moi panowie nie kłócą się. Marek nie krytykuje Michała, a Michał stara się być posłuszny. Nie wiem, jak długo potrwa ta sielanka, ale wygląda na to, że syn i ojciec dogadali się. Tak, teraz to już jestem szczęśliwa.

Ewa Z., 39 lat

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy