Reklama

Pomysłowy jak... złodziej

Detektywem sklepowym zostałem właściwie z przypadku. Po maturze nie bardzo wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. W końcu poszedłem na kurs pracownika ochrony. Po ukończeniu go i otrzymaniu licencji przez kilka miesięcy pracowałem w dużej sieci handlowej jako ochroniarz, potem ukończyłem kolejny kurs i mogłem pracować z bronią palną.

W końcu zostałem detektywem sklepowym w dużej sieci handlowej. Całymi dniami chodzę między półkami i udaję klienta. Niby coś kupuję, a w rzeczywistości obserwuję, czy ludzie nie próbują czegoś ukraść.

A jest na co patrzeć, bo w sklepach kradną wszyscy, od małolatów zwijających batoniki, po nobliwie wyglądające starsze panie, które wkładają do swoich małych torebek różne przedmioty. Potem, złapane przez kasjerkę lub pracownika ochrony, tłumaczą się, że włożyły przecier pomidorowy do torebki zamiast do koszyka przez roztargnienie lub sklerozę. Niektóre spuszczają oczy i grzecznie płacą, inne awanturują się i ubliżają ochroniarzom. Wykrzykują, że więcej do tego obrzydliwego sklepu nie przyjdą, choć oczywiście za kilka dni pojawiają się ponownie i znów usiłują coś ukraść. Wiele z nich doskonale znamy z widzenia. Niektóre robią to z autentycznej biedy i tych jest nam żal. Inne chyba chcą przeżyć dreszczyk emocji, chcą, aby w ich codziennym bezbarwnym życiu coś zaczęło się dziać. Jeszcze inne sprawiają wrażenie osób z zaburzeniami psychicznymi. Galeria złodziei sklepowych jest bardzo szeroka, a motywów, którymi kieruje się przynajmniej część z nich, prawdopodobnie nigdy nie poznamy.

Reklama

Niedawno w moim hipermarkecie zakonnica chciała ukraść słodycze o wartości pięciuset złotych! Zatrzymana przez ochronę sklepu tłumaczyła, że to dla dzieci ze świetlicy, którą siostry prowadzą w biednej części miasta. Kilka miesięcy temu ksiądz usiłował wynieść aparat cyfrowy. Tłumaczył ochroniarzowi, że chciał zrobić zdjęcia na festynie. Z kolei pewien policjant próbował zwinąć markowe kosmetyki, potem wyjaśniał, że zrobił to, żeby sprawdzić, czy ochrona sklepu zachowuje należytą czujność i po sprawdzeniu zamierzał oddać towar.

Najczęściej łupem złodziei padają właśnie markowe kosmetyki, słodycze i alkohole. Swój sposób na kradzież słodkości mają nawet kilkuletnie dzieci. Wyjmują z opakowań zbiorczych wafelki i jedzą je, chodząc po sklepie. Bardziej odważni potrafią wziąć sok lub butelkę coli i wypić między regałami. Kiedy zatrzymujemy takie dzieciaki, te siedmio-ośmiolatki twierdzą, że niczego nie ukradły. Dopiero zapis kamer wideo powoduje, że przyznają się do kradzieży. Niektórzy wezwani przez nas rodzice mówią najczęściej, że nic się przecież nie stało, a od braku kilku batoników i butelek coli sieć handlowa nie zbiednieje. Zdarzają się też rodzice, którzy kradną razem z dziećmi. Kiedyś matka ubrała swojej czteroletniej córce spodnie i buty,

a stare rzeczy zostawiła w przebieralni i usiłowała wyjść ze sklepu. Bardzo się zdziwiła, gdy bramka zaczęła piszczeć, bo metki również oderwała. Nie wiedziała tylko, że w odzież wszyte są specjalne zabezpieczenia. Przez kilkadziesiąt minut wmawiała nam, że rzeczy należą do jej córki i zostały kupione wiele miesięcy temu. Tę samą wersję przedstawiła policjantom, którzy przyjechali spisać jej dane personalne. Niektóre złodziejki pakują ukradziony towar do wózków dziecięcych, licząc na to, że nikt nie będzie przeszukiwał wózka ze słodko śpiącym maleństwem. Są złodzieje, którzy drobne przedmioty owijają w aluminiową folię, licząc na to, że w ten sposób oszukają system alarmowy. Nic z tego, numer z folią aluminiową jest tak samo nieskuteczny, jak wieszanie płyty kompaktowej na wewnętrznym lusterku samochodu w przeświadczeniu, że w ten sposób radar nie zarejestruje przekroczenia prędkości. Jeszcze innym złodziejskim patentem jest przyklejanie cen z tańszych towarów na droższe. Najczęściej stosują go złodzieje drogiego sprzętu AGD. Ostatnio elegancki pan usiłował w ten sposób ukraść ekspres do kawy. Na pudełko nakleił cenę z kodem kreskowym znacznie tańszego ekspresu. Kiedy kasjerka wykryła oszustwo, tłumaczył, że cena na pudełku była naklejona już wcześniej. Tej wersji trzymał się także w chwili zatrzymania przez policję. Sprawa była poważna, bo zmiana ceny na towarze karana jest jak fałszerstwo. O ile drobna kradzież - do 250 złotych - to zwykłe wykroczenie, o tyle fałszerstwo traktowane jest jako przestępstwo ścigane przez prokuraturę.

Hipermarket to obraz społeczeństwa skupiony w soczewkach dziesiątek kamer zainstalowanych w każdym dużym sklepie. Pomysłowość ludzka w dążeniu do pozyskania upragnionej rzeczy jest niewyobrażalna. Finezja i pomysłowość złodziei przeplatają się ze zwykłą bezczelnością, cwaniactwem i głupotą.

Ostatnio zdarzyła się rzecz, która nawet najstarszych ochroniarzy wprawiła w osłupienie. Pewna elegancka para w średnim wieku kupiła dużą puszkę z farbą olejną. Do tej puszki włożyła elektryczną wiertarkę! I usiłowała wyjść ze sklepu, płacąc oczywiście tylko za farbę. W jaki sposób zamierzali w domu oczyścić wiertarkę z farby, by ją następnie uruchomić, tego niestety nam nie powiedzieli. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że pan był emerytowanym dyrektorem jednego ze znanych w mieście liceów, a pani emerytowaną urzędniczką i byłym ławnikiem w sądzie.

No cóż, chciwość i głupota nie znają granic. Dlatego zabawa w policjantów i złodziei trwa od zarania ludzkości i pewno trwać będzie jeszcze bardzo długo. Ostatnio z kolegami zadaliśmy sobie pytanie, co wynoszą z naszego sklepu klienci, których nie udało nam się złapać.

- Słuchajcie, może lepiej tego nie wiedzieć... - powiedział, uśmiechając się filozoficznie, kierownik zmiany.

Darek J., 27 lat

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy