Reklama

Szalona kursantka

To był cholernie męczący dzień. Nie dość, że byłem mocno przeziębiony, to jeszcze ta paskudna mżawka. Ale nie było zlituj się. Na szczęście miałem jeszcze tylko jedną osobę do przeegzaminowania.

Marzyłem o ciepłym łóżku, gorącej herbacie i śnie... "Kto uczy tych ludzi jeździć?!", złościłem się. Młody facet, którego właśnie egzaminowałem, jeździł jak przysłowiowa baba.

- Przykro mi, ale nie mogę panu zaliczyć tej jazdy - orzekłem, ciężko wzdychając. "Boże, co za dzień!". Spojrzałem na zegarek. "Jeszcze czterdzieści cholernych minut i w końcu pojadę do domu".

- Dzień dobry - usłyszałem głos jakiejś dziewczyny. Miała na imię Weronika.

- Dzień dobry - odpowiedziałem.

Weronika wsiadła, poprawiła lusterka, przesunęła fotel do przodu.

Reklama

- No dobrze, jedziemy - powiedziałem.

- Proszę skręcić w lewo i potem włączyć się do ruchu na rondzie.

Skinęła głową, pewnym ruchem zmieniła biegi, przyhamowała i zaciągnęła ręczny hamulec na wyjeździe z ośrodka. Widać było, że nie boi się auta, i dlatego musiałem pilnować wszystkich jej manewrów.

Zbliżaliśmy się do przejścia dla pieszych. Weronika zahamowała i czekała, aż kobieta z dzieckiem przejdą na drugą stronę. Kiedy były w połowie pasów, zza naszego auta wyjechał czarny samochód i potrącił kobietę. Chciałem wysiąść z auta i pomóc tej kobiecie, ale nie zdążyłem, bo nagle szarpnęło mną i dosłownie wbiłem się w fotel. Weronika ostro ruszyła.

- Co pani robi?! - krzyknąłem.

- Łapię pirata drogowego! - odpowiedziała, szybko zmieniając biegi.

- Zaraz będzie czerwone światło! - próbowałem ją ostrzec, ale ona niemalże przeleciała przez skrzyżowanie. - Niech się pani zatrzyma!!! - byłem wściekły.

- A pan niech lepiej dzwoni po pogotowie i policję - odparła rzeczowo.

Szybko wybrałem numer 112 i zgłosiłem potrącenie. Podałem miejsce zdarzenia. Powiedziałem, że jedziemy za sprawcą wypadku.

- Jedziemy w kierunku obwodnicy - poinformowałem dyżurnego policjanta, który odebrał telefon.

- Cholera! - usłyszałem i poczułem, jak nasze auto znów gwałtownie przyspiesza.

- Kto panią uczył jeździć?! - zapytałem wściekły.

- Ojciec, bracia, instruktor - odpowiedziała, wymijając samochód, który goniła. Nagle zahamowała. Kierowca czarnego auta zatrzymał się w ostatniej chwili. Dziewczyna wyskoczyła z auta i dopadła do drzwi tego kierowcy.

- Co pani robi?! - krzyknąłem. - Zaraz tu będzie... - nie zdążyłem dokończyć, bo to, co zobaczyłem odebrało mi mowę.

Z auta od strony pasażera wyskoczył jak z procy młodzieniec, który prowadził auto. Dziewczyna rzuciła się za nim w pogoń. Była niezła, to trzeba jej przyznać. Po chwili chłopak leżał na ziemi - podcięła mu nogi i ten runął jak długi. Obezwładniła go wykręcając mu ręce. Podbiegłem do nich.

- Czego chcesz ode mnie? Puść mnie, głupia suko! - krzyczał do niej. - Słyszysz, kretynko! - krzyczał, szamocząc się.

- Ej, kawaler, jak się odnosisz do kobiety?! - zwróciłem mu uwagę.

- Puśćcie mnie! Nic wam nie zrobiłem!!! Mój ojciec was załatwi!!!

- No, już się boję - zakpiła dziewczyna. - Najpierw niech znajdzie dobrego adwokata, bo za potrącenie i ucieczkę z miejsca wypadku jak nic czeka cię więzienie, cwaniaczku! - dorzuciła.

- Załatwię cię, zobaczysz, już nie żyjesz! - groził jej.

- Uspokój się! - krzyknąłem. - Nie pogarszaj sytuacji.

- Ciebie, ćwoku, też załatwię. Masz to jak w banku! - odgrażał się chłopak.

Na szczęście po chwili zjawili się policjanci z drogówki. Powiedzieliśmy, co się stało. Zabezpieczono auto sprawcy wypadku, a jego zabrano na komisariat.

Wsiedliśmy z dziewczyną do samochodu.

- Egzamin z postawy obywatelskiej zdała pani celująco, ale z jazdy musi pani powtórzyć - złamała pani kilka przepisów. Przykro mi - uśmiechnąłem się do niej.

- W porządku, rozumiem - wzruszyła ramionami. - Trudno, mam nadzieję, że nie wypuszczą go. Takim jak on to trzeba dożywotnio odbierać prawo jazdy i rekwirować samochody!

- Podzielam pani zdanie.

- Następnym razem zda pani śpiewająco. Świetnie pani jeździ - powiedziałem z uznaniem.

- Dziękuję.

- No to wracamy do ośrodka, ale bez szaleństw, proszę - dodałem, uśmiechając się do niej ciepło.

Jak się dowiedziałem, kobieta, którą potrącił ten młody kozak, miała złamaną nogę i pęknięty obojczyk, dziecku, na szczęście, nic się nie stało.

A Weronika? Zdała egzamin miesiąc później. Dowiedziałem się, że uczy się w liceum o profilu policyjnym... Będzie dobrą policjantką.

Damian K., 47 lat

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy