"Ty stary zbereźniku"
Ostatnie dwa tygodnie tegorocznych wakacji spędziłam u moich ukochanych dziadków na wsi. Od kilku lat są na emeryturze, nie pracują na roli, bo i sił już nie mają tyle, co kiedyś.
Zostawili sobie mały zagon ziemi, na której sadzą dla siebie ziemniaki i warzywa. Hodują kilka kurek, kaczek, trzymają jeszcze mleczną krowę, która daje najlepsze mleko na świecie. Każdego wieczora czekam na szklankę ciepłego mleka z pianką od Mućki. Do tego babcia dorzuca mi pajdę swojego domowego chleba. Niebo w gębie...
Pewnego wieczora siedziałam sobie w kuchni przy stole, popijałam mleko i przysłuchiwałam się rozmowie babci z dziadkiem, którzy siedzieli na ławeczce pod otwartym oknem.
- Trza bedzie sypnąć groszem - usłyszałam tubalny głos dziadka Tośka.
- Ano. Ino skąd nabrać tych piniędzów? - odparła babcia. - Z tego ogryzka ziemi?
- Może by my nie poszli na to weselisko? - zagadnął dziadek.
- Taa, jak nie pójdziesz, to cie zara wszystkie na języki wezmą i od sknerusów wyzwą. Trza ci tego?
- Jak nie urok, to wesele! Psia krew! - zaklął szpetnie dziadek i umilkł. - Ja ci tam mówie, że z tego nic nie bedzie - odezwał się dziadunio po chwili milczenia.
- A czego tak mówisz? - zagadnęła zaciekawiona babcia.
- Ty widziałaś tego całego pana młodego? Ja jakbym miał taką twarz, tobym na niej siedział - zachichotał dziadek.
- No, prawda, on cuś takiej zasranej maści - zawtórowała mu babcia.
- Ta Hanka to oczów nie ma, czy co?
- Miłość i sraczka przychodzą znienacka - odparła filozoficznie babcia.
O mało nie zakrztusiłam się mlekiem.
- Ciekawe, co im tak się spieszy z tym ślubem? Ledwo go poznała, a już do ołtarza go ciągnie...
- Może zaciążyła?
- Z takim kurduplem?!
- Kurduplem?
- Co się głupio pytasz?! No kurdupel wzrostu siedzącego psa.
Dziadek zaśmiał się.
- A ty czego tak rechoczesz? - zapytała babcia.
- No bo jak se pomyśle, jak on do niej doskakiwał...
- Ty stary zbereźniku! - ofuknęła go babunia.
- Oj, znalazła się święta. Co, już zapomniałaś, jak my na sianie...
- Cicho być, bo kto jeszcze usłyszy! - syknęła babcia.
- A może by my tak...
- A tobie co? Na amory wzieło?! Do roboty byś sie jakiej wzioł, a nie mi tu o pierdołach gadał! - nakrzyczała na niego rozzłoszczona babcia.
- A ty nie bądź taka mądra, bo głupich zabraknie - odciął się dziadek.
- O, znalazł się fizjolog jeden! - babcia nie była mu dłużna.
- Kobito, kobito... Co ja się z tobą mam...
- Widziały gały, co brały! - odparowała mu na to i wstała z ławki.
- Ano widziały, widziały - dziadek objął ją i pocałował.
I zawsze tak kończyły się te ich wieczorne rozmówki: dogadywaniem i przekomarzaniem się. Ale żyć bez siebie nie potrafią. Są najfajniejszą parą, jaką znam.
Maria M. 25 l.