Reklama

Uwodzić potrafisz czarująco

Nie chciałam iść na randkę z Arkiem, więc chłopak zadziałał na mnie... magią.

1 października

Mam go już dość. Łazi za mną wszędzie i wciąż pyta, kiedy się umówimy.

- Arek, czy ty nie rozumiesz, że nie mam ochoty na spotkanie z tobą? - powiedziałam w końcu.

- To się jeszcze okaże. Już ja mam swoje sposoby... - dodał tajemniczo. "Niedoczekanie twoje!", pomyślałam.

6 października

Dzisiaj w pracy przekonałam się, co to za "sposoby". Rano znalazłam na biurku pudełeczko obite czerwonym atłasem, a w nim... jakieś suche zielsko!

- Co to niby ma być?! - skrzywiłam się, a koleżanki rzuciły się, by popatrzeć.

Reklama

- Pachnie ładnie - stwierdziła Julka.

- Może to narkotyk? - zasugerowała Patrycja.

- Nie jedz tego czasami!

- Kobieto! - westchnęłam. - Przecież nawet nie wzięłam tego do ręki! Jak mam to jeść? Uspokój się trochę!

- Nie próbuj też pić... - dodała.

- To co mam z tym zrobić?! - zdenerwowałam się.

- Nic - rozległ się wtedy głos Arka, który wszedł nie wiadomo kiedy.

- Już się stało, co się miało stać! Teraz nie opędzisz się od myśli o mnie...

- Na pewno - popukałam się w czoło. Ale on tylko tajemniczo się uśmiechał. Idiota!

7 października

Chryste! Nie dość, że myślałam o nim przez całe wczorajsze popołudnie (to znaczy raczej obmyślałam strategię pozbycia się go raz na zawsze), to jeszcze potem mi się przyśnił!

- Dziewczyny, to działa! - szepnęłam więc do koleżanek, kiedy tylko zjawiłam się w biurze. - Opętał mnie!

- Boże! - jęknęła Pati. - I co teraz?

- Nie wiem - westchnęłam. - We śnie to ja łaziłam za nim krok w krok...

- To dobry znak! - stwierdziła Julka. - Sny interpretuje się na odwrót.

Odetchnęłam z ulgą. Ale już za moment spotkałam Arka przy automacie z kawą i chwilę potem, gdy zeszłam do sklepiku po rogalika, on już tam był. Śledziłam go, prawie jak we śnie! Czyli to tajemnicze ziele działa! O rany...

8 października

To muszą być czary! Rano spotkałam Arka w windzie, która chwilę po ruszeniu stanęła między piętrami.

- Co się dzieje?! - zdenerwowałam się.

- Awaria - rzucił obojętnie Arek.

- Napraw ją! - zażądałam.

- Ale jak? Mogę tylko nacisnąć dzwonek alarmowy, może ktoś usłyszy.

Czekaliśmy. Minutę, dwie, trzy, pięć... Robiło mi coraz bardziej duszno.

- Zaraz zwariuję! - ostrzegłam Arka i zaczęłam walić pięściami w drzwi.

- Uspokój się - powiedział łagodnie. - Szamocząc się, zużywasz dużo więcej tlenu. 

Usiadłam bezradnie na podłodze, a on obok mnie. I zaczął mówić. Opowiadał historie ze swojego dzieciństwa - tak pięknie, tak uspokajająco, że mogłabym słuchać go godzinami. Ale nagle winda ruszyła z impetem w dół, a potem zatrzymała się na parterze. Byliśmy  wolni!

- Dziękuję! - powiedziałam. - Pomogłeś mi przetrwać te ciężkie chwile.

Uśmiechnął się, a ja poczułam nieoczekiwany przypływ ciepłych uczuć. Ale potem szybko się otrząsnęłam...

13 października

Parę dni był spokój. To znaczy i tak myślałam o Arku, jego czarach i o tym, co się jeszcze wydarzy, ale nie działo się nic. Do dzisiaj... Po pracy wychodziłam na parking, kiedy dogonił mnie mój adorator.

- Jedziesz do domu? - spytał.

- Tak - potwierdziłam.

- A może przedtem wpadlibyśmy gdzieś na kawę? - zaproponował.

- Przykro mi, ale spieszę się - odmówiłam, po czym wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyk i w tym samym niemal momencie rozległ się okropny huk. Wyskoczyłam z auta.

- Co to było?! - spytałam Arka wpatrującego się w mój samochód.

- Niedobrze się stało - odparł. - Już tym autem nie pojedziesz. Nastąpiła eksplozja płynów - ocenił fachowo.

- Eksplozja płynów? - powtórzyłam, bo nigdy o czymś takim nie słyszałam.

- I co ja teraz zrobię?! - jęknęłam.

- Spieszysz się, prawda? - spytał, a ja potwierdziłam.

- Wobec tego odwiozę cię, a potem zajmę się twoim autem. Daj mi kluczyki. Nie chciałam się zgodzić, ale on był uparty. W końcu mnie odwiózł.

- Będę za dwie godzinki!

Wrócił ubrudzony smarem, zmęczony. Ale naprawił moje auto! Z wdzięczności zaprosiłam go na kolację. Nie odmówił...

17 października

Arek faktycznie musiał mnie tymi ziołami omamić, Bóg jeden wie, jakie jeszcze czary zastosował, ale do dziś sytuacja wyglądała tak: natykałam się na niego na każdym kroku, myślałam o nim niemal ciągle, a co gorsza, coraz częściej z jakimś sentymentem... A przecież ja go nawet nie lubię! To wszystko dzieje się mimo mojej woli. W dodatku dziś jeszcze to! Szef rozdzielił nam nowe projekty. Jeden projekt na dwie osoby. Nagle wyczytał:

- Agata i Arek ... Znowu ja i on?! Znowu razem?! Czary i magia - tylko tak da się to wyjaśnić!

19 października

Siedzieliśmy nad projektem do późna. Muszę przyznać, że praca z Arkiem to sama przyjemność. Ma głowę pełną pomysłów, jest inteligentny, błyskotliwy... Matko Boska, co ja gadam! Idę wziąć prysznic!

23 października

Skończyliśmy naszą wspólną pracę. Poszliśmy z tej okazji na drinka. Zrobiło się miło, luźno i przyjemnie. Na tyle, że odważyłam się wreszcie szczerze porozmawiać z Arkiem.

- Słuchaj - zaczęłam. - Dałeś mi te zioła... No i one mają pewne działanie...

- Czujesz je?! - ucieszył się.

- Skąd! - zaprzeczyłam szybko, ale zaraz się poprawiłam. - Trochę... A poza tym dzieją się wszystkie te dziwne rzeczy. Ciągle się spotykamy, ty mi pomagasz, nawet szef nas sparował! Tego już nie można nazwać przypadkiem. Coś w tym jest, działa jakaś moc. I myślę, że ty wiesz jaka. I potrafisz to odwrócić. Bardzo cię więc proszę, żebyś to zrobił - dokończyłam.

- Naprawdę tego chcesz? - spytał.

- Tak - potwierdziłam.

- W porządku. Wobec tego spotykamy się jutro u mnie - powiedział smutno. Trochę się boję, co ze mną będzie robił. Ale pójdę, chcę żyć jak dawniej! Bez Arka na każdym kroku!

24 października

Teraz to dopiero mnie zaczarował! Jestem kompletnie oszołomiona! Przyszłam, tak jak się umówiliśmy. Otworzył mi drzwi, zaprosił do jadalni, a tam! Róże, róże i róże, wszystkie czerwone. Cicha muzyka, przyciemnione światła. Atmosfera niesamowita!

- To ma mi pomóc? - spytałam.

- Tak - potwierdził.

- Ale najpierw powiedz, dlaczego tak się broniłaś przed randką ze mną?

- Nie chodziło o ciebie. Chodziło o facetów w ogóle. Nie miałam z nimi zbyt miłych przeżyć - wyjaśniłam.

- Aha! A czy po tym wszystkim lubisz mnie bardziej niż kiedyś? - drążył.

- Jasne - przyznałam.

- Ale to się nie liczy. Bo wszystko przez te zioła!

- A gdybym ci powiedział, że te zioła są jedną wielką bujdą? Że to zwykłe suszone chwasty? - spytał.

- Chwasty?! Niemożliwe! - zaprzeczyłam. - A poza tym dlaczego działyby się potem te wszystkie dziwne rzeczy?!

- Usiądź - poprosił i wytłumaczył mi wszystko po kolei, od początku. Najpierw stał przy automacie, bo wiedział, że zawsze rano idę tam po kawę, a potem po rogalika do sklepiku. Dlatego już tam na mnie czekał. Winda była całkowitym przypadkiem. Samochód już nie. Wsadził szmaty do tłumika, stąd wybuch przy ruszaniu - żadna eksplozja płynów. Przydzielenie nas do jednego projektu: Arek poszedł kiedyś do szefa, który akurat tworzył pary, i zasugerował, że ze mną pracowałoby mu się najlepiej...

- Przepraszam, jeśli bardzo cię to wszystko męczyło - dodał na koniec.

- Ale po co?! Po co to wszystko? - pytałam z niedowierzaniem.

- Moja babcia zajmowała się ziołolecznictwem. Wiesz, co czasem robiła? Dawała ludziom zwykłe zioła i mówiła, że to leki. Pomagało, i to jak! Ja zrobiłem z tobą to samo - wyjaśnił.

- Ale mi nie pomogło! - oburzyłam się.

- A czy sądzisz, że bez ziół byłabyś tu dzisiaj? - uśmiechnął się.

- Chciałem tylko, żebyśmy się choć trochę poznali, żebym dostał szansę zaimponowania ci - wyszeptał. - I skoro mówisz, że trochę mnie lubisz... To może umówisz się ze mną na prawdziwą randkę? Teraz, zaraz? Kolacja czeka w piecyku, szampan w lodówce, deser w zamrażarce...

I zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, on już to wszystko kładł na stole. Muzyka grała, róże pachniały... Nie miałam siły zaprotestować. Było mi dobrze... Jeśli więc nie sprawiają tego zioła, to co to może być, że czuję się taka szczęśliwa?!

Julita

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Najpiękniejsze romanse
Dowiedz się więcej na temat: miłość | dziewczyna | praca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy