Reklama

Wielka miłość, wielkie nic

Dzieci śpią, zupa na jutro ugotowana, pranie rozwieszone. Jeszcze tylko uprasuję koszulę dla Tomka i wreszcie będę mogła usiąść do komputera.

Od tygodni co wieczór czekam na tę chwilę. Zawsze lubiłam surfować po internecie, wyszukiwałam przepisy na nowe dania, sposoby na schudnięcie czy tańsze ciuchy na aukcjach. Odkąd założyłam konto na Naszej Klasie, wszystko nabrało szybszego tempa.

Mam 35 lat i jeszcze trzy miesiące temu wydawało mi się, że wszystko, co najlepsze już mnie w życiu spotkało. W policealnym studium spotkałam Tomka. O dwa lata starszy brat mojej kumpeli od razu mi się spodobał. W dodatku grał na gitarze i był zabójczo przystojny... Na jakimś wspólnym ognisku podszedł do mnie i długo rozmawialiśmy.

Reklama

Kiedy pierwszy raz mnie pocałował, wiedziałam, że jestem zakochana. Na trzeciej randce poszliśmy do łóżka. Było całkiem miło, a każdy następny raz był tylko lepszy. Chodziliśmy ze sobą pół roku, kiedy okazało się, że jestem w ciąży.

- Mała, kochamy się, jesteśmy dorośli, a poza tym i tak chciałem ci się oświadczyć - uspokoił mnie Tomek.

Odetchnęłam z ulgą, mężczyzna mojego życia stanął na wysokości zadania. Tylko pierścionek dostałam z cyrkonią, a nie z brylantem, jak marzyłam, bo trzeba było odłożyć pieniądze na pokój dla dziecka.

Po ślubie zamieszkaliśmy z moimi rodzicami. Zajęliśmy jedno piętro domu, mieliśmy dla siebie dwa pokoje, łazienkę i kuchnię przerobioną z przedpokoju. Dzień, w którym urodziła się Martynka był najszczęśliwszy w moim życiu. Miałam wszystko - przystojnego męża, piękne dziecko, mieszkanie. Byłam zadowolona z życia.

Zrezygnowałam z pracy w spożywczaku, żeby zająć się małą. Tomek nieźle zarabiał - otworzyli z kolegą serwis komputerowy i, na szczęście, mieli sporo klientów.

Niestety, w naszym małżeństwie zaczęło się psuć. Całe dnie spędzałam w domu, gotując, zmieniając pieluchy i sprzątając. Tomek dużo pracował, a wieczorami wychodził z kolegami na piwo. Coraz mniej czasu spędzaliśmy razem. Żeby to zmienić, zaczęłam urządzać eleganckie kolacje i stroić się dla niego.

Posiłki przy świecach i dobrym winie przypadły mojemu mężowi do gustu. Przynajmniej raz w tygodniu uprawialiśmy seks. Niestety, któregoś wieczoru wypiliśmy o parę lampek wina za dużo i kochaliśmy się bez zabezpieczenia... Zaszłam w ciążę drugi raz. Kiedy urodziła się Ida, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zaopatrzyłam się w tabletki antykoncepcyjne.

Od tej pory nasze życie zaczęło się toczyć według ustalonego rytmu. Zajmowałam się domem i dziećmi. Znalazłam trochę czasu dla siebie, a wieczorami, gdy dziewczynki słodko spały, my oglądaliśmy filmy w telewizji. Eleganckie kolacje się skończyły, ale nawet dobrze nam było tak razem na kanapie, z herbatą czy z drinkiem. Tylko do łóżka chodziliśmy coraz rzadziej...

No a potem całą moją uwagę zajęła znajomość z portalu internetowego... Pewnego dnia znów zalogowałam się na Naszej Klasie, żeby wrzucić nowe fotki dziewczynek. Otworzyłam stronę mojej klasy z liceum i aż mnie zatkało. Pojawiło się kilka nowych osób, a wśród nich Radek - chłopak, w którym kochałam się po cichu przez cztery lata ogólniaka. Po maturze mój luby wyjechał do Stanów i słuch po nim zaginął.

Obejrzałam dokładnie jego profil. Wrzucił kilka fotek ze starych czasów, zdjęcie psa i motoru. Żadnej żony, dzieci i żadnego aktualnego zdjęcia.

Przez trzy dni biłam się z myślami. Ale po kolejnym wieczorze z Tomkiem i kilku nieskutecznych próbach zwrócenia na siebie jego uwagi, zdecydowałam się napisać do Radka. Tak, z czystej ciekawości, czy odpowie na moją zaczepkę.

"Drogi Radku, pewnie nie pamiętasz Magdy z czwartej ławki, chociaż ja pamiętam cię bardzo dobrze... Jak ci się ułożyło życie na obczyźnie? Nie tęsknisz trochę za koleżankami z liceum?"

Odpisał jeszcze tej samej nocy.

"Piękna Magdo, pamiętam Cię bardzo dobrze. Jak mógłbym zapomnieć dziewczynę, w której kochałem się przez całe liceum? Niestety, zawsze ktoś kręcił się koło Ciebie, a ja nie miałem wystarczająco dużo odwagi, żeby zaprosić Cię do kina albo ukraść chociaż jeden taniec na szkolnej potańcówce. Świetnie, że się odezwałaś.

Co u mnie? Mieszkam w Nowym Jorku i nie cierpię tego wielkiego miasta. W tym miejscu jest pełno smutnych, samotnych ludzi. Na szczęście nie jestem jednym z nich, bo humor wciąż mi dopisuje, ale przyznaję, że samotność czasem mi doskwiera. Jak się domyślasz, kobiety swojego życia nie spotkałem. Ale skoro piszesz, może jeszcze nie jest dla mnie za późno?"

Po tym liście poszło szybko. Flirtowaliśmy ze sobą niemal codziennie, jakbyśmy chcieli nadrobić te wszystkie stracone lata. Co wieczór z niecierpliwością biegłam do komputera. Tomek coraz częściej gdzieś wychodził, mówił, że spotyka się z kolegami albo pomaga szwagrowi w remoncie. Było mi wszystko jedno, co robi, najważniejsze, że miałam spokój.

Z Radkiem wspominaliśmy licealne czasy i nie mogliśmy uwierzyć w to, że nigdy nie byliśmy razem. Mój Romeo pisał, że jest samotny i że czeka na moje słowa przesłane w wirtualnym świecie. Pisaliśmy o naszych pragnieniach i coraz bardziej zanurzałam się w ten świat marzeń. Pragnęłam, aby Radek był "prawdziwy", żebym mogła go zobaczyć, dotknąć. Pewnejnocy odważyłam się i napisałam mu o tym, o czym marzę. Radek nie odpisywał przez trzy dni. "Chyba przesadziłam", pomyślałam. Już miałam napisać jakiś list obracający wszystko w żart, kiedy w końcu się odezwał.

"Moja wymarzona, zasypiam już. Jak co wieczór leżę w chłodnej pościeli i marzę. Tak samo od lat... Marzę, że przychodzisz do mnie, kiedy śpię. Wślizgujesz się pod jedwabne prześcieradło, naga, blada i piękna. Czuję twoje pocałunki, czuję twoją dłoń, która doprowadza mnie do rozkoszy. Czasem pozwalasz mi na więcej. Wchodzę w Ciebie, a Ty cichutko jęczysz albo głośno krzyczysz. Długo, aż świt zagląda do okien. Wtedy uciekasz spłoszona, a ja zastanawiam się, czy to był sen?"

Po tym liście długo nie mogłam usnąć. Leżałam obok Tomka, patrzyłam w sufit i wyobrażałam sobie to wszystko, o czym pisał Radek. Z każdym kolejnym listem posuwaliśmy się dalej. A ja coraz dłużej nie mogłam zasnąć, wyobrażając sobie, jak wyglądałoby moje życie, gdyby Radek nie wyjechał za granicę.

Któregoś wieczoru Radek poinformował mnie, że przyjedzie do Polski. Zaproponował spotkanie: "Będę czekał na Ciebie w barze hotelu Senator. W sobotę o 19."

Przez cały tydzień patrzyłam na moje dzieci i biłam się z myślami. W sobotę poprosiłam mamę, żeby została z dziewczynkami. Tomka nie było, znowu robił jakąś fuchę. Założyłam specjalnie kupioną na tę okazję bieliznę i poszłam na spotkanie z moim internetowym kochankiem.

Cicho weszłam do klubu w Senatorze. Przy barze siedział tylko jeden facet. Gruby, łysy, obleśny, w spranych jeansach i jakiejś koszuli. Odwrócił się nagle, a ja w ostatniej chwili schowałam się za filarem. To był on! Mój Romeo! Mężczyzna, o którym marzyłam przez ostatnie miesiące. Mężczyzna, któremu pozwalałam się wirtualnie pieścić.

Ogrom mojej głupoty wydał mi się nie do przyjęcia. Przypomniałam sobie mojego przystojnego męża, moje wspaniałe dzieci i szybko wyszłam z hotelu.

Gdy wróciłam do domu, byłam tak zmęczona własnymi myślami, że marzyłam tylko o tym, żeby zasnąć. W sypialni czekał na mnie Tomek. Leżał w łóżku i patrzył na mnie tak, jakby o wszystkim wiedział. Rozebrałam się szybko i wślizgnęłam pod kołdrę.

- Musimy porozmawiać - powiedziałam.

- Dzisiaj o niczym nie będziemy rozmawiać - odparł mój mąż i zaczął mnie namiętnie całować.

Tłumione uczucia sprawiły, że pragnęłam go jak nigdy dotąd. Ta noc pomogła nam w budowaniu nowego jutra...

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy