Reklama

"Nutrichondria" - dietetyczna paranoja

Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, przywiązujemy wagę do tego, co jemy. Lista produktów, które wykluczamy z codziennej diety, rośnie. Ten trend specjaliści określają mianem "nutrichondrii".

Badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii wskazują, że niemal połowa Brytyjczyków na podstawie samodiagnozy wyklucza ze swojej diety m.in. gluten czy nabiał. Choć według badania niemal połowa respondentów rezygnuje z poszczególnych grup produktów spożywczych, zaledwie 15 proc. osób wykazuje medyczne wskazania dla takiej diety.

Błędne założenia dietetyczne, często powstające na podstawie mylących wiadomości, sprawiają, że coraz więcej ludzi daje się złapać w dietetyczną pułapkę. Aby określić to coraz powszechniejsze zjawisko, specjaliści wymyślili nowy termin "nutrichondria".
Najczęściej na celowniku fanów zdrowego żywienia znajdują się nabiał i gluten. Sprzyja temu również rosnący asortyment produktów zastępczych. Dietetyk Rhiannon Lambert, przyznaje, że obserwuje coraz więcej pacjentów, którzy przekonani o tych nietolerancjach wykluczają ze swojej diety całe grupy produktów spożywczych.

Podkreśla, że takie decyzje podejmowane są na podstawie błędnej samodiagnozy albo sprzecznych informacji pojawiających się w mediach. "W mediach społecznościowych jest coraz więcej niewykwalifikowanych osób, które udzielają anegdotycznych porad. Produkty takie jak nabiał i gluten są najczęściej eliminowane z diety, wynika to z błędnych informacji, że są dla nas szkodliwe, niezdrowe" - podkreśla dietetyk.
Dodaje, że jeśli podejrzewamy, że nasz organizm nie toleruje albo gorzej reaguje na obecność niektórych produktów w diecie, należy zgłosić się do lekarza i wykonać specjalistyczne badania. "Samodiagnoza może prowadzić do pewnych niedoborów żywieniowych, szczególnie, jeśli z diety wykluczamy całe grupy produktów spożywczych" - podkreśla. (PAP Life)

Reklama

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy