Reklama

Co dalej z tobą, Emilko?

Młode mamy tuż po porodzie często odwracają głowę za noworodkiem i pytają, czy aby na pewno wszystko jest z nim w porządku? Wtedy uspokajające słowa personelu medycznego pomagają, ale niepokój o dziecko tak naprawdę nigdy się nie kończy. Zwłaszcza, gdy widzi się, że coś jest nie tak, jak być powinno, a lekarze bagatelizują problem.

Pani Ewelina zauważyła, że jej córeczka odstaje od rówieśników i dużo później zdobywa wszystkie niemowlęce "sprawności". Miała porównanie, bo wiedziała, jak rozwijał się starszy synek, Antoś. Usłyszała od pediatry, że mała jest zdrowa, może tylko troszkę wolniejsza, bo taki już jej "urok", ale wszystko będzie w porządku, więc nie należy jej męczyć badaniami i wizytami u specjalistów. W okolicach pierwszych urodzin dziewczynki okazało się, że obawy mamy były uzasadnione. Emilka nawet nie próbowała chodzić - zamiast tego opierała się na dłoniach i ciągnęła za sobą nogi. To nie były wymysły przewrażliwionej matki, nie dało się dłużej nie zauważać problemu.

Reklama

Fizjoterapeuta potwierdził, że dziecko powinno być rehabilitowane od samego początku. Stracony czas, prawie nie do odrobienia. Diagnoza: asymetria urodzeniowa, mikrosomia (małogłowie), obniżone napięcie mięśniowe, opóźnienie rozwoju. Dodatkowo, Emilka nie mówi. Dlaczego? Nie wiadomo. Są więc uzasadnione obawy, że do tych wstępnych rozpoznań dojdą kolejne.

Nawiasem mówiąc, z niewielką asymetrią urodzeniową (zwaną też ułożeniową) przychodzi na świat niemal każdy noworodek i takie rozpoznanie nie powinno być powodem do paniki. Nie jest to stan groźny, ale nasilony i zbagatelizowany może opóźnić lub uniemożliwić prawidłowy rozwój ruchowy dziecka, tak też stało się w przypadku Emi. Dziś mała pacjentka ma nieco ponad dwa lata, a stan jej rozwoju odpowiada dziecku niespełna rocznemu. Dziewczynka jest dzieckiem trudnym, nieufnym, nie robi tego, co inne maluchy w jej wieku. Nie buduje pierwszych zdań, nie biega, nie chodzi, nie piętrzy klockowych wież, nie układa kolorowych puzzli, nie broi... Jak pisze mama, sukces jest wtedy, gdy Emilka zrozumie proste polecenie skierowane do niej. To wielka radość. I jeszcze większy strach, co będzie dalej?

Cała sytuacja uderza też w Antosia. Chłopczyk nie jest towarzyszem zabaw siostrzyczki, a jej opiekunem. Często zamiast iść do przedszkola przymusowo zostaje w domu, bo przynosi stamtąd wirusy. Emilka łatwo je łapie, a każda choroba czy infekcja to kolejne opóźnienia w rehabilitacji. Codzienność starszego braciszka też jest zatem podporządkowana kłopotom Emi. Ona nie rozumie jego zabaw, nie może w nich uczestniczyć, nawet mu przeszkadza. Kilkulatek siłą rzeczy znajduje się jakby na bocznym torze. Bliscy bardzo by chcieli, aby było inaczej, ale doba jest boleśnie krótka. Zwłaszcza, gdy trzeba dzielić czas między dwoje dzieci, w tym jedno o specjalnych potrzebach. Wszystko to z pewnością uwrażliwia Antosia, ale czy nie za szybko zapoznaje się on z trudną wiedzą o świecie?

Rodzice marzą o tym, aby tego trudu, codziennego mozołu było mniej. Żeby było normalnie. Żeby budząca niepokój swą długością lista diagnoz nie powiększała się o kolejne. Tymczasem rytm codzienności wyznaczają wizyty lekarskie, niekończące się konsultacje, badania, ćwiczenia, terapie, zabiegi.

Roczna kompleksowa rehabilitacja kosztuje niespełna 30 tys. złotych. To dużo czy mało? Z całą pewnością kwota ta jest poza zasięgiem rodziny, dlatego mama Emilki postanowiła poprosić o pomoc ludzi dobrej woli.

Kliknij TUTAJ, aby pomóc.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy