Reklama

Gdy mięśnie słabną

Zaczyna się od opadającej powieki czy słabszego chwytu dłoni. To niewinny początek poważnego problemu.

Początek choroby łatwo jest przeoczyć: ot, wieczorem jesteśmy zmęczeni nieco bardziej niż zwykle. Z tego zmęczenia wypadła nam z ręki szklanka. Na szczęście po odpoczynku - i rano - czujemy się lepiej. Ale wieczorem znów ze zmęczenia aż nam powieki opadają... Takie objawy mogą zapowiadać rozwój miastenii gravis. To neurologiczna choroba autoimmunologiczna, która atakuje mięśnie. Jej głównym objawem jest właśnie osłabienie mięśni, które - co charakterystyczne - narasta przy ruchach powtarzanych wiele razy. Jeśli dany ruch będzie powtórzony naprawdę wielokrotnie, może doprowadzić aż do całkowitego bezwładu (np. trzepiemy dywan, uderzając o niego trzepaczką, aż nam "mdleją" ręce). Po odpoczynku nastąpi wprawdzie poprawa - ale kolejny wysiłek znowu nas wyczerpie.

Reklama

Osłabienie i męczliwość (nużliwość) mięśni może dotyczyć różnych grup mięśniowych. Nie ogranicza się do ramion czy dłoni. Jednym z wczesnych objawów miastenii jest zmęczenie drobnych mięśni, np. powiek czy tych, które poruszają gałkami ocznymi. Skutek? Opadanie powiek i podwójne widzenie. To szczególnie niebezpieczne u osoby prowadzącej samochód! O szczęściu mogą mówić ci, u których choroba zatrzymuje się na tym etapie (jest ich mniej więcej połowa). Mówimy wtedy o postaci ocznej miastenii. U pozostałych zmiany się nasilają, osłabiają mięśnie odpowiadające za mimikę.

O wiele gorzej jest, gdy niedowład obejmie mięśnie żuchwy i szczęki. W tej fazie choroby nie możemy długo żuć pokarmów. Musimy albo jeść niewiele i często, albo sięgać po pokarmy papkowate, niewymagające gryzienia. Na tym etapie choroby zmienia się też mowa: staje się niewyraźna, bełkotliwa; może nabrać nosowego brzmienia. Sytuacja staje się dramatyczna, gdy choroba zaatakuje mięśnie podniebienia, gardła i języka czy mięśnie oddechowe. W pierwszym przypadku mamy trudności nie tylko z gryzieniem, ale i z połykaniem. Skutkuje to krztuszeniem się przy jedzeniu i piciu. Gdy zajęte są mięśnie oddechowe (przepona i mięśnie międzyżebrowe), nie możemy złapać tchu. W skrajnych przypadkach dochodzi do niewydolności oddechowej. To tzw. przełom miasteniczny. Konieczne jest wtedy podłączenie do respiratora. Przełom ten następuje w okresie zaostrzenia choroby. Nie oznacza, że będziemy skazani na respirator do końca życia.

Miastenia atakuje głównie kobiety, choć nie omija i mężczyzn. Panie zwykle zapadają na nią między 20. a 30. r. życia. Mężczyźni 10 lat później. Ale to nie znaczy, że później jesteśmy bezpieczni: drugi wysyp zachorowań przypada na siódmą dekadę życia. Jest to wtedy tzw. miastenia późna - i na tę postać choroby bardziej narażeni są mężczyźni. Jeżeli chorujemy na miastenię, powinniśmy wystrzegać się infekcji wirusowych i bakteryjnych oraz stresów. Objawy choroby mogą też nasilać: miesiączka, ciąża, niektóre leki, intensywne emocje, narkoza. A nawet takie "zwykłe" zjawiska, jak przemęczenie, nadmierne przegrzanie lub oziębienie organizmu, biegunki i związany z nimi niski poziom potasu.

Są dwie wiadomości: dobra i zła. Zła: miastenia bywa groźna dla życia (gdy zajmie mięśnie oddechowe). Dobra: to jedna z najlepiej poznanych chorób autoimmunologicznych. Wiemy, co ją powoduje i jak ją leczyć. Problemem w miastenii są przeciwciała, które produkuje nasz organizm. Blokują one w błonie mięśni odpowiedzialne za przewodzenie impulsów nerwowych. Mięśnie dostają tych impulsów mniej, słabną, gorzej się kurczą. W terapii, oprócz leków, można stosować plazmaferezę. Zabieg polega na oczyszczeniu osocza krwi z przeciwciał, które niszczą receptory błony mięśniowej. Dobry efekt daje usunięcie grasicy.

Dobry Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy