Reklama

Kiedy w jedzeniu nie chodzi o jedzenie...

Co ma wspólnego rozmiar talerza, chrupkość chipsów, włączony telewizor i obecność znajomych? To, że wszystkie z nich wpłyną na to, ile i co zjesz. A to z kolei wpłynie na twój wygląd, samopoczucie, zarobki i relacje z innymi.

Teorię wszyscy znają - jedzenie jest paliwem dla ciała, dostarczającym mu potrzebnych do przeżycia składników. Ale biorąc pod uwagę 1.5 miliarda ludzi z nadwagą, w tym 200 milionów otyłych mężczyzn i 300 milionów otyłych kobiet, jest to jedynie teoriaW ciągu ostatnich 30 lat problem otyłości zwiększył się z blisko dwukrotnie (4,8% mężczyzn i 7,9% kobiet z 1980 oraz 9,8% mężczyzn i 13.8% kobiet w 2008), doprowadzając do problemów zdrowotnych (osoby ze znaczną otyłością żyją 10 lat krócej), finansowych (w samej Kanadzie i w USA rocznie leczenie otyłości kosztuje 300 miliardów dolarów) i emocjonalnych (80% Amerykanek jest niezadowolona ze swego wyglądu).
Jedzenie bowiem nie jest dziś już jedzeniem i nabrało znaczenia, które unieszczęśliwia, przyczynia się do rozwoju chorób i tuczy całe społeczeństwa. W dzisiejszym świecie to, jak i co jemy, w coraz mniejszym stopniu zależy od naturalnych i racjonalnych potrzeb, a coraz bardziej od norm kulturowych, presji społecznej, wpływu środowiska i mediów oraz kwestii rodzinnych. 

Tyjący świat



43 miliony dzieci na świecie ma nadwagę. 65% populacji świata żyje w krajach, w których ryzyko śmierci ze względu na otyłość jest większe niż z powodu niedożywienia. W Japonii jedna na 20 kobiet cierpi na otyłość, w Holandii jedna na dziesięć, w USA i Meksyku jedna na trzy, a na Tonga 7 na 10. Wśród Brazylijczyków otyłych jest aż 48% mieszkańców, Polki plasują się w Europie na 9, a Polacy na 6 miejscu (40% mężczyzn i 28% kobiet ma nadwagę, 21% mężczyzn i 24% kobiet jest otyła). Najgorszą relację z jedzeniem mają Amerykanie (badania Rozina z 1999); w porównaniu do Japończyków, Francuzów i Belgów z jedzenia czerpią mniej przyjemności, martwią się, czy to, co jedzą, jest zdrowe, częściej zmieniają diety i mają dwukrotnie większe prawdopodobieństwo bycia otyłymi. W USA jest ponad 70 milionów uzależnionych od jedzenia osób (David Kessler, Federal Drug Administration).

Reklama

W otyłości prym wiodą kraje wyspiarskie (94,5% mieszkańców Nauru ma nadwagę, tuż za nimi są Mikronezja, Wyspy Cooka i Tonga). Co ciekawe, model atrakcyjności w tych krajach zakłada nadwagę i nigdy nie było to przedmiotem negatywnej samooceny. Aż do 1998 roku, gdy na Fidżi rozpoczęto pokazywanie w telewizji amerykańskich filmów (w stylu Beverly Hills 90210). 3 lata później już 73% kobiet uważało się za grube. Oglądając te filmy aż o 30% więcej kobiet zdecydowało się przejść na dietę. Wnioskować więc można, że poza uprzemysłowieniem jedzenia, prowadzącym do zmniejszenia kosztów jego produkcji, a tym samym pogorszenia jakości, kluczową rolę w otyłości społecznej odgrywają media. 

Otyły stres



Stres powoduje wydzielanie kortyzolu i insuliny, dwóch hormonów, którym nie po drodze z chudnięciem. Oba sygnalizują ciału, że powinno ono przenieść uwagę z budowania mięśni na gromadzenie tłuszczu i zbieranie wagi. Kortyzol spowalnia metabolizm, a ciało w okresach chronicznego stresu - jak komentuje amerykański lekarz Jeffrey Morrison (autor Cleanse Your Body, Clear Your Mind) - myśli, że nastąpił etap głodowania. Nie pomaga także uciekanie od stresu w zachowanie zwane powszechnie podjadaniem. Słodycze, chipsy, tłuste potrawy i snaki dają chwilowy “haj", stymulując mózg do wydzielania serotoniny. Im wyższy jej poziom, tym większy poziom satysfakcji (Judith Wurtman z Massachusetts Institute of Technology Clinical Research Centre).

Niestety, jest to satysfakcja przejściowa, odwracająca uwagę jedzącego od źródeł problemu, który pozostaje nadal nierozwiązany. Taka strategia szybko doprowadzi do zbudowania negatywnych nawyków emocjonalnych, a na poziomie ciała do tycia. Tak, jak rozwiązaniem na zbytnią głośność radioodbiornika nie jest coraz silniejsze zatykanie uszu (a jego ściszenie), tak problemy rozwiązuje się eliminując ich przyczyny, a nie chwilowo uciekając od symptomów. Badania University of Montreal Hospital Research Centre z 2012 roku wykazały, że myszy karmione bogatymi w tłuszcz potrawami były bardziej podatne na stres i depresję. 

Kaloryczna nagroda



W badaniach Columbia University i St. Luke’s-Roosevelt Hospital Center z 2012 wykazano, że mózgi osób, którym brakowało snu, były bardziej aktywne oglądając zdjęcia niezdrowych potraw niż u osób które czuły się wyspane. Aktywując ośrodek nagrody mózg zachęca do szybkiej gratyfikacji, mającej jednak długoterminowo negatywne skutki. Początków tej strategii można szukać aż w dzieciństwie, gdy rodzic motywował możliwością zjedzenia deseru w zamian za przychylne rozpatrzenie konsumpcji obiadu.

Reklamy telewizyjne kuszą “pozwoleniem sobie na chwilę zapomnienia", “rozkoszą dla podniebienia", “zasługiwaniem na wyjątkowe chwile", a kulturowo przyjęło się obdarowywać solenizantów różnej maści pudełkami czekoladek, pralinami, alkoholem. Kieliszek szampana na dowolną okazję, paczka chipsów po ciężkim dniu pracy, cukierki w nagrodę dla dzieci - to wszystko kanony zachowań społecznych prowadzące do negatywnych konsekwencji. Kilogram marchwi czy litr soku z buraków, choć wygra z tym zestawieniu i mniejszą kalorycznością i lepszymi właściwościami zdrowotnymi, nie jest niestety ani przez mózg, ani społeczeństwa zachodnie traktowany jako nagroda i nie wchodzi tym samym do kanonu typowych przekąsek.

Społeczna presja



Stygmatyzacja osób otyłych jest faktem, który często jest wypierany z racji społecznego tabu. Aż 54% brytyjskich lekarzy nie traktuje pacjentów otyłych na równi ze szczupłymi, a pacjenci im wtórują, mniej ufając lekarzowi z nadwagą niż bez niej. W USA kobiety otyłe są często kojarzone z przestępczością. Zarabiają one 19.000 USD mniej od kobiet szczupłych, będących na tym samym stanowisku, oraz jest im trudniej dostać pracę. W Wielkiej Brytanii za otyłość można mieć obcięty zasiłek, a rodzice otyłym pociechom dają mniej kieszonkowego niż tym, które tego problemu nie mają.

Takie dzieci są również narażone na 65% więcej ataków ze strony rówieśników i 41% więcej antypatii. Głównym stereotypem jest to, że osoby otyłe są leniwe i niezdyscyplinowane oraz niezdrowe, nieatrakcyjne, nieuprawiające ćwiczeń (w innych niż zachodnie kulturach pojawiają się także inne przekonania, np.w Tanzanii bycie chudym jest kojarzone ze śmiercią na AIDS). Niektóre linie lotnicze wprowadziły podwójną opłatę dla osób otyłych. Archetyp “grubego" jest często wyszydzany w komediach i żartach, także lekarskich. To wszystko prowadzi do samospełniającego się proroctwa - badania pokazują, że ludzie nazywani grubymi jedzą więcej, w wyniku czego... stają się grubsi. A nawet więcej: częściej zapadają na depresję, stresują się, mają zaniżone poczucie własnej wartości.


Relacja z jedzeniem



Tak samo jak z osobami (a czasem nawet z przedmiotami), również z jedzeniem można się relacjonować, czyli mieć do niego określone podejście, oparte na określonej formie komunikacji i myślenia. Głód zależy od sygnałów mózgu i rozmiaru talerza, sztućców, porcji, itd. Smak jedzenia zależy od pory dnia, towarzystwa, miejsca. Przy grubych przyjaciołach tyjemy szybciej (jak wykazał Christakis w The Spread of Obesity in a Large Social Network over 32 Years w 2007 roku, szanse rosną o 57%). To, co jemy, jest związane o wiele bardziej z nawykami niż zdroworozsądkowym myśleniem.

Oglądając programy kuchenne jemy więcej, podobnie, gdy nie skupiamy się podczas jedzenia na nim samym, ale wędrujemy myślami gdzie indziej. Zniekształcamy przekonaniami nie tylko smak jedzenia (gdy reklamowano lód o smaku wędzonego łososia badani uznali go za niesmaczny, ale ten sam produkt zaprezentowany jako mus już cieszył się powodzeniem; w The role of expectancy in sensory and hedonic evaluation: The case of smoked salmon ice-cream Martin R. Yeomans, Lucy Chambers, Heston Blumenthal, Anthony Blake), ale także jego ilość - np. gdy uważamy jedzenie za zdrowe, jemy go o 35% więcej. Próba powstrzymywania się od jedzenia prowadzi do zwiększonej chęci jego konsumpcji, a negatywne samopoczucie motywuje do poszukiwania cukrów i jedzenia więcej.

Zaburzenia



W przypadku negatywnej relacji z jedzeniem powstaje stan w niektórych przypadkach traktowany jako jednostka chorobowa (np. anoreksja czy bulimia). Ten stan charakteryzuje się zniekształconym pojmowaniem obrazu swego ciała (zbyt grubym lub zbyt chudym) i próbą jego “naprawiania" za pomocą zmian odżywania się na dysfunkcjonalne. Na takie zaburzenia w samym tylko USA cierpi 24 miliony osób, z czego połowa spełnia także kryteria depresji. Tylko niecałe 10% tych osób otrzymuje profesjonalną pomoc, szczególnie unikają jej mężczyźni. Powodem jest ich społeczna stygmatyzacja i oczekiwanie od mężczyzny bycia “silnym" i nieposiadania “kobiecych" problemów (szacuje się że odsetek mężczyzn chorujących na bulimię i anoreksję wynosi między 10-15%). Zaburzenia te mogą przekładać się na próby samobójcze - dla kobiet w wieku 15-24 lata umieralność na anoreksję jest 12-krotnie wyższa niż jakakolwiek inna przyczyna śmierci. Więcej niż 50% nastolatek i blisko 33% nastolatków przyznaje się do korzystania w jakiejś formie z niezdrowych metod kontroli wagi, takich jak palenie papierosów, wymiotowanie, unikanie jedzenia. 

Emocji się nie je



Jedzenie coraz rzadziej, szczególnie w krajach rozwiniętych, służy do dostarczania potrzebnych do przeżycia składników ciału. Zaczyna coraz częściej odgrywać role, którym nie jest w stanie sprostać, co prowadzi do jego dysfunkcjonalnego zastosowania. Tak samo jak nie da się pomieszać herbaty młotkiem, bo do tego służy łyżka, tak samo za pomocą jedzenia nie można rozwiązać problemów, do których coraz częściej nieefektywnie próbuje się jedzenie aplikować. Oto najbardziej typowe błędy:

- Jedzenie, które jest traktowane jako środek do zmiany stanu emocjonalnego na pożądany. Królują tutaj słodycze i przekąski, które stymulują mózg do wydzielania hormonów przyjemności. Żadna czekolada nie zna się jednak na profesjonalnej terapii czy coachingu, a chwilowe przykrycie symptomu działa jak plaster położony na drzazgę wbitą w stopę. Praca nad emocjami poprzez czy to zmianę otoczenia, rozmowę, zakwestionowanie nieaktualnych przekonań to środki i skuteczniejsze, i niekaloryczne. Badania opublikowane w Obesity w 2007 wykazały, że osoby na diecie jedzące w celu zmiany emocji, były bardziej skłonne do powrotu do większej wagi po okresach schudnięcia. Z drugiej strony, z przymrużeniem oka, Dr Richard A. Rawson porównał zjedzenie dwóch cheeseburgerów do... orgazmu (ze względu na podobną ilość wydzielanej dopaminy); pewne jest, że o cheeseburgera prościej niż o partnera do łóżka!

- Jedzenie, które pełni charakter socjalizatora, czyli pomaga w budowaniu relacji. Badania pokazują, że w towarzystwie zjemy więcej niż potrzebujemy, również, że posiadając otyłych przyjaciół lub bliskich, sami jesteśmy bardziej skłonni przybierać na wadze (publikacja Shared Norms And Their Explanation For The Social Clustering of Obesity autorstwa badaczy z Arizona State University's School of Human Evolution and Social Change). Powodami mogą być nieświadome modelowanie rzekomych norm wagi, presja ze strony bliskich, wspólne spędzanie czasu w sposób pasywny (np. oglądając telewizję).

- Jedzenie jako mechanizm obronny przed negatywnymi skutkami bycia atrakcyjnym i pożądanym. Przykładowo, mężczyzna podejmuje nieświadomie decyzję o byciu otyłym ponieważ wie, że wówczas nie ulegnie destrukcyjnym pokusom doprowadzającym do zniszczenia małżeństwa, w którym się znajduje. Jakaś kobieta obawia się, że będąc szczupłą wzrosną jej wymagania w stosunku do otyłego partnera, co spowoduje konflikt.

- Jedzenie jako forma pokazania statusu. W niektórych kulturach (np. w Kuwejcie, gdzie 52% kobiet powyżej 15 roku życia jest otyła) bycie otyłym jest oznaką przynależności społecznej do wyższej klasy. W Polsce, przed wiekami, obowiązywało podejście: za Króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa, związane z hedonistycznym podejściem do życia i nadmierną konsumpcją pożywienia przez bogatych. Dzisiaj ta relacja istnieje, ale w drugą stronę - w Bostonie ponad 60% bezdomnych ma nadwagę, a bycie otyłym w klasach wyższych krajów pierwszego świata nie uchodzi i jest napiętnowane. 

- Jedzenie jako ucieczka od niechcianej rzeczywistości najczęściej prowadzi do tzw. podjadania. Osoba pracująca nad projektem, do którego nie jest zmotywowana może korzystać z jedzenia jako celowego dystraktora pozwalającego na przerwanie pracy kojarzonej nieświadomie z cierpieniem emocjonalnym. Działanie takie nie ma więc na celu najedzenie się, ale odsunięcie od robienia czynności, na którą nie mamy ochoty. W podobny sposób działają reality shows: sonda today.com pokazała, że aż 72% kobiet i 60% mężczyzn oglądających te produkcje robi tak ze względu na nudę! 

- Jedzenie, które służy do zbudowania określonej tożsamości pojawia się wtedy, gdy jest traktowane nie jako środek potrzebny ciału, ale obrazowi swego ja, które osoba chce stworzyć. Anorektyczki, zapytane o to jak wyglądają, odpowiedzą że są grube, podobnie jak mężczyzna cierpiący na bigoreksję (uzależnienie od dużego rozmiaru mięśni) określi siebie jako zbyt chudego. Wegetarianin może jeść słodycze bez zwracania uwagi na kaloryczność produktu tłumacząc sobie ten wybór faktem niejedzenia mięsa. 

Brak wiedzy



Powodem problemów, obok nieumiejętnego zarządzania emocjami, jest także brak świadomości na temat jedzenia. Większość społeczeństwa nie wie ani co oznaczają symbole na opakowaniach żywności, ani co naprawdę znajduje się w jedzeniu (wg badań Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie tylko co piąty Polak czyta etykiety, jedynie co trzeci datę przydatności do spożycia). Standardem jest jedzenie tanich wędlin, które mają w sobie mało mięsa lub kupowanie pasztetu drobiowego, którego głównym składnikiem jest wieprzowina.

Dietetyka nie jest rozpowszechnioną wiedzą, a człowiek liczący kalorie lub debatujący nad szybkością metabolizmu czy szkodliwością glutenu jest traktowany w najlepszym wypadku jako dziwoląg. Mimo tego, że w dzisiejszych czasach uprzemysłowienia jedzenia decyzja o tym, co się je, jest bardzo rozsądnym krokiem. Parówki ze zmielonymi wymionami, pangi hodowane w Wietnamie w wodzie o wątpliwym kolorze, słodycze z mających kontrowersyjną renomę składników genetycznie modyfikowanych - to wszystko może zmotywować do większej nauki o tym, co tak naprawę wkładamy do ust i jakie ma to konsekwencje. 

Fałszywe przekonania



Warto zwrócić uwagę na typowe racjonalizacje, z jakich korzystamy w celu przekonania samych siebie do nadmiernej konsumpcji jedzenia. Wiele przekonań, także kulturowo przyjętych, powoduje negatywne konsekwencje i prowadzi do nieracjonalnego odżywiania się. Wśród nich można odnaleźć wyolbrzymienia (“Nie mam w ogóle siły woli"), myślenie “wszystko albo nic" (“Skoro zjadłem już jedno ciastko, to będę się obżerał cały dzień i jutro wrócę do zdrowego odżywiania się"), normy kulturowe (“Nie wolno marnować jedzenia"), mity (“Zdrowa żywność ma mniej kalorii"). Idąc za radą Bena Franklina, powinno się jeść, by żyć, a nie żyć, by jeść. Jeśli przekonania nie są oparte na faktach (tak jak w przypadku powyższych) to doprowadzą do jedzenia ponad normę lub niedojadania. 

Autor Mateusz Grzesiak, psycholog

Sprawdź, jak jeść świadomie!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: odchudzanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy