Reklama

Mania łykania

Miały wzmacniać organizm, podnosić odporność, chronić układ krążenia, a nawet zapobiegać nowotworom. I co?

Ostatnie badania dowodzą, że łykane przez nas profilaktycznie witaminy i minerały na te problemy nie pomagają. A czasem mogą zaszkodzić.

Tabletka tylko raz przed śniadaniem albo trzy razy dziennie po posiłku. Dla co piątego dorosłego Polaka suplementacja witamin i mikroelementów stała się codziennym rytuałem. Pod tym względem należymy do ścisłej europejskiej czołówki i niestety nie jest to powód do dumy.

Dr Paweł Grzesiowski, immunolog i pediatra z Narodowego Instytutu Leków, już dawno się zorientował, że wielu pacjentów traktuje preparaty witaminowe jak kolorowe cukierki. Gdy pyta ich, czy przyjmują jakieś leki, zaprzeczają. Dopiero potem okazuje się, że biorą tabletki "na pamięć" czy na "odporność". Bez konsultacji z lekarzem łykają czasem po kilka preparatów naraz.

Reklama

- A przecież - zauważa specjalista - tabletki z witaminami czy mikroelementami to także leki, których wpływ na organizm nie jest obojętny. Są potrzebne nie ludziom zdrowym, lecz chorym i osobom z niedoborami określonych substancji - przekonuje dr Grzesiowski.

Komu pigułkę

Ba, tylko kto tak naprawdę jest zdrowy? I komu witamin i minerałów rzeczywiście nie brakuje? - Większość ludzi nie ma kłopotów z niedoborami, wystarczają im substancje zawarte w diecie - zapewnia dr Józef Meszaros z Katedry Farmakologii Uniwersytetu Medycznego w Warszawie. Przykład: tak rozpowszechnione u nas łykanie witaminy C mija się z celem, dowodzi specjalista, a to dlatego, że dostarczają jej nam pod dostatkiem m.in. popularne u nas ziemniaki. Poza tym nie ma dowodów na skuteczność tej witaminy w zapobieganiu zakażeniom wirusowym.

Nawet jeśli na co dzień nie przestrzegamy przesadnie zasad zdrowej diety, to i tak zapewni nam ona potrzebne witaminy i minerały. - Chyba że ktoś je wciąż to samo, a na dodatek pije mnóstwo alkoholu - zastrzega dr Meszaros.

Nie dziwi więc, że lista przypadków, w których takie preparaty stosować trzeba, nie jest specjalnie długa. Wbrew utartym przekonaniom zwykle nie są one niezbędne dzieciom.

- Witamin i minerałów powinna im dostarczać zdrowa dieta. Gdy przejęte troską matki podają dzieciom multiwitaminy na wszelki wypadek, uczą je przy okazji, że tabletki są dobre na wszystko - mówi dr Grzesiowski. Sam rzadko przepisuje takie preparaty: witaminę D zalecaną zdrowym niemowlętom w ciągu pierwszego roku życia można również podawać nastolatkom w okresie, gdy szybko rosną i są zagrożone niedoborem wapnia. Wszystkim noworodkom, które przychodzą na świat z fizjologicznym niedoborem tzw. czynników krzepnięcia, po urodzeniu podaje się rutynowo zastrzyki lub tabletki z witaminą K. Zasada, że suplementacja jest głównie dla chorych, obowiązuje też w dorosłym życiu. Osoby ze zdiagnozowaną anemią, np. kobiety, u których główną przyczyną tego problemu są obfite miesiączki, powinny przyjmować preparaty żelaza, witaminy C, B6 oraz kwasu foliowego. U chorych z niedoczynnością tarczycy mogą pojawić się niedobory witamin z grupy B, zaś przy przewlekłych biegunkach - także A, E, K, C oraz niektórych mikroelementów. Indywidualnego podejścia wymagają natomiast osoby z alergiami pokarmowymi. Na przykład pacjent uczulony na owoce może cierpieć na brak magnezu i potasu.

A co z profilaktyką? Jak podkreślają specjaliści, łykanie przez dorosłych witamin i mikroelementów, by zapobiec problemom ze zdrowiem, ma sens tylko w kilku przypadkach. Na przykład przy osteoporozie. Według polskich towarzystw naukowych wszystkie osoby po pięćdziesiątce powinny przyjmować witaminę D3 i wapń w tych miesiącach, gdy brakuje światła słonecznego. Czyli od października do kwietnia. A jeśli prowadzą siedzący tryb życia - przez cały rok. Gdy chodzi o ciążę, specjaliści nie są zgodni. Według Światowej Organizacji Zdrowia zdrowe kobiety nie muszą w tym czasie przyjmować preparatów z witaminami, jeśli prawidłowo się odżywiają. Jednak zdaniem niektórych ekspertów jest to trudne do zrealizowania. Dlatego kobietom w wieku rozrodczym poleca się tabletki z kwasem foliowym, jego niedobory w ciąży mogą powodować wady rozwojowe u dziecka. Jeśli przyszła matka nie cierpi na anemię, to lista preparatów, które trzeba brać od poczęcia do rozwiązania, jest w zasadzie zamknięta.

C bez cudów

Tyle teoria. Z praktyki wiadomo, że pacjenci tabletki łykać lubią i już się do nich mocno przyzwyczaili. Według różnych szacunków na co dzień bierze je od 10 do 20 proc. dorosłych mieszkańców Europy i USA. I nic w tym dziwnego: przez lata wielu specjalistów twierdziło bowiem, że profilaktyczne przyjmowanie witamin może wzmocnić organizm, ochronić przed chorobami cywilizacyjnymi, jak miażdżyca czy nowotwory, a także wydłużyć życie. Pionierem tej teorii był Amerykanin Linus Pauling, laureat dwóch Nagród Nobla: w dziedzinie chemii i za działalność pokojową. W latach 70. wypromował on na Zachodzie ideę medycyny ortomolekularnej, według której siły obronne organizmu miały zwiększać duże codzienne dawki preparatów witaminowych, zwłaszcza kwasu askorbinowego znanego też jako witamina C. Pauling podawał ją uczestnikom obozu narciarskiego i stwierdził, że rzadziej chorowali na przeziębienia.

Wtedy właśnie narodził się pogląd, że wzmacnia ona układ immunologiczny, zapobiega przeziębieniom i pomaga je zwalczyć. - Dziś należy go uznać za medyczny zabobon - kwituje dr Meszaros. - Co prawda z niektórych badań wynika, że kwas askorbinowy może w jakiś sposób chronić przed infekcjami osoby narażone na ekstremalny wysiłek, na przykład maratończyków. Jednak przez kilkadziesiąt lat nikomu nie udało się udowodnić, że witamina C ma takie działanie u przeciętnych ludzi - wyjaśnia farmakolog.

Warto tu przypomnieć, że objawy niedoboru witaminy C są ogólnie znane: to przede wszystkim rozchwianie zębów i szkorbut, który trapił szesnastowiecznych marynarzy, a także pogorszenie odporności. Ale dziś, gdy kwasu askorbinowego wszyscy mamy w diecie pod dostatkiem, trudno twierdzić, że katar czy kaszel świadczą o jej niedoborze. - Układ immunologiczny człowieka jest szalenie skomplikowany i to, czy organizm broni się przed przeziębieniem, czy nie, nie zależy tylko od poziomu jednej substancji - tłumaczy dr Paweł Grzesiowski.

Tymczasem pogląd, że przyczyną szwankowania odporności i częstych przeziębień są niedobory witaminy C, nadspodziewanie dobrze się trzyma. Wśród pacjentów i, o dziwo, także wśród części lekarzy. Jak zauważa dr Meszaros, powiedzieć choremu, że brakuje mu witaminy C, jest łatwo, ale już potwierdzić tego - choćby poprzez analizę krwi - nie sposób. W przeciwieństwie do badań np. poziomu żelaza testów na stężenie witaminy C praktycznie się nie wykonuje. Są zbyt skomplikowane, a efekt ich - niepewny. Dlatego osobom, które co sezon walczą z katarem, specjalista przypomina, by często myły ręce. - W 90 proc. przypadków chroni to przed wywołującymi przeziębienie tzw. rinowirusami. Okazuje się, że najczęściej przenoszą się one wcale nie drogą kropelkową, lecz na skutek dotykania twarzy dłońmi zakażonymi wirusami - mówi dr Meszaros.

Sercowy dylemat

Znalezienie ludzi, którzy zarzekają się, że witamina C pomogła im uporać się z infekcją, nie jest trudne. Specjaliści wzięli więc pod lupę i takie przypadki. - Gdy pacjenci deklarują, że dzięki witaminie C rzadziej kaszlą, kichają, mają mniejszy katar, są to odczucia głównie subiektywne. Naukowcy próbowali potwierdzić to w badaniu zwanym rinomanometrią (mierzy ono ciśnienie w górnych drogach oddechowych), ale nie stwierdzili, by witamina C przynosiła obiektywnie poprawę - mówi dr Meszaros.

Jeśli ktoś upiera się jednak, by stosować ją przy przeziębieniu, prawdopodobnie ani sobie nie pomoże, ani nie zaszkodzi. Nadmiar witaminy C jest usuwany wraz z moczem. Ale już przyjmowanie jej w dużych dawkach na dłuższą metę może mieć nieoczekiwane skutki. Na przykład... pogorszenie odporności! Pod wpływem megadawek witaminy C organizm przyzwyczaja się do nadmiaru i zwiększa tempo jej metabolizmu. Gdy pewnego dnia pacjent zmniejsza codzienną dawkę, organizm reaguje infekcjami, czasem też szkorbutem.

To nie jedyny powód, dla którego zwolennicy codziennej suplementacji witamin i minerałów mogą czuć się rozczarowani. Ostatnie badania nad witaminami C i E pokazują, że wbrew oczekiwaniom nie chronią one przed chorobami układu krążenia, m.in. przed miażdżycą. Ma ona podłoże zapalne, witaminy C i E są zaś, jak wiadomo, silnymi antyoksydantami. Teoretycznie mogłyby więc jej przeciwdziałać. Ale jak pokazują badania prowadzone w USA w grupie 15 tys. lekarzy, ich przyjmowanie przez okres około dziesięciu lat nie zmniejszyło wśród mężczyzn liczby zawałów, udarów ani przypadków choroby niedokrwiennej serca. Prób znalezienia pigułki, która chroniłaby serce, było znacznie więcej. - Przez pewien czas uważano, że to zadanie spełni koenzym Q10 - przypomina dr Grzesiowski.

- Związek ten bierze udział w wielu procesach metabolicznych, a organizm pobiera go z pożywienia. Jednak podawanie go w tabletkach nie przyniosło efektów: koenzym źle się wchłaniał w jelitach i ani nie zapobiegał miażdżycy, ani nie obniżał ryzyka zawału - mówi specjalista.

Antyzapobieganie

Najlepszą znaną medycynie ochroną dla serca pozostaje dieta bogata w naturalne witaminy i minerały. Epidemiolodzy dawno już stwierdzili, że dłużej i zdrowiej żyją członkowie tych społeczności, których jadłospis obfituje w warzywa, owoce i rośliny strączkowe. - Witaminy i minerały zawarte w żywności są lepiej wchłaniane i wykorzystywane w organizmie, choć nie do końca wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Dużą rolę odgrywa zapewne to, że jedząc, zapewniamy je sobie "w pakiecie" z innymi substancjami, które zwiększają ich przyswajalność - tłumaczy dr Grzesiowski. Co więcej, taka dieta zmniejsza również ryzyko rozwoju chorób nowotworowych. I dlatego podstawowym sposobem zapobiegania im powinno być zdrowe żywienie i umiarkowany wysiłek fizyczny, a nie przyjmowanie witamin i mikroelementów w tabletkach, głoszą najnowsze wytyczne Amerykańskiego Instytutu Badań nad Rakiem (AICR). Branie ich przez dłuższy czas może powodować groźne konsekwencje. Badania prowadzone m.in. w Finlandii i Chinach pokazały, że beta-karoten w tabletkach nie tylko nie chronił palaczy i ekspalaczy przed rakiem płuc, ale jeszcze nasilał u nich ryzyko tej choroby. Z kolei eksperci amerykańskiego Narodowego Instytutu Raka ogłosili ostatnio, że przerywają badania nad działaniem selenu i witaminy E u mężczyzn. Powód: suplementy nie zmniejszają prawdopodobieństwa zachorowania na raka prostaty, a przypuszczalnie nawet je potęgują. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że sztucznych witamin i mikroelementów nie poleca się pacjentom, którzy na nowotwór już zachorowali.

Badacze z nowojorskiego Memorial Sloan -Kettering Cancer Center postanowili sprawdzić, jak na leki onkologiczne reagują dwa rodzaje komórek rakowych: "zwykłe" oraz takie, które wcześniej poddano działaniu witaminy C. Jak się okazało, te które miały kontakt z kwasem askorbinowym, znacznie trudniej było zniszczyć nawet przy użyciu bardzo silnych preparatów stosowanych w chemioterapii czy terapii celowanej. Ale najbardziej szokujące wyniki przyniosły prace naukowców ze szpitala uniwersyteckiego w Kopenhadze. Przeanalizowali oni kilkadziesiąt badań nad stosowaniem suplementów witaminy A, C, E, beta-karotenu i selenu u ludzi. I stwierdzili, że w najlepszym wypadku nie zmniejszały one wskaźników śmiertelności u osób, które je brały.

Kiedy jednak naukowcy zaostrzyli kryteria analizy, okazało się, że pacjenci przyjmujący preparaty witamin i mikroelementów mieli znacząco wyższe ryzyko przedwczesnej śmierci: o 16 proc., gdy brali witaminę A, o 7 proc., gdy łykali beta-karoten, i o 4 proc. gdy zażywali witaminę E.

Co z witaminą C i selenem? Tu nie ma pewności: na podstawie dostępnych badań naukowcom trudno było stwierdzić, czy podawanie tych związków w tabletkach pomaga, czy też nie daje żadnej korzyści. To nie pierwsze takie badanie. Kilka lat wcześniej ta sama grupa naukowców sprawdzała wpływ przyjmowania witamin na występowanie nowotworów układu pokarmowego. Z ich badań wynika, że łykanie tabletek z witaminą A, C, E czy beta-karotenem nie chroniło pacjentów przed rozwojem raka żołądka, wątroby czy jelit. Duńscy naukowcy ostrzegają, by w profilaktycznym stosowaniu preparatów witamin i minerałów zachować daleko posuniętą ostrożność, ich działanie na organizm człowieka nie jest bowiem dobrze poznane. Żeby przedłużyć sobie życie, ludzie powinni raczej zdrowo się odżywiać i regularnie ćwiczyć, przekonuje współautor badań dr Christian Gluud.

Czy te doniesienia przekonają nas, by zmienić nawyki? - Część ludzi nadal pewnie będzie łykać witaminy i mikroelementy bez potrzeby i bez konsultacji z lekarzem - uważa dr Grzesiowski. Jedni od pigułek są wręcz psychicznie uzależnieni, innym kolorowa tabletka daje miłe uczucie, że o siebie dbają. I łatwo uspokaja sumienie, nawet jeśli ich tryb życia pozostawia dużo do życzenia. Ale czy rzeczywiście o to nam chodzi? Dla tych, którzy naprawdę chcą lepiej się poczuć i poprawić swoją odporność, dr Meszaros ma sprawdzoną receptę: dłuższy urlop. Jeśli porządnie się wyśpisz, zapomnisz o stresach, a do tego zafundujesz sobie trochę przyjemności w pięknym otoczeniu i w miłym towarzystwie, poczujesz się jak nowo narodzona.

Aleksandra Stelmach

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy