Reklama

"Rak jest w moich płucach. Tajemnica cudu, którym było moje życie"

Śmierć jest rzeczą nieuchronną. Po niektórych jednak upomina się dużo szybciej niż po innych. Tak było w przypadku Julie Yip-Williams. Przeczytajcie fragment książki "Do ostatnich dni" Julie Yip-Williams. To bardzo smutny i bardzo poruszający pamiętnik choroby i odchodzenia.

Wydaje się, że rak też chce żyć.

Pod koniec grudnia nadchodzą okropne wieści.

Mam około dwudziestu guzków w płucach. Ich wielkość oscyluje pomiędzy dwoma a czterema milimetrami. Jesteśmy prawie pewni, że to przerzut. Badanie tomografem pokazuje również, że mój prawy jajnik jest powiększony, co też może wskazywać na chorobę przerzutową. Jeśli faktycznie są to nowotwory, to nie mam szans na wyleczenie, a prognoza dla mnie oznacza kilka lat, zakładając, że chemioterapia przyniesie zamierzony skutek. To jednocześnie długi i krótki okres.

Na spotkanie z doktorem A.C. udałam się zupełnie sama. Nikogo przy mnie nie było, gdy poinformowano mnie o obecności zmian w płucach. Tak było chyba lepiej, ponieważ mogłam płakać w samotności, gdy oszołomiona wyszłam z gabinetu na ulice miasta udekorowanego na Boże Narodzenie. 

Reklama

Myśl o opuszczeniu moich dzieci i męża jest nieznośnie bolesna. Jak sobie poradzą beze mnie? Kto zapłaci rachunki? Kto pójdzie do Costco, aby kupić wszystko, czego potrzebują? Kto będzie dla nich gotować? Kto zabierze dzieci do szkoły? Kto przygotuje kanapki do szkoły? Nawet gdy myślę o powrocie do FOLFOX-u i przejściu okropnej neuropatii, zadaję sobie pytanie, jak ja i moja rodzina przetrwamy kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. 

Myślę również o moich rodzicach... Świadomość, że będą patrzyli, jak umieram, łamie mi serce. Moja siostra mówi, że czuje się, jakbyśmy wróciły do stanu początkowego mojej choroby. Ale tak naprawdę jesteśmy teraz w gorszej sytuacji, bo rak jest w moich płucach, poza tym próbowałam już chemioterapii, która nie przyniosła większych efektów. Wypróbowałam dwie wiodące metody leczenia raka jelita grubego. Czuję się teraz zmęczona - walką i brakiem nadziei. I bardzo zawiedziona. Jestem okrutnie zmęczona.

Więcej o książce "Do ostatnich dni" Julie Yip-Williams przeczytasz tutaj.

Instynkt każe mi planować. Muszę przygotować dla Josha nagranie, w którym wyjaśnię mu, jak opłacać wszystkie nasze miesięczne rachunki, żeby ułatwić mu zarządzanie budżetem. Muszę ustalić, kto pomoże wychować nasze dzieci, aby mieć pewność, że dalej będą uczyły się gry na fortepianie, chodziły na basen i uczyły się pływania. 

Chcę, żeby nauczyły się jeść potrawy z całego świata. Muszę przygotować lodówkę i spiżarnię, wypełniając je produktami, które mój mąż i dzieci kochają. Muszę przygotować dziewczynkom pamiątkowe albumy. Muszę powiedzieć bliskim mi osobom, jak bardzo je kocham i jak ich obecność wpłynęła na moje życie. Muszę wymóc na pewnych ludziach obietnice, że pomogą opiekować się moimi córkami, kiedy odejdę. Muszę poprosić najlepiej znające mnie osoby, żeby opowiadały córkom o mnie i o różnych etapach mojego życia. 

Potrzebuję tych ludzi, by podzielili się z Mią i Isabelle wszystkim, co dla mnie najważniejsze, a także, żeby wpajali im chińskie wartości, które mam nadzieję, moje dziewczynki zaakceptują. Muszę zabrać je z Joshem do Disney World i na Galapagos, aby pospacerować wśród stuletnich żółwi. Muszę zrobić suflet karmelowy podobny do tamtego niebieskiego, który jadłam z Joshem w Paryżu w lutym. Muszę podrapać Josha po głowie, tak jak lubi, i poprzytulać się z córeczkami za wszystkie czasy. Jest tyle rzeczy, które muszę jeszcze zrobić.

Wiem, że niebawem odzyskam równowagę i stanę do walki, że będę szukała rozwiązań i broniła się, że będę dzielnie znosiła to, co mnie czeka. Ale wiem też, że bez uprzedniego precyzyjnego zaplanowania najbliższej przyszłości nie będę w stanie wykorzystać pozostałego mi czasu najbardziej efektywnie. Chciałabym zrobić wszystko, co sobie założę. Josh obiecał, że też się nie podda. Nadal jest pełen nadziei. Ja wierzę, że pozostało mi jeszcze dużo czasu.

Cóż, mam świadomość, że jest to trochę myślenie życzeniowe. Sprawujemy nad sobą kontrolę, żeby być dobrymi dla innych. Badamy się, żeby być szczerymi wobec siebie i innych. Kontrolujemy wysiłek, jaki wkładamy w życie. Panujemy nad emocjami w obliczu złych wiadomości. A kiedy przyjdzie czas, będziemy musieli kontrolować proces poddawania się.

Więcej o książce "Do ostatnich dni" Julie Yip-Williams przeczytasz tutaj.

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy