Reklama

Szczepienia: Czy są dobre dla mojego dziecka

Rodzice są podzieleni. Jedni szczepią dzieci, choć obawiają się powikłań po szczepionce. Inni, z tego samego powodu, odmawiają jej podania.

Wydawało się, że większość chorób zakaźnych odeszła od nas na zawsze. Tymczasem z telewizji, radia, internetu dochodzą informacje o kolejnych przypadkach odry. Nic dziwnego, że zwyczajnie zaczynamy się bać o swoje dzieci. I to niezależnie od tego, czy je zaszczepiliśmy, czy nie. Nerwowo wertujemy książeczkę zdrowia dziecka, żeby się upewnić, czy zostało zaszczepione na odrę, krztusiec czy gruźlicę. - Trzeba szczepić dzieci, żeby chronić ich zdrowie - mówimy.

Dlaczego rodzice nie chcą szczepić 

Jednak coraz liczniejsza grupa rodziców uważa, że szczepienia nie są w pełni bezpieczne dla małych dzieci. "Szczepionek jest zdecydowanie za dużo, to koncerny farmaceutyczne chcą zarabiać na zdrowiu naszych dzieci" - argumentują. Przywołują również inne powody swojej decyzji. Mówią na przykład, że dzieci nieszczepione są tak samo zdrowe jak te, którym szczepionki podano. Na koniec przedstawiają koronny argument: szczepionki zawierają groźne składniki, np. rtęć - przez co przyczyniają się do rozwoju autyzmu.

Reklama

- Zamiast straszyć się nawzajem, głośno pytajmy, a odpowiedzi oczekujmy od pediatrów i specjalistów w dziedzinie szczepień - mówi dr Jacek Mrukowicz, wiceszef Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.

- Rzetelnej informacji na temat szczepionek nie szukajmy w mediach społecznościowych, ani nie pytajmy o to koleżanek. Nawet nie wszyscy lekarze innych dziedzin potrafią udzielić wyczerpujących informacji. Szukajmy lepiej pomocy w poradniach pediatrycznych lub konsultacyjnych ds. szczepień - przekonuje dr Mrukowicz.

O co chodzi z tą rtęcią 

Część rodziców uważa, że rtęć używana kiedyś w niektórych szczepionkach jako środek konserwujący (tiomersal), przyczynia się do powstania autyzmu. Wiele badań prowadzonych w Stanach Zjednoczonych i Danii wykluczyło tę zależność. Okazuje się, że w Danii liczba dzieci autystycznych rzeczywiście rośnie od początku lat 90., ale nie ma to nic wspólnego z rtęcią, którą w 1991 roku wycofano całkowicie ze składu szczepionek w tym kraju.

Wyniki ostatnich amerykańskich badań na temat zależności między rtęcią a autyzmem zostały opublikowane w prestiżowym czasopiśmie "Pediatrics".

- W 2014 roku Amerykańska Akademia Neurologiczna, bardzo prestiżowe na świecie towarzystwo naukowe, zdecydowanie wykluczyła szczepienia ochronne jako przyczynę powodującą wystąpienie autyzmu. Te badania są bardzo rygorystyczne i nie mają związku z jakimikolwiek działaniami firm farmaceutycznych - wyjaśnia dr Adrianna Wilczek, pediatra, specjalista neurologii dziecięcej.

- Dziś wiemy z całą pewnością, że autyzm jest chorobą genetyczną - dodaje. Natomiast rtęć, która tak martwi rodziców, w śladowej ilości zawiera obecnie tylko jedna (z kilku dostępnych) szczepionka skojarzona DTP przeciwko krztuścowi, błonicy i tężcowi. Mało kto wie także, że nie jest to toksyczny związek rtęci, ale jej etylowa pochodna, niegroźna dla pacjentów. I nie mylmy jej z metylortęcią znaną ze starych termometrów i rzeczywiście toksyczną.

Może lepiej przechorować? 

Wiele mam pamięta również, że choroby, na które obecnie się szczepimy, kiedyś po prostu przechorowywaliśmy. Dlatego też zastanawiają się, czy w ogóle potrzebujemy szczepionek.

- To prawda, że chorując nabieramy odporności, ale czy my, jako społeczeństwo, możemy pozwolić sobie na chorowanie i zarażanie siebie wzajemnie? Czy bierzemy pod uwagę powikłania po chorobie, na przykład po odrze? Szczepienia są znacznie bezpieczniejsze dla nas, żeby osiągnąć odporność, dlatego właśnie są bezpłatne - mówi dr Paweł Grzesiowski, pediatra, immunolog, specjalista ds. szczepień, ekspert z fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń.

Liczba powikłań poszczepiennych jest nieporównywalnie mniejsza niż tych po przejściu choroby zakaźnej przez osobę niezaszczepioną.

- W przypadku szczepienia przeciw odrze poważne powikłanie występuje raz na milion, a w przebiegu odry, gdy człowiek jest niezaszczepiony, zdarza się raz na 1 tys. przypadków - dodaje.

Czy nie za dużo tych szczepień 

Rodzice, którzy nie chcą szczepić, często powołują się na zbyt przeładowany kalendarz szczepień oraz tzw. umieralność noworodków z Polski i Szwecji. Maluchy są tam rzeczywiście szczepione dopiero od 3. miesiąca życia i tych szczepionek dostają mniej - mówi dr Paweł Grzesiowski.

- Pamiętajmy jednak o zasadniczych różnicach między krajami. Najważniejszą przyczyną umieralności dzieci w Polsce w pierwszym miesiącu życia jest wcześniactwo, a przecież noworodków z bardzo małą wagą w ogóle się nie szczepi! Porównując oba kraje musimy też wziąć pod uwagę, że w Szwecji nie ma gruźlicy, a u nas przypadki tej choroby się zdarzają - dodaje.

W krajach, w których zapadalność na gruźlicę jest na takim poziomie jak w Polsce (22 przypadki na 100 tys.) Światowa Organizacja Zdrowia(WHO) zaleca szczepienia noworodków.

- Możemy oczywiście zastanawiać się nad modyfikacją kalendarza szczepień, ale tylko wtedy, gdy liczba chorób, przeciwko którym są szczepienia, rzeczywiście spadnie, co w obecnej sytuacji epidemiologicznej na świecie może być trudne - uważa dr Grzesiowski. Podobnie zresztą jest ze szczepionkami przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby u noworodków. Specjaliści uważają, że gdy będą zaszczepione wszystkie kobiety, wtedy możemy pomyśleć o jej wycofaniu. Szczepionki na WZW typu B zostały wprowadzone w 1994 roku, czyli większość 30-latków już powinna być zaszczepiona. Ale co z resztą? Na razie jest zbyt duże ryzyko zachorowania i zarażania noworodków.

To rodzice podejmują decyzję 

Lekarze zgodnie twierdzą, że szczepionki są bardzo wnikliwie kontrolowane w instytutach badawczych i są bezpieczne zarówno dla małych, jak i dorosłych pacjentów. Nie można jednak nikogo zmusić do ich stosowania, nawet karą grzywny, którą wprowadził u nas Sanepid.

- Uważam, że kary pieniężne są nieskuteczne, a najważniejsza jest edukacja rodziców, rozwiewanie ich wątpliwości, odpowiadanie na pytania - kontynuuje dr Grzesiowski.

- Tak, jak pokazujemy palaczom skutki palenia, kierowcom skutki zbyt szybkiej jazdy, tak osobom odmawiającym podania szczepionki, pokazujmy konsekwencje nieszczepienia. Warto obejrzeć filmy z lat 60. i 70. na temat chorób zakaźnych. Nie możemy pozwolić, żeby one do nas wróciły - podsumowuje.

W Polsce nie ma jeszcze zagrożenia epidemią chorób zakaźnych, ale przecież podróżujemy i coraz więcej obcokrajowców odwiedza nasz kraj! Wszystkie osoby, które zachorowały na odrę w tym roku, nie zaraziły się w Polsce, tylko za granicą. Problem mogą mieć także osoby mieszające przy granicach naszego kraju. Na Ukrainie i w innych państwach wschodnich, odra zaczyna się bardzo rozprzestrzeniać. Zapominamy, że jesteśmy swoistym zachodnim murem przed krajami byłego Związku Radzieckiego, gdzie sytuacja, jeśli chodzi o szczepienia, jest bardzo zła.

- Dzieci z Ukrainy przyjeżdżają do nas się szczepić, bo tam brakuje szczepionek - mówi dr Paweł Grzesiowski.

Czy z wirusami można wygrać?

Co zrobić, żeby zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusów? Lekarze nie mają wątpliwości, że jedynym rozwiązaniem są szczepienia. - Zapomnieliśmy już, jak groźne są choroby zakaźne i jakie niosą ze sobą powikłania. A z wirusem takich chorób można wygrać tylko wtedy, gdy ponad 95 proc. osób w populacji otrzyma szczepionkę. Na razie jesteśmy w miarę bezpieczni - uspokaja dr Paweł Grzesiowski. - Około 98 proc. Polaków jest w tej chwili zaszczepionych, więc posiadamy tak zwaną odporność grupową - dodaje. Właśnie ta odporność całego społeczeństwa pozwala chronić również dzieci, których z różnych przyczyn nie zaszczepiono.

Wśród tych przyczyn, oprócz odmowy ze strony rodziców, są ważne przeciwwskazania zdrowotne. Nie zostały zaszczepione wcześniaki, które mają bardzo niską odporność, maluchy z problemami neurologicznymi, nowotworami lub po ciężkiej reakcji alergicznej na podanie pierwszej dawki szczepionki. - Jeżeli dookoła są zaszczepione dzieci, to nieszczepione korzystają z odporności populacyjnej. Gorzej, jeśli takie dziecko będzie kiedyś chciało wyjechać z kraju lub spotka się z chorym obcokrajowcem - mówi dr Grzesiowski.

Rozmawiajmy z lekarzami 

Gdy wchodzimy z dzieckiem do gabinetu w ośrodku zdrowia, nie dajmy się zaszczepić "z marszu". Pamiętajmy, że lekarz powinien, a nawet ma obowiązek, przeprowadzić z nami szczegółowy wywiad. W niektórych poradniach pacjenci otrzymują formularze do wypełnienia przed wejściem do lekarza, a potem je z nim omawiają. Wszystko po to, żeby znaleźć najlepsze rozwiązanie dla dziecka, jeśli ma ono inne problemy zdrowotne, które mogą wpłynąć na działanie szczepionki lub stan jego zdrowia po jej podaniu. Czasami konieczne jest odroczenie szczepienia, czasami indywidualna modyfikacja kalendarza szczepień - tłumaczy dr Jacek Mrukowicz.

- Bo może na przykład dziecko zażywa leki, które mogą osłabić działanie szczepionki? Ponadto niektóre choroby są przeciwwskazaniem do szczepień, inne sygnałem, że chory wymaga nawet rozszerzenia ich zakresu - wyjaśnia. - Wszystko po to, by maksymalnie ograniczyć ryzyko niepożądanych zdarzeń. Pamiętajmy, by zgłaszać do ośrodka zdrowia niepokojące objawy występujące po szczepieniu, tzw. niepożądane odczyny poszczepienne (NOP). Nawet te łagodne, jak gorączka, zaczerwienienie w miejscu podania, ból głowy, złe samopoczucie, które są naturalnymi reakcjami organizmu na szczepionkę i występują przez krótki czas.

Powody, dla których rodzice odmawiają szczepień 

♦ 2,3 proc. - wcześniejsze niepożądane objawy poszczepienne

♦ 2,4 proc. - odrębności kulturowe i religijne

♦ 4,3 proc. - wpływ środowisk propagujących medycynę alternatywną

♦ 33,5 proc. - wpływ środowisk ruchów antyszczepionkowych

♦ 57,5 proc. - inne przyczyny

Gdy dziecko miało kontakt z wirusem odry

Dr Paweł Grzesiowski, pediatra, immunolog, specjalista ds. szczepień, fundacja Instytut Profilaktyki Zakażeń:

Dziecko było zaszczepione

W większości przypadków wirus nie ma wtedy możliwości zagnieżdżenia się w jego organizmie, ponieważ zwalczają go komórki odpornościowe i przeciwciała obecne na błonach śluzowych i we krwi. Jednak osoba zaszczepiona nie jest w 100 proc. bezpieczna. W przypadku bardziej intensywnego kontaktu z chorym, na przykład, gdy to mama opiekuje się synem i była zaszczepiona tylko raz, może zarazić się odrą, bo wirusy przełamią odporność poszczepienną i mama zachoruje. Jednak przebieg tej choroby będzie łagodny i na pewno bez powikłań, które są bardzo poważne.

Dziecko nie było szczepione

Nie ma więc przeciwciał, dlatego wirus bez problemu wnika do organizmu. Zaczyna się infekcja, a po 2-tygodniowym okresie wylęgania, mamy już pełne objawy choroby. Niektóre szczepy wirusa odry mają zdolność "instalowania się" w naszym układzie nerwowym i po wielu latach mogą wywołać chorobę, która się nazywa stwardniejące zapalenie mózgu i zagraża życiu. Nie możemy przewidzieć, czy i kiedy to się wydarzy. Jedna osoba zachoruje i nic, a u innej nastąpią powikłania.


Aneta Olkowska

Świat kobiety
Dowiedz się więcej na temat: szczepienia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy