​Narzeczeńskie porwania

W staropolskich zapiskach, kronikach sądowych, opowieściach familijnych szlacheckich rodów nieraz wspominano podobne wydarzenia. Niekiedy ze zgorszeniem czy potępieniem, ale mimo wszystko częściej z niejakim podziwem dla śmiałości kawalera i odwagi panny, która uwiedziona gorącym afektem, decydowała się pójść za głosem serca i dać się wykraść ukochanemu, by później zawrzeć pod osłoną nocy ślub przy dwóch świadkach.

Porwania panien młodych to w dzisiejszych czasach rzadkość
Porwania panien młodych to w dzisiejszych czasach rzadkość 123RF/PICSEL

Ślubu często udzielał kwestarz z zakonu kapucynów przemierzający okolice w jednokonnym wozie, prosząc mieszkańców o datki na klasztor. Duchowni z tego zakonu dość często przywoływani byli przez pary pragnące zawrzeć sekretny ślub, a do ich sakiewek trafiały srebrne czy złote monety.

Kodeksy tamtych czasów określały takie incydenty jako raptus puellae, a zgłaszali je zwykle ojcowie bądź prawni opiekunowie uprowadzonych panien. Powodem był brak zgody na małżeństwo z wybrankiem. Niekiedy dziewczyna była przez rodzinę przyrzeczona innemu, w oczach familii bardziej odpowiedniemu, z reguły bogatemu mężczyźnie. W przypadku posażnych sierot sprawujący opiekę nad majątkiem kuratorzy nie mieli ochoty rozliczać się z majątku panny, co musiałoby nastąpić tuż po ślubie. Najchętniej zresztą ułożyliby jej małżeństwo ze swym synem czy młodym krewnym, który nie żądałby wglądu do ksiąg rachunkowych.

Posag dla Panny Młodej

Cześnik przemyski Jan Kośmiński zarządzał dobrami jedynaczki swego kuzyna Jerzego, który będąc wdowcem, zaginął podczas wojny z Turkami. Nieletnia Jadwiga Kośmińska dostała się pod opiekę krewnego, który po kilku latach doprowadził do zaręczyn podopiecznej ze swym synem. Gdy narzeczony wyjechał na kilka miesięcy w interesach do Wiednia, Jadwiżka, której ten związek nie cieszył, "dała upust tajemnemu afektowi" - jak pisano w kronice rodziny Ostaszewskich - i pozwoliła się wykraść młodemu ziemianinowi z rzeszowskiego powiatu, Maciejowi Ostaszewskiemu. Poznała go i z wzajemnością pokochała rok wcześniej, goszcząc latem u generała Załuskiego w Iwoniczu. Z posiadłości opiekuna nie odeszła bynajmniej w przysłowiowej jednej koszuli. Jak opisywał to zajście cześnik Kośmiński, panna - pod osłoną nocy - wraz z oddaną jej służebną wzięła szkatułkę z należącą do niej złotą i srebrną biżuterią, zawinęła w cenne futro trzy paradne suknie i złote pucharki odziedziczone po rodzicach. Obie niewiasty wymknęły się z dworu tylnymi drzwiami i pobiegły przez ogród do drogi, gdzie czekał Ostaszewski z kolaską zaprzężoną w dobre konie. 

Jeszcze nim nastał świt, w kaplicy w sąsiednim majątku "umówiony przez imć Ostaszewskiego kwestarz kapucyn" związał im ręce stułą, po czym młodzi pojechali do krewnych męża, by stamtąd wysłać wiadomość do cześnika. Ten, zobaczywszy, że przyszła synowa zniknęła wraz z najcenniejszym dobytkiem, wpadł w taką złość, że pobił posłańca. A potem wysłał skargę do przemyskiego trybunału, żądając ukarania porywacza i powrotu wychowanki wraz z zabranymi kosztownościami. Sprawa ciągnęła się na tyle długo, że młodym małżonkom urodził się zdrowy synek.

Wyrokiem sądu mąż Jadwiżki musiał zgodzić się, by Kośmiński z racji ucieczki wychowanki i złamania przez nią obietnicy małżeństwa wobec jego syna mógł otrzymać pewną sumę z rozliczeń posagowych. Kośmiński zaś musiał przystać na tzw. nawiązkę dla posłańca, którego pobił na wieść o sekretnym ślubie.

Niekiedy "raptów" panien dokonywano, gdy rodzice dziewczyny nie mogli dojść do zgody w kwestii zamążpójścia córki. Z reguły to matka popierała pragnienia potomkini, czasem nawet wyjeżdżała z nią pod pozorem wizyty w sąsiednim dworze czy kościelnej uroczystości w powiecie. Kawaler czekał w umówionym miejscu, a kościół i duchowny, by dokonać ceremonii.

Zdarzało się - chociaż wyjątkowo - że majętna i zakochana, a przy tym energiczna panna doprowadzała do małżeństwa pomimo sprzeciwu swojej rodziny. Tak było w przypadku siostry księcia Karola Radziwiłła "Panie Kochanku" - Teofili. Ta odważna i rezolutna księżniczka zakochała się w przystojnym poruczniku milicji nadwornej brata - Ignacym Morawskim. Wiedząc dobrze, że Karol nigdy nie zgodzi się na małżeństwo siostry z ubogim szlachcicem, wyjechała z Ignacym z Nieświeża do Lwowa i tam przekonała spokrewnionego z Radziwiłłami biskupa, by udzielił im ślubu za indultem. Ponoć jednym z argumentów w rozmowie z duchownym była poduszka wsunięta pod krynolinę. Po czym zawiadomiła w liście księcia Karola o ślubie z Morawskim. Gniew księcia był wielki - zażądał, by Teofila natychmiast wystąpiła do konsystorza o unieważnienie nierównego stanem małżeństwa. Odgrażał się też, że w razie odmowy uczyni siostrę wdową. Teofila raczej nie przejęła się pogróżkami brata.

W stosownym czasie zawiadomiła go, że został wujem i że oboje z Ignacym proszą go o trzymanie syna do chrztu. Napomknęła też o zapisanych jej przez nieżyjących rodziców dobrach, gdyż musi przecież gdzieś zamieszkać z mężem i dzieckiem. Po jakimś czasie książę ochłonął i pojednał się z siostrą, a jej nierównego stanem męża szczerze polubił. Było to zresztą bardzo szczęśliwe małżeństwo.

Raptus puellae zgłaszali zwykle ojcowie bądź prawni opiekunowie uprowadzonych panien
Raptus puellae zgłaszali zwykle ojcowie bądź prawni opiekunowie uprowadzonych panien123RF/PICSEL

Porwania Pana Młodego

Porwania upragnionego mężczyzny i doprowadzenia go nieomal siłą do ołtarza dokonała w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego, uchodząca za awanturnicę, Katarzyna Gostkowska - 28-letnia wówczas córka generała. Już po pierwszym spotkaniu z Ignacym Dembińskim, przystojnym i wielce majętnym synem znakomitej matki Urszuli z Morsztynów, zapałała do niego gwałtowną namiętnością. Wkrótce też wysłała list do starościny, oświadczając się o rękę jedynaka. Urszula Dembińska odmówiła zgorszona i oburzona tego rodzaju propozycją. Wkrótce potem odbywającego konną przejażdżkę Ignacego otoczył oddział kozaków i uprowadził do Komołowa, majątku Gostkowskich. Tam czekała Katarzyna z zakonnikiem, który pospiesznie związał ręce młodej pary stułą. Młoda żona rozkazała Ignacemu napisać list do matki, że zaślubiny właśnie się odbyły. Na wieść o tym starościna Dembińska wysłała do Komołowa kilku hajduków z listem do Ignacego, by natychmiast wracał do domu, gdyż wobec okoliczności zawarcia małżeństwa - pod przymusem i bez zapowiedzi - ślub nie jest ważny. Kozacy Gostkowskich pobili służbę pani Dembińskiej, nie dopuścili też, by Ignacy wyjechał. 

Dwukrotnie jeszcze matka usiłowała skłonić jedynaka do powrotu. Skapitulowała dopiero, gdy synowa przysłała jej list, że spodziewa się dziecka. Wówczas przekazała synowi należne mu po ojcu dobra. Ten bardzo znaczny i świetnie zarządzany przez starościnę majątek w ciągu kilku lat stopniał wskutek zamiłowania Katarzyny do hazardu. Wkrótce potem Dembińscy się rozeszli - on mieszkał w Warszawie, ona podróżowała, odwiedzając salony gry. Trzy córki tego skrajnie niedobranego stadła rosły z dala od rodziców. Średnia zmarła w wieku lat kilkunastu. Pozostałe na szczęście nie odziedziczyły nałogów i przykrego charakteru matki.

Bogna Wernichowska

Magazyn Wesele
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas