Co się stało z tą sztuką?

Większości Polaków kojarzy się tylko z Bregowićem i Kusturicą. Bywalcy wernisaży wymienią jeszcze Marinę Abramović i kilku twórców eksperymentalnych filmów sprzed pół wieku. Na tym zwykle się kończy. Co się stało ze sztuką kraju, który jeszcze pół wieku temu uważany był za jeden z najciekawszych ośrodków artystycznych Europy? O tym gdzie podziała się serbska sztuka opowiadają Svetlana Petrović i Malwina Niespodziewana, kuratorki wystawy "Notto – My experience in a notebook", na której można oglądać notatniki serbskich artystów.

Malwina Niespodziewana i Svetlana Petrović
Malwina Niespodziewana i Svetlana PetrovićJakub Pierzchałamateriały prasowe

Aleksandra Suława: Chyba wszyscy jesteśmy ignorantami.

SvetlanaPetrović: - Sama może sobie pani na to odpowiedzieć.

Jak?

S. P. - Zadam pani pytanie: jakich serbskich artystów pani zna? Jakich artystów znają pani znajomi? No właśnie. Zwykle kończy się na Abramowić, która chociaż była niezwykle ważna, teraz z Serbią ma tyle wspólnego, że przyjeżdża tu odwiedzić rodzinę i znajomych. A ja z waszej sztuki znam i Artura Żmijewskiego, i Magdalenę Abakanowicz, i Katarzynę Kobro.

Jeśli  serbska sztuka jest  dobra, to chyba powinno być o niej głośno.

S. P.- I tak. i nie. To co dzieje się w serbskiej sztuce trudno zrozumieć komuś, kto nie urodził się i nie wychował się na Bałkanach. Na początku lat 90. naszą twórczość zdominowała polityka. Jakby wszyscy nagle próbowali rozliczyć się z tym, co działo się w kraju w czasie wojny domowej. Artyści zaczęli zastanawiać się nad tym, kim są, skąd pochodzą, jaka jest ich tożsamość narodowa.

- Tę tendencję dobrze ilustruje jedna z prac Milicii Tomić. Na jednym z bardziej znanych filmów możemy oglądać artystkę, która powtarza w różnych językach: "Nazywam się MiliciaTomić i jestem Serbką/Włoszką/Polką/Niemką". Zaraz po wojnie domowej my sami nie wiedzieliśmy kto jest tak naprawdę winny, a  kto jest ofiarą tego konfliktu. My, jako jednostki, jako cywile, nic nigdy nie zrobiliśmy ludziom z innych republik. Czy zrobiliśmy coś jako naród? Tego nie wiem.

Brzmi znajomo.  W Polsce po `89, artyści też  nagle znaleźli się w nowej rzeczywistości i musieli na nowo zdefiniować to, kim są. Też wtedy mieliśmy sztukę zaangażowaną, krytyczną, bardzo głośno krzyczącą o tym co się dzieje w nowej Polsce.

Malwina Niespodziewana:- W Serbii  sztuka zawsze była zaangażowana. Zauważyłam to, kiedy kilka lat temu byłam w Belgradzie z moją wystawą. To było niesamowite, z jaką pasją, z jakim zaangażowaniem przybyli goście dyskutowali na wernisażu. Ten intelektualizm był bardzo pociągający, przypominał mi Kraków dwadzieścia lat temu.

Serbska sztuka nie rozwija się dzięki temu zaangażowaniu?

S. P. - Żeby mieć wpływ, musisz mieć wsparcie mediów, a nie zauważyłam, żeby to co się dzieje w galeriach sztuki interesowało dziennikarzy.

Nie uwierzę, że w stolicy nie ma krytyków sztuki na wernisażach.

S.P. - Nie ma krytyków na wernisażach, bo nie ma gdzie oglądać wernisaży. Muzeum sztuki współczesnej w Belgradzie od 8 lat jest zamknięte, bo od wojny nie ma na nie pieniędzy. Zostały nam tylko małe, hermetyczne galerie. Ludzie, którzy tam przychodzą, to głównie znajomi artystów - więc na kogo ta sztuka ma mieć wpływ? Na innych malarzy, reżyserów, pisarzy? I tak się to wszystko kisi we własnym sosie, nie mogąc wydostać się na zewnątrz.

A co się dzieje, kiedy już się wydostanie? Nie trafia do ludzi?

S.P. -Nie jest rozumiana. Dla Serbów wystawa to cały czas coś, co musi wisieć na ścianie  albo stać obok niej: malarstwo, rzeźby, tego typu rzeczy. Nudzi ich też tematyka wystaw. Jeśli telewizja i gazety codziennie powtarzają ci dwa słowa: "wojna i kryzys", nie masz już ochoty oglądać ich w galerii.

A politycy są zadowoleni z tego co mówią o nich artyści?

S.P. -Politycy? Oni nie są zainteresowani ani sztukami plastycznymi, ani żadną sztuką w ogóle. Nie zdają sobie sprawy z tego, jak silna potrafi być sztuka i jak wielu ludzi potrafi za sobą pociągnąć. Nie umieją jej wykorzystać. Myślę, że muzea są zamknięte bo generacja, która obecnie rządzi nie wie tak naprawdę czym jest muzeum, nigdy w nim nie była.

Skoro nikt nie bywa w muzeum, to skąd się biorą artyści?

S.P. -Tutaj już nikt nie chce być artystą. Młodzi stracili zainteresowanie sztuka, a ci którzy jeszcze próbują tworzyć, doskonale widzą, że w Serbii nie ma dla nich  żadnych perspektyw. Nie ma nowoczesnych kierunków, nie ma dobrych wykładowców. Poza tym,  żeby być artystą w Serbii, trzeba mieć pieniądze, bo uczelnie artystyczne są jednymi z najdroższych w kraju.  Efekt jest taki, że każdy,kogo stać na zapłacenie czesnego, może studiować. Nie istnieje już coś takiego, jak selekcja przy rekrutacji.

Zawsze tak było?

S.P. -Nie, oczywiście, że nie. 20-25 lat temu, byli w Serbii artyści aktywni, cenieni, którzy byli autorytetami. Mogli zaoferować studentom swoje kontakty zagraniczne, swoje doświadczenie. Kiedy opuścili akademię, ich stanowiska przyjęli asystenci, ludzie  bez doświadczenia, bez pomysłów i bez talentu.

W Polsce po `89 kobiety rzuciły się do galerii, uznając, że sztuka jest świetnym narzędziem w walce o równouprawnienie. Rozmawiałyśmy o Abramović,  wspomniała pani o Tomić. Kobiety, artystki, samo narzuca się "feministki".

S.P. -Nie u nas. Teraz mamy w Serbii tematy, które zajmują artystów o wiele bardziej niż feminizm. Kiedy masz wokół siebie takie problemy jak wojna, jak nieumiejętność określenia tego kim naprawdę jesteś, tego czy jesteś winy czy niewinny, to naprawdę nie chce ci się myśleć o równouprawnieniu. Spychasz wtedy feminizm na bok i zostawiasz go na inną okazję.

- Nie ma u nas takich artystek jak Cindy Sherman, które oprócz prac dotyczących równouprawnienia, mówiłyby też w mediach, pisały, dyskutowały w Internecie, na temat tego, czym jest kobiecość i jaką rolę pełni i powinna pełnić kobieta w świecie. O swojej seksualności, o macierzyństwie...

M. N. - Chociaż może powinny. W Serbii cały czas żywy jest model macho. Mężczyzna przyjmuje raczej rolę pasywną w codziennym życiu. Znam wiele Serbek, które nie tylko zajmują się domem, ale też pracują zawodowo i są jedynymi żywicielami rodziny.

I nic z tym nie robią?

M. N. - Te, które są bardziej świadome, robią. Mam koleżankę, która powiedziała, że nigdy w życiu nie wyjdzie za mąż za Serba, bo nie będzie niczyją służącą. Inna się rozwiodła i nie szuka już mężczyzny.

Wracając do wystawy. Nie wydaje mi się, żeby prace które można oglądać były szczególnie zaangażowane politycznie...

M.N. -Bo to zupełnie inny rodzaj twórczości. Na wystawie zgromadziliśmy notatniki 30 różnych serbskich artystów. To, co się w nich znajduje, to świat, który na ogół nie jest dostępny publiczności. To notatki często bardzo intymne, zapiski o wszystkim. Od artystycznych szkiców, koncepcji nowych prac, poprzez rachunki, plany wystaw, a nawet wiersz wymyślony w toalecie.

Świat bez wojny i polityki?

M.N. -Wśród notatników jeden jest pusty, nie ma w nim ani jednej kartki. To zeszyt Milicii Tomić. Artystka wybrała się do rodzin, które straciły swoich bliskich w czasie zagłady w Srebrenicy w 1995 roku, którą Tomić nazywa ludobójstwem. Poprosiła ich, aby opowiedzieli o swoich utraconych bliskich, o tym jak wyglądali, kim byli, o czym marzyli, jakie mieli plany i na podstawie tych opowiadań naszkicowała portrety zmarłych lub zaginionych.

-  Po trzech latach pracy, podjęła jednak decyzję, że rysunki powinny wrócić tam, gdzie zostały stworzone. Portrety wróciły do rodzin z którymi się kontaktowała. Ta praca to coś więcej niż szkicownik, to coś pomiędzy pamięcią i traumą.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas