Reklama

Katarzyna Michalak: Poznałam, co to głód i strach

- Doskonale potrafię wczuć się w emocje moich bohaterek, bo wszystkie – od szczęścia, nadziei i ufności do rozpaczy, bezradności i strachu poznałam. Bardzo dobrze poznałam. Teraz doceniam każdą chwilę spokoju, cieszę się każdym jasnym, radosnym dniem, bo wiem, jak szczęście jest ulotne i jak łatwo wszystko stracić - mówi Katarzyna Michalak, autorka wielu bestsellerów.

Przyznam, że jest pani dla mnie swoistym fenomenem, jeśli nie na skalę światową, to na pewno polską: dwadzieścia dwie książki w ciągu sześciu lat! I to wszystkie na listach bestsellerów! Jak pani tego dokonała?

Katarzyna Michalak: - Dwadzieścia pięć (śmiech), trzy następne są już napisane. Jak tego dokonałam? Ja uwielbiam pisać, Czytelniczki czytać, zaś Wydawcy wydawać. Stanowimy zgrane trio. A że zupełnie przy okazji jestem pracoholiczką...

Jest pani również bardzo wszechstronną autorką - powieści obyczajowe, romans, erotyk, sensacja, kryminał, fantasy, a nawet książka kucharska. Nie ucieka pani też przed trudną tematyką społeczną.

Reklama

- Moja wszechstronność wynika, po pierwsze, z ciekawości, a po drugie, z ambicji. Jestem bardzo ciekawa nie tylko świata - lubię dużo wiedzieć na każdy temat, ale i swoich możliwości, stale sprawdzam samą siebie - co potrafię, jakim wyzwaniom sprostam, czym mogę siebie jeszcze zaskoczyć, a czym już nie.

- Gdy utwierdziłam się w przekonaniu, że w ogóle potrafię pisać, gdy Czytelniczki dały mi znać, że powieści pogodne, ku pokrzepieniu serc i z koniecznie dobrym zakończeniem wychodzą mi całkiem, całkiem, zapragnęłam pójść krok dalej i zmierzyć się z trudniejszą tematyką. Napisałam więc Nadzieję, potem - gdy ta powieść została zaskakująco dobrze przez Czytelniczki przyjęta, wyszarpnęłam z duszy i serca historię jeszcze trudniejszą, czyli Bezdomną, i przestałam się bać różnorodnej tematyki.

Czy trudno się konstruuje tak różne światy?

- Na pewno trzeba dostać od Boga talent, wyobraźnię i empatię. Ja miałam to szczęście, że zostałam nimi obdarzona, i tworzenie innych, zupełnie różnych rzeczywistości przychodzi mi samo z siebie, po prostu "wchodzę" w świat, który opisuję. Trudno zaczyna się robić dopiero wtedy, gdy ten świat jest brutalny, gdy rozgrywają się w nim nieprawdopodobne dramaty, a ja, będąc "tam", staję się ich uczestniczką i przeżywam dramaty moich bohaterów jak swoje własne. Po takiej powieści bardzo długo nie mogę wrócić do rzeczywistości i długo leczę zadane mi w tamtym świecie rany.

Powiedziała pani "zaskakująco dobrze przez Czytelniczki przyjęte" - zaskakuje panią sukces pani książek?

- Tak, nadal nie potrafię uwierzyć, że z niepozornej, nikomu nieznanej Kasi Michalak, najpierw lekarki weterynarii, później zarządczyni nieruchomości, stałam się pisarką, posiadającą własne, podpisane moim imieniem i nazwiskiem półki w księgarniach. Jest to coś... zupełnie nieprawdopodobnego, bo w głębi duszy nadal jestem tą cichą, zakompleksioną kobietką po ciężkich przejściach.

Jakie to przejścia? Chce się nimi pani z nami podzielić?

- Ech... nie jest łatwo o tym opowiadać... Kiedyś, dawno temu, wydawało mi się, że mam wszystko, o czym tylko można zamarzyć. Miałam kochanego męża, któremu ufałam, jak nikomu na świecie, miałam śliczny domek na leśnej polanie, miałam wspaniałą pracę, dającą mi mnóstwo radości i satysfakcji - byłam lekarzem w ogrodzie zoologicznym i prowadziłam własną lecznicę, a jakby jeszcze tego było mało, urodziłam ślicznego, zdrowego, wymarzonego synka. Byłam naprawdę szczęśliwa i spełniona. Każdy dzień zdawał się pełen niespodzianek i... cóż... taka niespodzianka właśnie się przydarzyła.

- Z dnia na dzień okazało się, że moje małżeństwo to ułuda zbudowana na zdradzie i kłamstwie, z mojego domu zostałam wraz z synkiem wystawiona za drzwi, a ukochaną pracę musiałam porzucić i wrócić do rodzinnego miasta. Jednego dnia miałam wszystko, następnego kompletnie nic. Poznałam, co to głód i strach o przyszłość, poznałam, co to brak podstawowego poczucia bezpieczeństwa, "zaliczyłam" trudny rozwód i wieloletnią depresję porozwodową.

- Tak. Doskonale potrafię wczuć się w emocje moich bohaterek, bo wszystkie - od szczęścia, nadziei i ufności do rozpaczy, bezradności i strachu poznałam. Bardzo dobrze poznałam. Teraz doceniam każdą chwilę spokoju, cieszę się każdym jasnym, radosnym dniem, bo wiem, jak szczęście jest ulotne i jak łatwo wszystko stracić.

Czyli cierpienie uczy cieszyć się małymi sprawami, sprawia, że jesteśmy mądrzejsi, potrafimy dawać rady, czy to podczas rozmowy, czy poprzez napisane książki, jak w pani przypadku...

- Cierpienie ponoć uszlachetnia. Mnie uwrażliwiło na to, co staram się przekazać w każdej książce: jak łatwo jest wszystko stracić. Jak przewrotny bywa los. I jak - mimo że teraz też bywa mi ciężko - muszę doceniać wszystko, co mam, tu i teraz. Cieszyć się choćby tym, że moje dzieci są zdrowe i bezpieczne. Że odbudowałam z kompletnych zgliszczy moje życie. Ta życiowa nauczka - teraz widzę, jak bezcenna - przyniosła mi jeszcze coś: świadomość, że choćby było bardzo źle, wręcz tragicznie, jest ktoś, komu mogę ufać, kto mnie nie zawiedzie: ja sama. Zyskałam niesamowitą siłę wewnętrzną i wiarę w siebie.

Ale czy takie przeżycia nie sprawiają, że z rezerwą podchodzi się do życia i tego, co ze sobą niesie? Czy nie boi się pani zaangażować w znajomość, przyjaźń... miłość?

- Rzeczywiście kiedyś byłam taka ufna i naiwna... Zupełnie jak moje bohaterki - może dlatego często piszę o dziewczynie, którą byłam wtedy, przed życiową traumą. Dziś jestem może nie tyle nieufna, ile ostrożna. Może nawet zamknięta w sobie? Wolę przeżywać romantyczne uniesienia na kartach książek niż w rzeczywistości, bo... tak jest bezpieczniej? Właściwie w moich opowieściach mam wszystko! Książę na białym koniu? Proszę bardzo! (śmiech).

Fascynująca jest pani droga od lekarki weterynarii do kobiety tworzącej bestsellery. Jaki jest pani przepis na szczęście?

- Nie poddawać się. Odszukać w sobie pasję, odnaleźć siłę i sięgnąć po marzenie, choćby wydawało się zupełnie nieosiągalne. Gdy masz cel w życiu, godny cel, który da ci szczęście, satysfakcję czy spełnienie, miej odwagę do niego dążyć z całych sił. Czy byłam lekarzem weterynarii, czy administratorką biurowca na Marszałkowskiej, czy teraz jestem pisarką, robię to najlepiej jak potrafię, daję z siebie wszystko. To jest właśnie mój sposób na życie. I przepis na szczęście. Pod jednym wszakże warunkiem: nie krzywdząc innych. Szczęście zbudowane na czyimś cierpieniu to coś najbardziej żałosnego i godnego pogardy.

Podkreśla pani, że trzeba mieć siłę, by realizować swoje cele i marzenia... Ale skąd czerpać siłę, będąc samotną matką, jak pani? Skąd brać czas na marzenia? Jak sobie pani z tym radzi na co dzień?

- Skoro jesteś kobietą, to masz tę siłę. Musisz ją tylko w sobie odkryć. My, kobiety, dla kogoś, kogo kochamy, potrafimy dokonać nieprawdopodobnych rzeczy. Samotna matka, mająca na utrzymaniu dziecko, zależne przecież tylko od niej, nie powie: "Mam tego dosyć, odchodzę, radź sobie, kochany dwuletni Piotrusiu sam". Po prostu będzie walczyć o byt swój i swojego dziecka.

- Poznałam kobiety pozostawione same sobie z dziećmi niepełnosprawnymi, czasem śmiertelnie chorymi i siła tych kobiet, ich codzienne, spokojne - choć nam wydają się dramatyczne - zmagania z życiem potwierdzają to, w co wierzę: my, kobiety, jesteśmy nie do zdarcia. Musimy tylko w to uwierzyć. I podjąć walkę. Ja mam tę niesamowitą radość, że za moją samotną walkę jestem wynagradzana: kochanymi dziećmi, domkiem w pięknym miejscu, a przede wszystkim pisarstwem, które daje mi ogromną radość, i setkami tysięcy doceniających moją pracę Czytelniczek. Nie wszystkie z nas mają tyle szczęścia...

- A czas... czas na spełnianie marzeń zawsze się znajdzie.

Wydaje się pani jak pani bohaterki, z zewnątrz delikatna, bardzo kobieca, trochę rozmarzona, ale wewnątrz czają się ogromne pokłady siły i samozaparcia...

- Jak to czasem powtarzam: nie dajcie się zwieść tej niewinności. Delikatna i kobieca, potrafię w jednej chwili stać się lwicą broniącą swojego dziecka czy jakiejkolwiek krzywdzonej istoty - widząc, jak ktoś się znęca nad kimś bezbronnym, staję się naprawdę... nieobliczalna (kiedyś w obronie dręczonej starszej pani chciałam się bić - ja, pięćdziesięciokilogramowe chuchro - z dwoma podpitymi dresiarzami!).

- Z drugiej strony, gdy coś przerasta moje siły, gdy los sprzysięga się przeciwko mnie, czy po prostu jestem śmiertelnie zmęczona, potrafię rozpłakać się jak małe dziecko. Z bezradności, z bezsilności, z beznadziei... Płaczę tak w samotności dotąd, aż skończą się łzy, trzeba wstać i iść dalej. Ale ta samotność w zmaganiach z życiem jest czasem naprawdę trudna.

No właśnie: każda z pani bohaterek prócz celu, do którego dążyła z siłą i determinacją, marzyła jeszcze o czymś... A raczej o kimś... Czy jest w życiu Katarzyny Michalak jeszcze miejsce dla mężczyzny? Tego wyśnionego, wymarzonego?

- Och... Dotknęła pani czułego punktu... (śmiech) Do niedawna wydawało mi się bowiem, że wystarczy mi to, co mam. Że nie będę kusić losu marzeniem o wielkiej miłości. Ale jak ja, właśnie romantyczka i marzycielka, mogłabym nie pragnąć wielkiej, pięknej miłości? Po piętnastu latach samotności naprawdę mam jej serdecznie dosyć i po cichu, w skrytości serca śnię o moim księciu, który być może gdzieś tam jest i śni o mnie. Jak jednak całkiem niedawno zauważyłam, na pewno nie ma owego księcia w czterech ścianach mojego domu, w ogrodzie też nie. Musiałabym wyjść z bezpiecznego azylu, który sobie stworzyłam, i sprawdzić, co jest za zakrętem drogi mojego życia... Co, a może kto?

Akcja wielu pani książek dzieje się w sielskim otoczeniu przyrody, zwykle w uroczych małych miejscowościach. Prywatnie też Pani uciekła z dużego miasta. Nie lubi pani miast?

- Bardzo lubię miasta! Raz w miesiącu, w małych dawkach! Poważniejąc: z urodzenia jestem warszawianką, spędziłam tutaj dzieciństwo, młodość i część dorosłości, ale od zawsze, od kiedy pamiętam, ciągnęło mnie na wieś. Jako dziecko wyjeżdżałam w wakacje do zaprzyjaźnionych gospodarzy, pomagałam przy żniwach, karmiłam świnie, jeździłam na oklep konno, doiłam krowy... Z jakim sentymentem wspominam tamte czasy...

- Gdy podźwignęłam się po rozwodzie, postanowiłam znaleźć miejsce na ziemi, gdzie poczuję się tak beztroska i szczęśliwa jak wtedy. Po długich poszukiwaniach owego miejsca stanęłam pewnego dnia na małej, sennej stacyjce w pewnej mazowieckiej wsi, gdzie będąc małą dziewczynką, jeździłam na kolonie i całymi dniami taplałam się w Liwcu i... coś zakrzyczało we mnie: To tutaj! Potem zobaczyłam stary, niemal rozsypujący się domek i - dokładnie jak moja bohaterka Ewa z Roku w Poziomce - westchnęłam z głębi duszy: "Jaki on piękny...", choć dom sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał się rozpaść.

- Mimo to podjęłam decyzję natychmiastową i parę dni później byłam szczęśliwą posiadaczką ruiny nazwanej Poziomką. Od tamtego dnia cieszę się każdym dniem w tym miejscu. Kocham je na dobre - gdy jest wiosna i budzi mnie śpiew ptaków - i na złe - gdy mróz zetnie wodę w rurach, a ja, płacząc niemal z wysiłku, odśnieżam podjazd. Ale przecież: "Gdzie dom twój, tam serce twoje"...

Tak, w swoich powieściach stawia pani na rodzinę, marzenia, dom... Rozumiem, że są to pani wartości, którymi chce się ani dzielić z nami, czytelnikami.

- Szczęście buduje się na czterech filarach. Jednym z nich jest dom - choć spotkałam kiedyś szczęśliwą bezdomną, ale czy naprawdę nie wolałaby mieć własnego mieszkanka, niż sypiać na dworcach? Drugim jest zdrowie, bo bez niego wszystko jest niczym, a gdy jeszcze choruje dziecko... to jest prawdziwa rozpacz. Trzecim dobra praca, praca, którą kochamy, która daje nam spełnienie, ale jest też godnie wynagradzana. Zaś czwartym filarem jest rodzina.

- Człowiek samotny nigdy nie będzie szczęśliwy. Rodzina - kochająca się, wspierająca, ciesząca chwilami we własnym gronie - czy jest ktoś, kto o tym nie marzy? A jeśli już taką rodzinę ma, czy jej nie ceni? Dzisiaj wszystko stanęło na głowie. Wartości takie jak rodzina, tradycja, wierność, prawdomówność, zaufanie, prawość charakteru, dobroć, altruizm są... niemile widziane, wręcz wyszydzane w mediach, literaturze, filmie, dziś liczy się szybkie życie, duże pieniądze i łatwy seks. Ja jestem tradycjonalistką, hołduję dawnym wartościom. I o takich kobietach - i dla takich kobiet - chcę pisać, bo pragnę być w zgodzie z samą sobą.

Pisarka, prowadząca poczytny blog, mama samotnie wychowująca synka, właścicielka domu piekąca wspaniałe ciasta, a czasem walcząca z zasypanym śniegiem podjazdem... Od razu nasuwa się pytanie: jak ona to robi?! Czy przy tak wielu obowiązkach ma Pani czas na odpoczynek?

- Odpoczywam... hmm... czy ja mam czas odpoczywać? (śmiech) Odpoczywam w moim ogrodzie, pielęgnując to, co ukochałam niemal tak jak pisarstwo: moje piękne róże. Naprawdę, gdy ktoś widzi, z jaką miłością o nich opowiadam, z jaką czułością dotykam ich płatków, jak słodko do nich gadam... może pomyśleć, że "ta kobieta ma lekkiego fioła", ale pisarka musi nieco odstawać od normalności, prawda? (śmiech)

Poważniejąc jednak: myślę, że jest to kwestia samodyscypliny, a zdyscyplinowana to ja jestem. Jest czas dla dzieci, jest dla domu. Jest czas dla pracy i jest dla odpoczynku. Nie tracę bezcennego czasu, danego nam raz na całe życie, na bezmyślne wgapianie się w telewizor, nie marnuję na siedzenie w internecie i pisanie hejterskich komentarzy.

- Ja po prostu korzystam z każdej darowanej mi chwili, bo mój czas może się skończyć już jutro. Dostałam od dobrego Boga talent i dzięki niemu przynoszę chwile radości i wzruszeń moim Czytelniczkom. Gdybym ten dar zmarnowała... nie mogłabym spojrzeć w oczy własnym dzieciom, którym daję przecież przykład. Naprawdę wszystko, co przeżyłam - i dobrego, i złego  było po coś, w jakimś celu. I jestem za to losowi głęboko wdzięczna. Jak mogłabym to zmarnować?

Pani życie mogłoby posłużyć za materiał na kilka dobrych scenariuszy... Które wątki wybrałaby pani do pierwszego filmu biograficznego?

- O nie, nie! Tylko nie autobiografia! Ani w formie pisanej, ani filmowej! (śmiech) Przyznam, że wolę przeżywać perypetie, smutki i radości moich bohaterek, niż wracać do własnych. Nie lubię wracać do przeszłości. Jest naprawdę zbyt bolesna. Ale... jeżeli już miałabym pokazać kawałek swojego życia, to byłaby moja praca w zoo. Jak ja uwielbiałam tamto miejsce i każdy dzień, który przynosił niespodzianki... Idąc do pracy, nie wiedziałam, czy dziś będę leczyła złamane skrzydło pelikana, czy może szyła ranę na łapie lwicy. Kochałam to!

Czy pisarstwo jest pani sposobem na życie, czy mogłaby pani żyć bez niego?

- Przyznam, że mam kilka innych zadziwiających umiejętności, bo zawsze byłam ciekawa świata i uwielbiałam poznawać nowe rzeczy, nabywać nowe doświadczenia. Potrafię naprawić kontakt, potrafię robić witraże, mam też za sobą kurs projektowania wnętrz i ogrodów, że o produkcji filmowej i komponowaniu muzyki nie wspomnę, czego dowodem jest teledysk do Poczekajki.

- Uważam jednak, że dostałam od losu pewną misję i muszę ją wypełnić. Potrafię pisać, potrafię pisać emocjami, sercem, a na dodatek przeżyłam chyba wszystko, co człowiek może przeżyć, i dzięki temu mogę w jakiś sposób pomóc moim Czytelniczkom. Dając im nadzieję, że nawet najczarniejsza noc kiedyś się skończy, trzeba tylko doczekać świtu. Tak, rozumiem moje Czytelniczki, potrafię z nimi przeżywać i cierpienie, i szczęście. I to chyba jest siła moich książek - właśnie to zrozumienie i umiejętność współodczuwania.

Zdradziła pani ostatnio na swoim vlogu tajniki pracy pisarskiej. Potrafi pani tworzyć nawet w niesprzyjających warunkach, np. na zatłoczonym lotnisku. Czy zdradzi nam pani jeszcze, jak można sobie wyrobić taką żelazną samodyscyplinę? Czy to charakter, czy kwestia odpowiedniego treningu?

- Zwykle zapewniam sobie jednak bardziej sprzyjające środowisko twórcze: moje ulubione biurko, ciepło, ciszę i opakowanie żelek nadziewanych sokiem - nie mogę ostatnio bez nich pisać! (śmiech), ale... to chyba zależy od tego, co piszę. Jeśli jakaś scena czy rozdział są naprawdę porywające, to zapominam o całym świecie, wpadam w tamten, tworzony, i wtedy dookoła może trwać trzęsienie ziemi, a ja zauważę je tylko dlatego, że nie trafiam placami w klawisze (śmiech).

Oprócz pisania książek tworzy też pani bardzo poczytnego bloga. Co daje Pani taki kontakt z czytelnikami?

- Często powtarzam, że pisarza tworzą Czytelnicy, a nie ilość napisanych książek, dlatego kontakt z Czytelniczkami jest dla mnie tak ważny, wręcz bezcenny. Ich maile, wpisy i komentarze na blogu, nie mówiąc już o wspaniałych recenzjach, nieraz wzruszają mnie do łez. Nareszcie tych dobrych łez. Choć dziewczyny nie mają ze mną bezpośredniego kontaktu, to jednak czuję ich bliskość i wsparcie. To jest wspaniałe. Dla nich, dla tych wrażliwych kobiet, warto pisać.

Z wykształcenia jest pani lekarzem weterynarii i jak to widać w pani książkach, bardzo pani zwierzęta kocha - nie żal było pani porzucić pracę z nimi na rzecz pisania?

- Myślę, że kochałam zwierzęta za bardzo - ja chyba wszystko robię za bardzo - i po prostu nie potrafiłam znieść ich cierpienia. W pewnym momencie, by się nie załamać kompletnie, powiedziałam: dość. A potem zaczęła się moja przygoda z pisarstwem, która trwa do dziś i w której moją wrażliwość na cierpienie bezbronnych istot mogę w inny, być może bardziej skuteczny czy cenniejszy sposób wykorzystywać, choćby uwrażliwiając innych.

Ma pani na koncie dwadzieścia dwie książki, za chwilkę ukażą się trzy następne. Czy któraś z nich jest dla pani szczególnie ważna i dlaczego?

- Każda jest ważna. Każdą odbieram niczym narodziny dziecka. Jak ja się cieszę, biorąc do ręki nowiutką, pachnącą, niemal jeszcze ciepłą powieść mojego autorstwa... Chyba największym sentymentem darzę jednak Kroniki Ferrinu, które pomogły mi w najczarniejszych chwilach mojego życia, Poczekajkę, którą debiutowałam, ale za najważniejszą, bo poruszającą najtrudniejszy społecznie temat, uważam Bezdomną, którą napisałam, by uratować choć jedną kobietę i choć jedno dziecko...

Czy chciałaby pani przekazać coś na zakończenie, ma pani jakieś motto życiowe?

- O, tak. Pamiętaj, że nawet jeśli Ty straciłaś wiarę w marzenia, one wciąż wierzą w Ciebie.

Pisze wzruszające powieści obyczajowe, fantasy, erotyki, ale i książki poruszające poważne problemy społeczne. Wszystkie łączy jedno: ogromna dawka emocji i coraz większa rzesza czytelników. Katarzyna Michalak to bestsellerowa autorka, która doskonale zna swoich czytelników i wie jak do nich trafić.

Dla ciebie wszystko - najnowsza książka Katarzyny Michalak!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy