Kto ma większe szanse na przeżycie ataku serca: kobieta czy mężczyzna? Fragment książki

Czy każdy pacjent przez pracowników służby zdrowia traktowany jest tak samo poważnie? Temu zagadnieniu postanowiła przyjrzeć się bliżej Rebekka Endler. Autorka książki „Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn”, która swoją premierę będzie mieć już 18 maja, wypunktowuje nierówności społeczne. Opisuje różne sfery życia – naukową, publiczną, technologiczną, filmową, a także medyczną. Po głębszej analizie okazuje się, że kobiety od wieków są wykluczane i pomijane – także jeśli chodzi o służbę zdrowia. Poniżej prezentujemy fragment książki.

Czy płeć ma znaczenie, kiedy jesteśmy w potrzebie i korzystamy ze służby zdrowia?
Czy płeć ma znaczenie, kiedy jesteśmy w potrzebie i korzystamy ze służby zdrowia? 123RF/PICSEL

Zawał doktor Bailey

Być może coś zacznie się zmieniać, kiedy podniesie się świadomość istnienia związanych z płcią braków w opiece medycznej nad kobietami i wszystkimi osobami, które nie urodziły się jako mężczyźni. Kiedy w amerykańskim serialu "Chirurdzy" (Grey’s Anatomy) pojawiła się już kwestia zbyt słabo zbadanego orgazmu łechtaczkowego i jego efektywności w łagodzeniu bólu, dramatyczny jedenasty odcinek czternastego sezonu zaskoczył (uwaga spoiler) problematyką zawału serca u kobiet.

Ordynatorka chirurgii Miranda Bailey (grana przez Chandrę Wilson) siedzi w aucie i nagle czuje, że coś jest nie tak, jedzie więc do najbliższego szpitala, gdzie badający ją kardiolodzy nie biorą na poważnie ani jej osoby, ani objawów. Mówi lekarzom jasno i wyraźnie, że przechodzi właśnie atak serca, jednak EKG nie potwierdza żadnych nieprawidłowości. Bailey podejrzewa zawał tylnej ściany serca, prosi więc o umieszczenie elektrod nie na klatce piersiowej, lecz na plecach. Daremnie. W kolejnych minutach Bailey usiłuje uratować własne życie, dokładnie opisując swoje symptomy: krótki oddech, ataki lęku, zawroty głowy, zimne poty. Recytuje wyniki badań, zgodnie z którymi 63 proc. kobiet umierających nagle w wyniku zatrzymania krążenia nie narzeka wcześniej na żadne dolegliwości sercowe. A także badania, w których wykazano, że czarne kobiety, a zatem takie jak Bailey, narażone są na największe ryzyko.

"Dopiero u osób po siedemdziesiątym czwartym roku życia płeć nie wpływa już na śmiertelność"
"Dopiero u osób po siedemdziesiątym czwartym roku życia płeć nie wpływa już na śmiertelność"123RF/PICSEL

Przekazywanie wiedzy poprzez seriale telewizyjne ma oczywiście swoje ograniczenia, skoro nawet po kilkunastu sezonach "Ostrego dyżuru" i "Chirurgów" nadal nie mam pojęcia, jak się usuwa wyrostek robaczkowy, ale jeśli chodzi o uwrażliwianie społeczeństwa, są to przynajmniej godne pochwały próby dotarcia do mainstreamu. Opisany odcinek "Chirurgów" nie jest dziełem przypadku, a sfikcjonalizowanym doświadczeniem Elizabeth Finch, jednej ze scenarzystek serialu. Kiedy Finch uległa wypadkowi w górach i ból nie przeszedł nawet po czwartej operacji kolana, lekarz, zamiast zlecić kolejne badania, przepisał jej antydepresanty i zażartował - dosłownie: "Neurotyczne Żydówki to moja specjalność".

Z biegiem czasu Finch czuła się coraz gorzej, nie mogła spać, dokuczał jej kłujący ból w plecach i zwątpienie we własne siły. W artykule dla "Elle" napisała: "Nazwał mnie 'niecierpliwą' i 'emocjonalną'. Nie przyszło mi do głowy, że być może najniebezpieczniejszą etykietką ze wszystkich jest 'kobieta'". Ostatecznie u Finch rozpoznano rzadki nowotwór kości, jeszcze rzadszy w jej grupie wiekowej - osób przed czterdziestką. Choroba przez całe lata rozwijała się niewykryta i błędnie diagnozowana. W trakcie rekonwalescencji Finch wyruszyła na wyprawę badawczą w głąb medycyny, zdecydowana włączyć podobne tematy do swoich scenariuszy. Jednym z rezultatów był odcinek o kobiecym zawale.

Cis mężczyźni stanowią dwie trzecie śmiertelnych ofiar zawałów serca, bo generalnie częściej ich doświadczają. Jeśli jednak zawał przytrafi się cis kobiecie przed pięćdziesiątką, prawdopodobieństwo, że skończy się on dla niej zgonem, jest dwa razy wyższe niż u cis mężczyzny w zbliżonym wieku*. Dopiero u osób po siedemdziesiątym czwartym roku życia płeć nie wpływa już na śmiertelność. Choć może to wynikać po prostu stąd, że kobiety z zawałem w momencie przybycia lekarzy są już często martwe i nie trafiają do szpitalnych statystyk.

Inną przyczyną, oprócz błędnych diagnoz i niewiedzy personelu medycznego na temat kobiecych objawów, jest fakt, że kobiety rzadziej korzystają z pomocy medycznej, ponieważ boją się niepoważnego potraktowania, kiedy ich zawał nie wygląda jak ten made in Hollywood (ostry ból w piersi i upadek). Jak twierdzą badaczki/cze, obawa przed byciem zaszufladkowaną jako hipochondryczka jest bardzo silna. I częściowo słuszna: badanie, w którym przeanalizowano leczenie pacjentek/tów po operacji wszczepienia bypassów wykazało, że mężczyźni skarżący się na ból otrzymywali leki przeciwbólowe, podczas gdy kobietom w tej samej sytuacji przepisywano środki uspokajające. Kobiety traktuje się więc, jakby były niestabilne emocjonalnie, a ich dolegliwości wynikały z problemów psychicznych, do dolegliwości cis mężczyzn natomiast podchodzi się na serio.

Ułamki chwil mogą zdecydować o tym, czy ktoś przeżyje atak serca
Ułamki chwil mogą zdecydować o tym, czy ktoś przeżyje atak serca123RF/PICSEL

Ale jest też druga strona medalu: u mężczyzn znacznie rzadziej diagnozuje się problemy psychiczne i depresję, ponieważ u nich zazwyczaj szuka się przyczyn fizycznych, co często ma katastrofalne skutki. Kolejnym czynnikiem wyraźnie pokazującym, że mamy tutaj do czynienia z systemowym problemem genderowych uprzedzeń, jest płeć osób prowadzących leczenie. W badaniu z 2018 roku stwierdzono, że prawdopodobieństwo przeżycia w razie zawału serca jest w przypadku kobiet wyższe, kiedy za leczenie w szpitalu odpowiada lekarka, a nie lekarz. Ponadto kiedy kobieta ma atak serca, dotarcie do lekarza zajmuje jej średnio 45 minut, podczas gdy cis mężczyzna trafia do szpitala już po 20 minutach - a im więcej czasu upłynie, tym większa część mięśnia sercowego może obumrzeć.

Przyczyn trzeba szukać w wielu wiekach androcentrycznej medycyny. Osobami decydującymi o programach i treściach nauczania na kierunkach lekarskich w Niemczech nadal są w 90 procentach mężczyźni, mimo że od dwudziestu lat kształci się na nich więcej studentek niż studentów. Strukturalna nierównowaga w świecie akademickim powraca jak lejtmotyw: na niższych i średnich szczeblach znajdziemy kobiety, osoby trans, inter i niebinarne, ale im wyżej, tym jest ich mniej.

W artykule, który ukazał się w 2019 roku w "Süddeutsche Zeitung", Mareike Nieberding pisze, że lobbowanie na rzecz medycyny wrażliwej na płeć, czyli uwzględniającej zarówno płeć biologiczną, jak i społeczną, i prowadzenie na ten temat badań praktycznie do dziś nie przynosi efektów. Medycyna płci (gender medicine) wciąż pozostaje niszą. W Niemczech na kierunkach lekarskich studiuje 90 tysięcy osób, ale w sposób wrażliwy na płeć wiedzę przekazuje się jedynie w klinice uniwersyteckiej Charité w Berlinie. W nauce mówi się o undone sciences - obszarach niedofinansowanych, niedostatecznie zbadanych i ignorowanych przez instytucje, mimo że na ich rozwoju mógłby skorzystać ogół społeczeństwa. W tym przypadku około 50 procent ludzkości.

"Kobiety traktuje się więc, jakby były niestabilne emocjonalnie, a ich dolegliwości wynikały z problemów psychicznych, do dolegliwości cis mężczyzn natomiast podchodzi się na serio"
"Kobiety traktuje się więc, jakby były niestabilne emocjonalnie, a ich dolegliwości wynikały z problemów psychicznych, do dolegliwości cis mężczyzn natomiast podchodzi się na serio"123RF/PICSEL

Wróćmy na serialową izbę przyjęć, do pacjentki z zawałem - Mirandy Bailey. Diagnoza lekarzy brzmi: atak paniki i załamanie nerwowe. Kobieta na tak odpowiedzialnym stanowisku i z dzieckiem w domu, wiadomo, może w końcu nie wytrzymać i nabawić się problemów psychicznych. "Czy doświadcza pani w życiu silnego stresu?", pyta lekarz. Na co Bailey odpowiada: "Nie tędy droga, proszę tego nawet nie próbować: kobieta zjawia się z objawami zawału, a pan stwierdza, że jedyną przyczyną jest to, że nie radzi sobie z emocjami. Nie, tu nie chodzi o żadne lęki. Nie mam złamanego serca, które trzeba uleczyć, naprawy potrzebuje moje organiczne serce".

To nie tylko słowa, które scenarzystka włożyła w usta doktorce Bailey - Finch sama chętnie skierowałaby je do zajmującego się nią lekarza, gdyby już wtedy była świadoma problemu. Pozwoliła więc sobie na małe katharsis w serialu, równocześnie dając do zrozumienia tysiącom oglądających go ludzi, że te uprzedzenia są prawdziwe i kosztują życie. A może ta czy inna pacjentka odważy się dzięki temu żądać lepszego leczenia, bo przynajmniej będzie zdawać sobie sprawę, co może pójść nie tak. Nawet jeśli to do zadań i zakresu odpowiedzialności lekarza/rki należy ustawiczna nauka i aktywne zwalczanie tego rodzaju uprzedzeń.

*  Statystyki zazwyczaj obejmują jedynie kategorie płci żeńskiej męskiej. Można jednak założyć, że osoby trans, inter i niebinarne spotykają się ze strony lekarek/rzy z podobnymi uprzedzeniami co cis kobiety.

Powyższy fragment pochodzi z książki "Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn " autorstwa Rebekki Endler. Premiera książki już 18 maja. 

"Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn" autorstwa Rebekki Endler
"Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn" autorstwa Rebekki Endlermateriały prasowe

***
Zobacz również: 

Żyją dzięki sztucznym komorom sercaINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas