Polska licealistka opracowała szyfr, który pomaga walczyć z przemocą domową

Pandemia i związana z nią przymusowa izolacja wywołała znaczący wzrost przypadków przemocy domowej. Ofiarom, zamkniętych w jednym lokalu z oprawcę, trudno szukać wsparcia. Z pomocą przyszła im pewna licealistka.

W czasie epidemii liczba przypadków przemocy domowej mogła wzrosnąć nawet o połowę
W czasie epidemii liczba przypadków przemocy domowej mogła wzrosnąć nawet o połowę123RF/PICSEL

Na pierwszy rzut oka, nie sposób się domyślić się, o co tu chodzi. Modna nazwa, minimalistyczne opakowania, szeroka oferta: kremy do rąk, do wrażliwej cery, pod oczy oraz produkty dla panów. Są też przychylne komentarze klientów. Tyle, że nigdzie nie widać cen, a zamówienia można składać wyłącznie w wiadomości prywatnej. Internetowe naciągactwo? W żadnym razie. Raczej sprytny kamuflaż.

Sklepik (nie podajemy nazwy, by, jak proszą zaangażowani w akcję, "szyfr pozostał szyfrem". Zainteresowani mogą łatwo odnaleźć go na Facebooku), służy bowiem nie sprzedaży kosmetyków, a zgłaszaniu przypadków przemocy domowej. Tak, by ofiary które z powodu epidemii zostały uwięzione z oprawcą w jednym mieszkaniu, mogły bezpiecznie poprosić o pomoc.

Krem na obrzęki proszę

Za inicjatywą stoi licealistka, Krystyna Paszko. Jak przyznaje w wywiadach, na pomysł tajnego szyfru wpadła, zainspirowana rozwiązaniami stosowanymi we Francji. Tam, ofiary przemocy domowej po pomoc mogą zgłaszać się do farmaceutów, prosząc w aptekach o "maseczkę numer 19".

A w jaki sposób działa polski kamuflaż? - Ofiara przemocy kontaktuje się z naszym fikcyjnym sklepem. Może to zrobić mailowo lub za pośrednictwem profilu na Facebooku. Taka osoba udaje - to jest taki szyfr - że składa zamówienie. My z naszej strony również używamy tego szyfru i pytamy na przykład, czy możemy jakoś pomóc w doborze kosmetyków lub coś doradzić - tłumaczyła Krystyna reporterom radia TOK FM.

"Pracownicy sklepu" cały czas starają się utrzymywać kontakt z "klientką", pytają np. o kondycję cery, albo o to, czy na skórze pojawiły się jakieś nowe przebarwienia. Gdy rozmówczyni decyduje się na podanie adresu, przez twórców inicjatywy odczytywane jest to, jako prośba o natychmiastową pomoc.

Mimo, że akcja działa dopiero od tygodnia, odzew jest całkiem spory.

Już nie mogę do was dzwonić

Odzew jest spory, bo i skala problemu niemała. Jak podaje współpracujące ze "sklepem" Centrum Praw Kobiet, istnieją poważne podstawy, by twierdzić, że zjawisko przemocy domowej znacząco nasiliło się podczas epidemii

- Już w marcu, na samym początku kwarantanny, odebrałyśmy o 50 proc. więcej zgłoszeń od ofiar przemocy - tłumaczy Joanna Gzyra-Iskandar z CPK. - Docierają do nas i inne niepokojące sygnały: W oddziale Gdańskim 1/3 kobiet, które stale korzystają z prawnej i psychologicznej pomocy zgłosiło, że w czasie izolacji nie będzie w stanie się z nami kontaktować.

Przyczyna? Zwykle nie jedna, a wiele. Część kobiet, po tym jak po zamknięciu szkół i przedszkoli przejęła obowiązki związane z opieką nad dziećmi, zwyczajnie nie ma na to czasu. Inne, nie są w stanie wygospodarować intymnego miejsca na rozmowę w mieszkaniu, w którym przez całą dobę przebywają wszyscy domownicy. Jeszcze inne, straciły dostęp o komputera czy telefonu. - W Łodzi kobiety zgłaszały, że w czasie kwarantanny są poddawane ścisłej inwigilacji ze strony oprawców. Partnerzy lub krewni sprawdzają ich połączenia, sms-y, wiadomości wysyłane na komunikatorach - mówi Gzyra-Iskandar.

Inicjatywa Krystyny Paszko to tylko jeden ze pomysłów na to, jak w czasach epidemii pomóc ofiarom przemocy domowej. Fundacja Feminoteka opracowała "Mapę miejsc pomocy dla kobiet doświadczających przemocy", CPK zachęca do korzystania z całodobowego telefonu interwencyjnego (numer: 600 070 717), na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich pojawił się zaś tzw. Plan Awaryjny, stworzony przy współpracy z szeregiem organizacji antyprzemcowych.  - To w miarę uniwersalne rekomendacje dla osób doświadczających przemocy. Ofiary mogą posłużyć się nim, opracowując własny plan postępowania w sytuacji kryzysowej - mówi Gzyra Iskandar.

W planie znalazły się takie rady jak: Obserwuj zachowania osoby agresywnej, naucz dzieci dbać o bezpieczeństwo (dobrze, żeby np. znały numery alarmowe oraz potrafiły podać adres zamieszkania), zastanów się, gdzie w domu możesz znaleźć bezpieczne schronienie (pomieszczenie, w którym nie ma m.in. twardej posadzki i niebezpiecznych przedmiotów), przygotuj się do ucieczki (CPK radzi, by mieć przygotowaną torbę zawierającą takie przedmioty jak: dokumenty, telefon z ładowarką, numery kont bankowych, leki, bielizna na zmianę i szczoteczka do zębów). Pełną listę rekomendacji można znaleźć na stronie: www.rpo.gov.pl.

Apel do premiera

Eksperci wskazują jednak, że obywatelska pomoc nie wystarczy - potrzebne są odpowiednie regulacje, wprowadzone np. przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W tej sprawie CPK skierowało do premiera petycję. "Wprowadzone w ramach walki z epidemią koronawirusa nadzwyczajne obostrzenia sprawiły, że tysiące kobiet i dzieci doświadczających przemocy zostało zamkniętych w domu ze swoimi oprawcami", czytamy w piśmie. "Panie Premierze żadna z dotychczasowych ustaw specjalnych nie uwzględniała nie tylko potrzeb organizacji pomocowych udzielających wsparcia kobietom doświadczającym przemocy, ale także potrzeb samych pokrzywdzonych kobiet i ich dzieci. Brakuje rozwiązań, które zapewniłyby im bezpieczeństwo osobiste i finansowe i realny dostęp do pomocy."

Gzyra-Iskandar, pytana o to, jakie regulacje należałoby przyjąć w pierwszej kolejności, mówi o trzech kwestiach. - Po pierwsze, ofiary nie mogą obawiać się, że uciekając od oprawcy, narażają się na wysoki mandat, łamiąc zasady kwarantanny. Po drugie, należy przygotować im odpowiednie miejsca schronienia - mogłyby to być np. niefunkcjonujące z powodu epidemii hotele i ośrodki wczasowe. Po trzecie,  przydałoby się zebrać w jednym miejscu wszystkie funkcjonujące już pomocowe inicjatywy, tak by dostęp do wiedzy o nich był jak najprostszy - wylicza. Petycję można przeczytać i podpisać na stronie cpk.org.pl..

Dobrze znana historia

Warto dodać, że eskalacji przemocy podczas epidemii można się było spodziewać. Podobny mechanizm obserwowano bowiem w przypadku innych katastrof. Dla przykładu: Po trzęsieniu ziemi w Canterbury w 2010 r. nowozelandzka policja zanotowała 50 proc. wzrost zgłoszonych przypadków przemocy, tak samo było po pożarach buszu w Australii oraz po przejściu Huraganu Andrew na Florydzie. - Kiedy ogłaszano narodową kwarantannę, jedna z konsultantek Centrum powiedziała, że nadchodzi czas próby dla naszych związków - podsumowuje Gzyra-Iskandar. - Jeśli były w nich jakiekolwiek nieprzepracowane żale, pretensje czy wątpliwości, teraz wyjdą one na jaw, nierzadko przeradzając się w agresję.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas