Proste informacje, z których korzystają oszuści

Te trzy informacje to po prostu nasze imię, nazwisko i numer PESEL. To wystarczy, by oszuści mogli nas wpędzić w poważne kłopoty finansowe. A najgorsze jest to, że wcale nie muszą kraść naszego dowodu osobistego, by wejść w posiadanie tych informacji.

Oszuści nie potrzebują dowodu, żeby wyłudzić pieniądze
Oszuści nie potrzebują dowodu, żeby wyłudzić pieniądze123RF/PICSEL

Przyzwyczaiłyśmy się, że musimy pilnować dowodu osobistego czy kart płatniczych. Ale przywykliśmy, że w różnych miejscach - nie tylko przy załatwianiu spraw urzędowych - podajemy podstawowe dane. Wydaje nam się, że to zupełnie nieszkodliwe, bo przecież, żeby cokolwiek załatwić, musimy wylegitymować się dowodem osobistym. Niestety, nie do końca tak jest. A większości z nas nie przychodzi do głowy, że nawet podanie imienia i nazwiska oraz numeru PESEL może mieć katastrofalne skutki. Co może zrobić oszust, znając te trzy dane?

Może kupić na raty różne sprzęty

Teoretycznie do takich zakupów potrzebny jest dowód osobisty, ale przestępcy często posługują się podrobionym dokumentem, którego autentyczności nikt nie sprawdza. Poza tym, jeśli zakupy robi się przez telefon lub przez internet, nie trzeba nawet mieć fałszywego dokumentu. Udowodnił to niedawno reporter programu "Uwaga". Podszywając się pod przypadkową osobę (oczywiście za zgodą tej osoby) kupił na jej nazwisko bardzo drogi telefon w dużej sieci komórkowej.

Może wziąć kredyt na nasze nazwisko

Zdarzają się przypadki, że na nazwisko zupełnie nieświadomej osoby wyłudzanych jest kilkadziesiąt pożyczek, tzw. chwilówek. Firmy, które ich udzielają, reklamują się, że udzielają pożyczek przy "minimum formalności" - w najlepszym razie sprawdzają tylko imię i nazwisko w bazie PESEL. W najgłośniejszym ostatnio przypadku oszust podawał imię, nazwisko i PESEL mieszkańca Pomorza, numer dowodu osobistego innej osoby, oraz przypadkowo wybrany adres w  zupełnie innej miejscowości. W ten sposób wyłudził 15 pożyczek w wysokości od 200 do 8 tys. złotych. Uwaga! Tylko w 2018 r. i tylko w bankach oszuści ponad 5 tys. razy próbowali wyłudzić kredyty, wykorzystując cudzą tożsamość. Nie wiadomo, ile takich wyłudzeń było w firmach udzielających "chwilówek". Najgorsze jest ukryte niebezpieczeństwo Problem polega na tym, że ofiary tych przestępstw przez wiele miesięcy mogą w ogóle nie wiedzieć, że dzieje się coś złego. W przypadku gdy raty za zakupy czy pożyczki nie są spłacane, firmy wysyłają ponaglenia na nazwisko ofiary, ale pod zupełnie inny adres w innej części kraju. Nawet jeśli mieszkające tam osoby odbiorą korespondencję, ląduje ona w koszu na śmieci, bo przecież nikt tam nie wie, o co chodzi. Pożyczki lub raty za zakupy nie są więc spłacane, a rzekomy dłużnik nie kontaktuje się z firmą.

Oszuści coraz częściej wykorzystują dane wrażliwe ofiar
Oszuści coraz częściej wykorzystują dane wrażliwe ofiar123RF/PICSEL

Wierzyciele wnoszą więc sprawę do e-sądu Jest to instytucja, która działa wyłącznie online (czyli przez internet). Zajmuje się odzyskiwaniem długów, które nie wymagają postępowania dowodowego (a niepłacenie rat teoretycznie nie wymaga udowadniania). Sąd weryfikuje tożsamość pozwanego (czyli ofiary oszustwa) tylko w bazie PESEL. Jeśli wszystko się zgadza, wystawia nakaz zapłaty. Informuje o tym pozwanego listem poleconym, ale jeżeli przesyłka nie zostanie odebrana, zawiadomienie i tak uznaje się za skuteczne. Po 2 tygodniach wyrok staje się prawomocny i do ściągania należności wkracza komornik. Dopiero w tym momencie ofiara ma szansę dowiedzieć się, że ma długi. A i to pod warunkiem że komornikowi szybko uda się ustalić, gdzie mieszka, w jakim banku ma konto itp. Jeśli poszukiwanie tych danych trwa, mija kilka kolejnych tygodni lub miesięcy, a przez cały ten czas narastają karne odsetki. Może się więc okazać, że choć oszust zrobił na nasze konto zakupy lub wziął pożyczkę o wartości kilkuset złotych, to do spłacenia mamy kilkadziesiąt tysięcy. 

Skąd przestępcy mogą wziąć nasz PESEL?

- Z bezprawnie udostępnionych legalnych baz danych - tak było w najgłośniejszej ostatnio sprawie, gdy była pracownica banku próbowała sprzedać bazę danych o 600 tys. osób.

- Z nielegalnie zgromadzonych danych - oszuści często po prostu dzwonią pod przypadkowo wybrane numery. Podszywając się pod pracowników różnych instytucji (banków, urzędów, organizacji pożytku publicznego itp.), proszą o "weryfikację danych", a tak naprawdę po prostu o ich podanie. 

- Z fałszywych konkursów  - oszuści dzwonią, mówiąc, że firma z okazji swego jubileuszu, akcji promocyjnej itp. wylosowała nas jako odbiorców prezentu  i proszą o podanie danych. Oczywiście żadnego prezentu nie  dostajemy.

- Z naszych dokumentów, które sami udostępniamy. Pamiętajmy, że tylko urzędy państwowe i banki mają prawo do zeskanowania dokumentów. Nie mogą tego robić żadne wypożyczalnie, hotele, biblioteki itp. Nie zgadzajmy się też, by pracownik wyszedł z naszym dokumentem na zaplecze.

- Obserwując nas - w różnych miejscach "urzędowych" jesteśmy proszeni o podanie nr PESEL - np. w niektórych szpitalach, żeby pobrać numerek z biletomatu, w przychodni w rejestracji itp. Warto zachować czujność i zwrócić uwagę, czy ktoś nie stoi za blisko, nie patrzy nam na ręce, nie podsłuchuje.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Rodzicu, czy kontrolujesz swoje dziecko w sieci?Interia.tv
100 rad
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas