Sarah Jio, Marcowe fiołki

Dziesięć lat temu Emily miała wszystko. Dziś jej kariera leży w gruzach, a ukochany mąż zabiera z ich mieszkania ostatni karton i odchodzi do innej kobiety.

.
.materiały prasowe
materiały prasowe

Załamana Emily wyjeżdża na wyspę, na której jako dziecko spędzała beztroskie wakacje. Tu będzie mogła odpocząć, wyleczyć rany. Ale wymarzony spokój nie trwa długo. Kim jest Jack, tajemniczy artysta, od którego ciotka każe jej się trzymać z daleka? I czemu historia z odnalezionego pamiętnika tak bardzo przypomina Emily jej własne życie?

Przeczytaj fragment książki:

To już chyba wszystko - powiedział Joel. Oparł się o framugę drzwi wejściowych i przebiegł spojrzeniem po naszym mieszkaniu, jak gdyby chciał zapamiętać każdy szczegół.

Kupiliśmy ten dwupoziomowy apartament w nowojorskiej kamienicy z przełomu wieków pięć lat temu i razem go odnawialiśmy - w lepszych czasach. Było na co popatrzeć: hall kończył się delikatnym łukiem, w salonie stał zabytkowy kominek, nasz największy skarb wyszukany w sklepie z antykami w Connecticut, ściany jadalni miały głęboką barwę.

Długo zadręczaliśmy się wyborem koloru. W końcu padło na marokańską czerwień, odcień smutny i przytłaczający, trochę jak nasze małżeństwo. Po malowaniu wydał się Joelowi zbyt pomarańczowy. Według mnie był idealny.

Spojrzeliśmy po sobie, ale szybko spuściłam wzrok na rolkę taśmy klejącej, którą trzymałam w dłoni. Mechanicznie oderwałam ostatni kawałek i nakleiłam go na pudełko z rzeczami, które Joel przyszedł odebrać dzisiejszego ranka. Nagle przypomniałam sobie o skórzanym grzbiecie książki, który mignął mi niebieską plamą w zaklejonym już pudełku. Posłałam Joelowi oskarżycielskie spojrzenie.

- Zaraz. Zabrałeś mój egzemplarz Years of Grace?

Czytałam tę książkę sześć lat temu w czasie naszej podróży poślubnej na Tahiti, lecz nie pamięć o tamtym wyjeździe chciałam opiewać jej naderwanymi stronami. Do tej pory trudno mi uwierzyć, że wyciągnęłam powieść Margaret Ayer Barnes, zdobywczyni Pulitzera w 1931 roku, z zakurzonego stosu poradników w hotelowym hallu. Jak tylko otworzyłam kruchy grzbiet książki, poczułam, że jest mi dziwnie znajoma, choć nie byłam w stanie tego wytłumaczyć.

Ta poruszająca opowieść o miłości, stracie i akceptacji, ukrytych namiętnościach i niewypowiedzianych myślach na zawsze zmieniła sposób, w jaki postrzegałam własne pisanie. Być może dlatego przestałam pisać. Joel nigdy jej nie przeczytał. Cieszyło mnie to, bo była zbyt intymna, aby się nią dzielić. Czułam się, jakbym czytała strony ze swojego nieistniejącego pamiętnika.

materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas