Ukradł relikwie z krwią Jezusa. W niewiarygodny sposób powrócą na swoje miejsce

Na początku czerwca wiernymi Kościoła katolickiego wstrząsnęła niewiarygodna wiadomość. Z opactwa Fecamp we francuskiej Normandii skradziono relikwię, która zgodnie z wierzeniem zawiera krople krwi Jezusa zebranej w Świętym Graalu podczas ukrzyżowania. Nagle nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Artefakt powróci na swoje dawne miejsce w niewiarygodny sposób.

Relikwia przechowywana jest w złoconej skrzynce, wysadzanej drogocennymi kamieniami
Relikwia przechowywana jest w złoconej skrzynce, wysadzanej drogocennymi kamieniamiEast News

Wysoki na około 30 centymetrów ozdobny pojemnik posiada we wnętrzu dwie fiolki, które zgodnie z wiarą katolicką zawierają krople krwi Jezusa, zebranej w Świętym Graalu podczas jego ukrzyżowania.

Relikwia przechowywana jest w złoconej skrzynce, wysadzanej drogocennymi kamieniami. Przedstawia między innymi wizerunek Chrystusa na krzyżu. Powszechnie uważa się, iż ma ona związek ze śmiercią Chrystusa, a wierni od przeszło tysiąca lat pielgrzymują do opactwa Fecamp we francuskiej Normandii, aby się przed nią modlić.

Kradzież francuskich relikwii "cennej krwi"

W nocy z 1 na 2 czerwca doszło jednak do kradzieży. Relikwia zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach zaledwie dwa tygodnie przed coroczną celebracją Mszy Przenajdroższej Krwi. Ta wiadomość wstrząsnęła Kościołem katolickim.

W poszukiwania zaangażowano Arthura Branda, holenderskiego detektywa sztuki, nazywanego "Indiana Jones of the Art World". Zasłynął on między innymi odzyskaniem skradzionych posągów z brązu "Konie Hitlera" oraz pierścienia, który należał niegdyś do Oscara Wilde’a.

Kilka dni po kradzieży detektyw otrzymał anonimową wiadomość e-mail, której nadawca twierdził, iż posiada skradziony łup.

Relikwie powrócą na swoje miejsce

Nadawca poinformował detektywa, iż złodziejem był jego przyjaciel, który nie zdawał sobie sprawy czym jest skradziony przez niego przedmiot. Dodał, że zostawi paczkę na progu jego drzwi.

Przez tydzień byłem praktycznie więźniem we własnym domu. Nie mogłem wyjść
tłumaczy ze śmiechem detektyw, opisując całą sytuację w rozmowie z AFP.

Jak wyjaśnił, zwrócenie relikwii bezpośrednio do opactwa groziło aresztowaniem. Tuż po kradzieży biskup Le Havre Jean-Luc Brunin całą sytuację określił bowiem jako atak na wiarę ludzi i część tradycji, która sięga XII wieku.

Kilka dni później, o 10:30 wieczorem, zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyjrzałem z balkonu na zewnątrz i w ciemności zobaczyłem pudło. Zbiegłem po schodach, bojąc się, że ktoś je zabierze. Rozejrzał się, ale nikogo tam nie było
powiedział detektyw Brand.

Teraz detektyw przekaże artefakt policji, która będzie odpowiedzialna za zwrócenie go do opactwa w Fecamp.

Choroba brudnych jagód, czyli bąblowicaInteria.tv
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas